Gdy to czytacie właśnie przemierzam Oslo śladem Harego Hole, to mój krótki przystanek przed długo wyczekiwaną wizytą …. na innym kontynencie, gdzie dokładnie planuje spędzić łącznie prawie trzy tygodnie. W poście opowiem Wam czemu jadę sama i czemu to takie ważne, by czasem samemu wyrwać się w świat.
Ten rok jest dla mnie przełomowy, zmiana cyfry z przodu powoduje szeregi podsumowań, rozliczeń i planów. Wielkiego szoku i presji z powodu 30 nie mam, być może dlatego, że tak jak Wam pisałam wielokrotnie żyje tak jak chce od ponad 6 lat. (dlaczego warto się rozwieść) i potrafię walczyć o siebie i swoje szczęście (jestem fighterem). Być może dlatego gdy pewnego listopadowego popołudnia, złapałam mnie myśl – to już niedługo! Będziesz kobietą po 30! Popołudniowe słońce wypadało do naszego salonu a ja leżałam na podłodze wpatrując się w sufit myśli mi kotłowały tak jakby było to czymś nowym, jakbym teraz odkryła upływ czasu. Leżąc tak przeanalizowałam swoje życie okiem surowego sędziego i nawet ja okropny krytyk musiałam przyznać że świetnie sobie poradziłam i że oprócz książki, którą chciałabym wreszcie skończyć i opublikować nie ma sobie wiele do zarzucenia. Odkąd jestem wolna i żyje tak jak chce, może życie jest takie jak chce.
Jestem zadowolona ze swojego życia- chce utrzymać ten stan!
Skąd we mnie taka radość ze swojego żywota? Myślę, że wiele zawdzięczam decyzji podjętej 6 lat temu w związku z rozwodem, że nie ominę już żadnej okazji by żyć, by zobaczyć cokolwiek nowego! A przeżywanie i kolekcjonowanie wspomnień stanie się naczelną wartością co z żelazna konsekwencją stosuje od tamtej pory. Napewno pomogła terapia, która nauczyła mnie być bardziej asertywna i jeszcze lepiej dokonywać wyborów – dla mnie, nie dla innych. Na koniec związek, który przez wcześniejsze przejścia i wnioski z przeszłości ma możliwość wyglądać zupełnie inaczej niż wszystkie poprzednie
Dlaczego zdecydowałam się na podróż sama?
Sama podróżuje często, lubię słyszeć swoje myśli, decydować o sobie i odkrywać miasto jednocześnie wsłuchując się w siebie. Skąd wiec decyzja o tej podróży? Na inny kontynent i to na prawie trzy tygodnie jeszcze nie jechałem – co znaczy że powinnam to zrobić. Mój chłopak, jest cały czas w procesie oczekiwania na kartę pobytu, który może potrwać jeszcze kilka miesięcy. Chciałam, żeby ten rok był szczególny nie mogłam więc czekać i rezygnować z tego co dla mnie ważne. Szczęśliwy związek to taki, w którym nie kumuluje nam się lista rzeczy, które wreszcie zrobimy gdy rozstaniemy się z naszym partnerem, bowiem realizujemy je cały czas, nie czekając na lepszy moment i nie spychając swoich pragnień na drugi plan.
Związek partnerski na tym polega, że nawzajem słuchamy swoich potrzeb i obydwoje żyjemy przede wszystkim w zgodzie z samym sobą, tak by niczego później nie żałować
Nawet jeśli oboje uwielbiamy podróże czasem mamy inną wizję na zwiedzenie nowych miejsc, Rzadko, ale jednak tak skrajnie różną, że nie sposób je pogodzić z sobą ( o tym jak pogodzić wspólne cele podróżnicze pisałam tu: jak podróżować wspólnie i się nie pozabijać). Tak było z Nowym Jorkiem, dla mnie to miejsce od lat na szczycie bucket listy, z marzeniem by wejść w niego tak głęboko by poczuć się jak Nowojorczyk, zostać tak długo by móc zobaczyć dzielnice nieturystyczne i chociaż trochę liznąć prawdziwej kultury Wielkiego Jabłka. Dla Fahada to porostu ciekawe miasto, które warto odwiedzi ale na city break nie wielka wyprawę z eksploracją do wnętrza nowojorskich ser i umysłów. Podobnie z Kubą, od dawna bolała mnie myśl, że przyjadę tam za późno, że proces modernizacji tej wyspy zabierze cały jej czar i nie zdążę zobaczyć jej w tej krasie, o której zawsze marzyłam. Dlatego, nawet gdyby nie urzędnicze sprawy, sama zdecydowałabym się ruszyć w tą podróż.
Na koniec, z powodu zbliżającej się nieuchronnie daty urodzin musiałam udowodnić sobie, że wszystko potrafię, nie ma dla mnie rzeczy niemożliwych i jestem samowystarczalna. Uwierzcie daje to niesamowite poczucie mocy!
Jest jeszcze inny powód, o którym warto wspomnień. Stres. Ostatnio w sposób niesłychany dla mnie zaczęłam się przejmować tym co dzieje się w pracy. Sama jestem zdziwiona tym stanem rzeczy, nietypowym dla mnie i mojego zwykłego podejścia. Dlatego najlepszym lekiem na stres jest zorganizować sobie prawdziwy stres ( :)) – związany z wyzwaniami bycia w podróży, konieczności odpowiadania samemu za siebie w nowym miejscu. To wymagające ale i bardzo uzależniające uczucie!
Co zyskasz dzięki podróżą w pojedynkę?
– Niesamowite poczucie mocy sprawczej, wszystko zależy od Ciebie wydarzy się bądź nie z powodu Twoich dobrych lub złych decyzji. To nieomylny papierek lakmusowy, test osobowości.
– Sprawdzisz swoje umiejętności
– Gwarantuje Ci, że nigdy wcześniej nie byłaś tak blisku innych obcych ludzi jak podczas podróży w pojedynkę, celowo nigdzie nie używam określenia samotna podróż, bo zawsze jest ona pełna ludzi, którzy napatoczą się z każdej strony.
– Doszczętnie zwalczysz stres dnia codziennego, pff nawet zapomnisz, że masz pracę. W końcu masz tyle wyzwań, których nikt za Ciebie nie odbędzie, od których zależy czy wydostaniesz się z jakieś zapyziałej dziur, czy zdążysz na samolot i odnajdziesz hostel w 12 milionowym mieście. To prawdziwe emocje, które pozwalają przypomnieć co jest naprawdę w życiu ważne i gdzie powinien leżeć środek ciężkości priorytetów w życiu.
– Jedyna niepowtarzalna szansa by usłyszeć swój wewnętrzny głos, by przemyśleć wszystkie nurtujące sprawy, by poukładać plany. Samotne spacery po nowym miejscu inspirują jak nic innego do działania i porządkowania planów i celi ( przynajmniej w moim przypadku).
– Wrócisz z takiej podróży pewna siebie jak nigdy wcześniej, w końcu będziesz widziała jak na tacy wszystkie swoje zalety, moce, sukcesy. A to co nie wyszło, tylko przyspieszy proces samorozwoju.
– Docenisz swoich bliskich. Ja podróżując w pojedynkę nieustannie mam fash backi, ( wpadające znienacka wspomnienia) z wcześniejszych wspólnych podróży, buduje to jeszcze silniejsze poczucie więzi. Po za tym fajnie czasem się stęsknić!
Na koniec taka myśl, która naszła mnie w czasie listopadowego oświecenia. Róbmy dokładnie to, co marzy nam się najbardziej, nie odkładając tych największych marzeń na później kosztem innych drobniejszych. Nic tak nie rozczarowuje jak zrealizowanie przeterminowanych marzeń.
Spieszny się żyć po swojemu jest później niż nam się wydaje.
No i na koniec dokąd jadę!? Mam w planie spędzić 9 dni w Nowym Jorku i ponad tydzień na Kubie. Śledzie więc mój Instagram, bo będę nadawać na bieżąco. W niedzielę pojawi się na blogu szczegółowa lista pomysłów na Nowy Jork czyli nowojorski bucket lista. Największym wyzwanie będzie przejście przez formalności wizowe w USA na Kubę, trzymajcie kciuki. I chodźcie na instagram: buszujacwcodziennosci.
Trzymajcie się ciepło
Jess
This post has already been read 2697 times!