OGARNIJ ZYCIE

Mów innym że są dobrzy

9 kwietnia 2018
 Jak doskonale wiedzą Ci, którzy mnie znają osobiście, ale i Ci którzy tu zaglądają od dawna – jestem odważna, gadatliwa i lubię ludzi, ale wiecie, że nawet ja mam problem by na spotkaniu z autorami książek powiedzieć im dobre słowo, wziąć udział w dyskusji czy po koncercie powiedzieć wokaliście, że był świetny? Tak bym chciała napisać Wam, że po spotkaniu z tym i tym autorem miałam okazję pogadać z nim o tych wszystkich nurtujących mnie kwestiach, roztrząsać jakieś zagadnienia itd. Nic z tego. Przeważnie siedzę na widowni i milczą, a gdy już wymyślę sobie o co chciałabym zapytać magluje to pytanie w głowie tyle razy, aż traci gramatyczne sens, a myśl, że powinnam się odezwać  niszczy całe spotkanie. A  ja siedzę jak na szpilkach i się męczę szukając odpowiedniego momentu by się odezwać! Przeważnie kończy się na tym, że żeby się uspokoić mówię do siebie trudno jesteś lamą i żadnych pytań nie będzie. Licząc na  przypływ ambicji i wewnętrznego buntu, ale zamiast tego przychodzi jedynie uczucie ulgi i spokoju – znacie to? Dziś będzie właśnie o tym.

Strefa komfortu a samorozwój

Wiecie co myślę o strefie komfortu? ( kto nie pamięta przypominam tekst tu) Z zasady staram się robić wszystko co pozwoli mi się rozwinąć, a tu takie rozczarowanie sobą!  Gdy zauważyłam i zdefiniowałam problem postanowiłam z tym walczyć mimo swoich obaw i swojemu wspaniałemu uczuciu ulgi że już nic nie musze, gdy rezygnuje z zabrania głosu…  Kilka ostatnich razy  podczas spotkań z Twórcami i Konferencji dzielnie zdawałam pytania, a nawet więcej po spotkaniu podeszłam i kontynuowała rozmowę, a rozmówcy byli wyraźnie zadowoleni nawet mamy się do dziś na instagramie z kilkoma z nich.
 
To samo stało się w Belfaście słuchałam chyba najlepszego koncertu w życiu na żywo i wiecie, że nikt nie klaskał? Było mi tak przykro patrząc na tego genialnego wokalistę. Walczyłam z sobą przez godzinę by podejść do piosenkarza i powiedzieć mu, że jest najlepszy i powinien być gwiazdą, a nie śpiewać tutaj.  Trawiło mnie to przez cały koncert i w końcu sama dałam sobie spokój, aż  naszła mnie myśl, że może tego mu trzeba, żeby właśnie wyrwać się stąd i z bijącym nienaturalnie szybko sercem, podeszłam do artysty i powiedziałam to wszystko co kołatało mi po głowie przez cały genialny wieczoru i wiecie co się stało? Kompletnie nic! Nie rozstąpiła się ziemia, a artysta nie przemienił się w super bohatera, ale ja nieco odzyskałam wiarę we własne siły. Gdy podeszłam do niego Artysta się rozpromienił i zawstydził, ale widać było wyraźnie, że sprawiło mu to wielką przyjemność. Może uwierzy w siebie bardziej?  A ja? Nie zemdlałam, nie jąkałam się i poczułam ulgę oraz radość z wygranej walki z własną słabością oraz frajdę z tego, ze sprawiłam komuś radość, na co zasłużył. Bezcenne.
Przypomniałam sobie od razu siebie, podczas licznych wystapień i prelekcji, jak ważne były dla mnie te momenty, gdy ktoś po wykładzie, wyjeździe czy evencie, przez nas zorganizowanym podchodził i mówił, że to było dla niego wartościowe i cieszy się, że to zrobiliśmy i mógł wziąć w tym dział.  Sam fakt tworzenia daje ogromna frajdę i dla mnie jest najważniejszy, ale fajnie wiedzieć, że to co się robi ma sens dla innych.
Napisałam ten tekst, bo mam wrażenie, że wiele nieśmiałych osób myśli, że tym z zasady, eksrawerytycznym i glośnym osobom jest łatwiej występować, zadawać pytania, komentować – gdy tak naprawdę, wcale tak nie jest. Równie często kosztuje to masę wysiłku i  walki z samym sobą, by mimo wewnętrznej ameby, która pragnie (leżeć i patrzeć w sufit ) nie wychodzić ze swojej strefy komfortu, robić rzeczy zupełnie inne. Często wbrew swoim pierwotnym, prymitywnym instyktom, by rozwijać się, walczyć ze słabościami oraz przede wszystkim doceniać innych, jeśli to co robią jest dla nas wartościowe mówmy im o tym.
A Wy jakie macie do tego podejście?
pozdrawiam ciepło
Jess

This post has already been read 2785 times!

You Might Also Like