Dwa tygodnie temu ( po koncercie Eda Sheerana na którym byłam sama pisałam Wam – Jeśli czegoś chcesz to po prostu to zrób, nie czekaj na innych) Dzisiejszy temat niejako łączy się z ostatnio poruszanym. Tym razem jednak nie chodzi mi o lęk przed zrobieniem czegoś samotnie, ale chciałam skupić się na tym, co ostatnio tylko liznęłam, a więc – lęku przed tym co powiedzą o nas inni. A także o odkładaniu swoich marzeń na później, na kiedy indziej, na … nigdy. Tylko dlatego, że wydają nam się zbyt szalone, zbyt niepoważne i zbyt nieprzystające do tego kim jesteśmy dzisiaj i jak chcemy, żeby nas postrzegali inni. Tworząc sobie własną klatkę. Dziś właśnie o tym.
Na koncert Pink poszłam ubrana w strój zainspirowany jej stylizacjami z kilku teledysków, wsród nich m.in Get the party started – czyli pamiętna koszulka z wyciętych rajtek-kabaretek. Na głowie moja słynna już różowa peruka, którą uwielbiam i zakładam kiedy tylko to możliwe oraz odsłaniający brzuch top ( na codzień top do ćwiczeń, sportowy stanik) no i trochę żelastwa. Jestem królowa przebieranek, z posagiem w wysokosci 5 kartonów i dwóch walizek ze strojami, jesli wiec pojawia sie tylko okazja, żeby się przebrać to robię to, nie patrząc na innych. Dlaczego? Bo uważam, że strój pomaga przeżyć daną chwilę jeszcze mocniej, uzupełnia nasze przeżycia i sprawia, że wszystko staje się kompletne. Gdy jechałam do domu Jane Austen, miałam na sobie suknie przypominająca te z epoki i paradowałam w kapeluszu z XVIII wieku, wówczas dopiero miałam poczucie pełnej jedności z Jane ( tutaj macie vloga gdzie możecie zobaczyć dom oraz strój:))
Czy w jakikolwiek sposób myślę o tym co inni powiedzą? Od dawien dawna nie, ale też musiałam się tego nauczyć. Przede wszystkim wyrwać i zdystansować ze środowiska ludzi, którzy bardzo dbają o to co pomyślą inni. Małe społeczności, małe miejscowości średnio służą ekscentryka, chociaz trenowałam właśnie na takiej przestrzeni szokując wszystkich dookoła strojami własnej inwencji i choć dla nastolatki komentarze otoczenia są bardziej dotkliwe, ten poligon dał mi siłę na dorosłe życie.
Wracając do ostatniego posta, przypomnę tylko, że ci inni o których tak strasznie dbamy i o których opinie zabiegamy i których zdania się obawiamy, wcale o nas nie dbają. Postawmy więc na szali – czy warto rezygnować z największego chodźby szaleństwa, które nam się marzy od lat tylko dlatego, że boimy się opinii innych, którzy wyrzuca ja z siebie i równie szybko zapomną? Cy owa Kowalska , z mieszkania obok twoich rodziców zrekompensuje Ci jakoś brak spełnionego marzenia, jeśli zrezygnujesz ze swojego szaleństwa? Nie sądze. Prosta więc odpowiedź. Nie patrz na innych rób swoje i ciesz się życiem.
Przykładowo juz widzę te komentarze życzliwych ludzi z mojej rodzinnej mieściny: W dupie jej się poprzewracało w tej Warszawie, Z takim brzuchem do ludzi? Zrobiłaby coś z sobą, Czy ona myśli że jest w cyrku ? Z takiego dobrego domu, a patrz co robi, wyglada jak jakas wywłoka. itd..Znacie to?
Nie wiem, czy faktycznie takie komentarze padły, ale potrafię sobie je wyobrazić i nawet ludzi z których ust to pada. Ale jeśli nawet padły to mysle sobie – czy mnie to w ogóle obchodzi? Chciałabym przez ten post dać Wam do zrozumienia, że w życiu liczy się tylko garstka ludzi, którzy Was otaczają ich opinia, ich recenzja i komentarz, ale też nie na tyle by wpłyną na zmianę Waszych planów i marzeń.
Jeśli mogłabym Wam dać w pigułce jakąś radę to chciałabym, żebyście wynieśli z tego wpisu:
- jeśli o czymś marzysz to po prostu to zrób
- jeśli coś wydaje Ci się absurdalne, ale bardzo tego chcesz to to zrób
- zapytaj siebie co stanie w najgorszym przypadku, zwizualizuj sobie to, i zastanów się czy w ogóle Cie to obchodzi, czy to naprawdę takie straszne?
- a później zrób listę szalonych rzeczy, które chcesz zrobić i zacznij ich realizację.
- a następnie daj mi znać hasztagiem – #tryalternative_beyourself / #tryalternative
Dla mnie akurat przebranie się na koncert, nie jest ani szalonym czynem, ani zjawiskiem spoza strefy komfortu, kilka razy do roku przebieram się na najróżniejsze okazje i uwielbiam to! Raczej było to ciekawym zjawiskiem socjologicznym i dało szansę na obserwację samej siebie, bowiem po pierwsze poszłam na koncert ( znowu sama) po drugie sama byłam przebrana, nie było więcej przebranych ludzi i miałam okazję obserwować reakcje innych w Warszawie. I co? Ludzie naprawdę nieźle się spisali.
Co stałoby się gdybym zrezygnowała z założenia peruki i roznegliżowanego stroju w obawie przed reakcja innych? Przez wiele lat wypominałabym sobie, że mogłam to zrobić a odpuściłam i zawsze to wspomnienie byłoby niepełne, skażone wizją tego, że mogło być lepiej, a ja odpuściłam. A tak dzień po koncercie miałam poczucie, że było genialnie, wszystko było wspaniałe, a mój strój, postawa i całe przeżycie kompletne i doskonałe.
No i co ? Nie przekonuje Was to do walki o swoje nawet najbardziej poprawne mikro marzenia? Dajcie znać jak wygląda to u Was. I jak radzicie sobie z opinia innych.
Uściski:* Jess
This post has already been read 2503 times!