W świecie nieustępliwych dat, które detrminują, moje poczynania w każdej godzinie tego tygodnia, następnego tygodnia i tygodnia, który nastanie po przyszłym tygodniu. Jedynym sposobyem by nie zwariować jest ucieczka. Jednak by nie zaniedbać niemogących czekać obowiązków – najlepiej uciec w świat fantazji. Literacki świat daje niesamowite ukojenie. Tak tez postępowałam przez ostatnie dni przepełnione w kalendarzu równowaznikaniami zdań zakończonymi wykrzyknikiem. Między jednym a drugim nie cierpiącym zwłoki zadaniem przerzucałam po kilka stron „Wieku niewinności” Edit Wharton, wykradając chwile wytchnienia.
Styczeń zawsze jest trudny, miałam w planie nie robić nic czego nie ma na mojej liście spraw niecierpiących zwłoki, a wiec z całą pewnością nie czytać dla siebie! Jednak stało się inaczej, z zyskiem dla mnie. Któregoś dnia jeszcze w starym roku, w ostatnim tygodniu przed świątecznym zauważyłam rozłożony pod katowickim empikiem kram z książkami, byle jak ułozonymi w pudłach z napisem – 2 zł, 3zł, 1zł. Nie mogłam się oprzeć. Zanurkowałam w tych kartonach jak płetwonurek i wyciagnęłam z dna swą zdobyć, działo Edith Wharton, które od lat było na mojej liście książek do przeczytania.
Tak zaczęła się moja bliska znajomość z Edith, która nie zachwyciła mnie od pierwszej strony, nawet nie od pierwszego rozdziału, jednak trafiła do mnie za sprawa swych skrupulatnych opisów i głębokiego przesłania.
Wiek niewinności to coś znacznie więcej niż historia miłości, kobiety i żonatego męższczyzny. To przede wszystkim kompendium wiedzy na temat obyczajów panujących wśród arystokracji nowojorskiej lat 70 XIX wieku. Napuszonych potomków handlowców, którzy przed wiekami przybyli na nowy ląd by poprawić swój byt. Dzieci fabrykantów, które zapomniały o własnym pochodzeniu szczycąc się swymi arystokratycznymi korzeniami. To hermetyczny świat nowobogackich o niezwykle ogaraniczonych horyzontach, przeświadczonych o swej pozycji społecznej i walorach intelektualnych. W takim świecie przychodzi żyć wrażliwemu bohaterowi tej powieści jakim jest Archer Newland, wrażliwy na piękno sztuki, pasjonat literatury i malarstwa. Człowiek o refleksyjnym usposobieniu, który mimo wpojonych zasad obowiązujących w nowojorskim XIX wiecznym świecie , potrafi trzeźwo spojrzeć na otaczające go snobistyczne towarzystwo Piątej Aleji, koncentrjące swe zaintersowania na co wieczornych spotkaniach, tzw. proszonych obiadach (które odbywaja sie o 19!) oraz przedstawieniach operowych, spotykając się w jednym wąskim kręgu. Refleksjie Newlanda są niezwykle trafne i świetnie oddają XIX wieczne zjawiska. Szczególnie istotnym problemem jest kwestia zawierania małżeństw.O której tak rozmyśla bohater: „(…) Archer posiadał zbyt wybujałą wyobraźnię, aby nie wyczuć, w przypadku jego i May, że więzy mogą stać się udręką z przyczyn mniej uchwytnych i daleko mniejszej wagi. Co właściwie mogli tak naprawdę o sobie wiedzieć, skoro jego obowiązkiem jako „przyzwoitego” człowieka było ukrywanie przed nią swej przeszłości, gdy tymczasem ona jako panna na wydaniu nie miała nic do ukrycia(…) wzdrygnął się na to przeczucie, ujrzał jak jego małżeństwo staje się takie samo jak większość małżeństw wokół niego: pustym związkiem materialnych i towarzyskich interesów, utrzymujących się tylko dzięki ignorancji z jednej strony, a hipokryzji z drugiej (s. 49-50) ”
Autorka świetnie oddała jego swieże, pełne nadziei wyobrażenie porzycia małżeńskiego przed jego zawarciem i zupełnie oddmienne stanowisko po jego dokonaniu. Poruszany problem nie jest problemem jednego człowieka, to zjawisko typowe dla ówczesnej społecności. Edit Wharton za sprawą swych bohaterów porusza tematy niezwykle wazne wówczas, jednak równie aktualne dziś.
Czytelnikowi żyjącemu w XXI wieku, może być trudno zrozumieć jak konwenanse potrafiły skorumpować życie XIX wiecznej ludności, która im wyżej znajdowała się w hierarchii społecznej tym silniej była nią omotana. Jednak podróż w głąb tych czasów, to podróż w poszukiwania zrozumienia dla zjawisk społecznych i zasad, które odeszły wraz z końcem I wojny Światowej. To swoista podróz do zaginionej Atlantydy, która kiedyś istniała, wskazują na to ślady i przesłanki, ale nikt nie zna jej dokładnego położenia. Tak jest z dawną obyczajowością – istniała, wskazują na nią źródła, ale jaka była naprawę? Tu nasze możliwości ograniczają się do jaskini platońskiej, w której możemy obserwować jedynie jej odbicie, za sprawą pamiętników, listów, zdjęć i powieści współczesnych z tamtych lat.
Edit zafundowała mi niesamowitą frajdę, dając możliwość spojrzeć na kwestie małżeństwa z strony mężczyzny. Swoją drogą, autorka musiała być niezwykle trzeźwo myślącą istotą, by móc stworzyć tak krytyczny i tak prawdziwy obraz kobiety „wieku niewinności”.
Przyznam szczerze, że nigdy nie zapatrywałam się na kwestie małżeństw XIX wiecznych z takim krytycyzmem, jak dzieje się to obecnie, za sprawą lektury jej powieści. Mimo posiadanej przeze mnie świadomości historycznej owego okresu, jakiś głęboko wstrzyknięty pod mą skórę i silnie zakorzeniony romantyzm wypierał racjonalny punkt widzenia. Czemu tak się dzieje? To łatwe, większość powieści kobiecych, nawet klasyków, skupia się na perypetiach bohaterów, przed zawarciem małżeństwa, całość fabuły – wiążąc w intrygi uniemożliwiające to szczęśliwe zakończenie, które jednak jak za sprawą przecięcia mieczem węzła gordyjskiego rozplątują się cudownie w końcowej fazie powieści by przynieść ukojenie w małżeństwie. Tak dzieje się u Jane Austen, która w swych listach pisała, że sama nie zaznała tej radości, więc wszystkie jej bohaterki po pewnych komplikacjach osiągną to czego pragną (małżeństwo z ukochanym).
U Edith to kwestia skrupulatnie przeanalizowana. Newland przed ślubem, żywi nadziej, że uda mu się uczynić z swej wybranki, „kobietę wolną” , myślącą samodzielnie, odważnie wypowiadająca własne sądy, refleksyjną i bogatą wewnętrznie. Jednak już przed ślubem obawia się, że jego marzenia mogą być nierealne, a umiejętności narzeczonej do samodzielnego myślenia są mocno ograniczone. Zauważa to gdy, czyta jej poezje, a ona powtarza jego refleksje jako własne. Po ślubie natomiast, gdy zachęcona przez niego próbuje własnych sił w interpretacji, czyni to tak nieudolnie i tak dziecinnie, że Newland postanawia porzucić czytanie poezji z zoną, która zabija cały jej czar. Postanowienia Archera, że nie powtórzy błędu swych rodziców, dziadków, sąsiadów, teściów i nie uczyni z swego małżeństwa instytucji pustej, bezwartościowej opartej jedynie na przyzwyczajeniu i wspólnych wyjściach do opery i proszone obiady, okazuje się nie do wykonania. Nie z powodu, bohatera, lecz kobiety, która nie jest zdolna, do życia w inny sposób niż zostało jej to w pojone, która przeciwnie – stara się uczynić wszystko by upodobnić ich małżeństwo do życia jej rodziców i krewnych.
Pozornie tylko jest to problem konwenansów, przede wszystkim jest to problem, pobieżnego wykształcenia kobiet, które mimo iż potrafiły grać na instrumentach, często znały języki obce i czytały stosowną literaturę, wszystkie te zabiegi miały jeden cel – znaleźć męża, po, ślubie te nabyte umiejętności nie były już potrzebne. Prawdziwym celem ich kształcenia było przystosowanie do bycia potulną panią domu, która będzie przynosiła swemu mężowi dumę stanowiąc jego ozdobę i posiadając wszelkie cnoty.
Jak? pytam się jak ? Mężczyzna, który (nie okłamujmy się) był wówczas na innym szczeblu ewolucji umysłowej (mówię o warstwach arystokratycznych i inteligenckich) miał znaleźć partnera do rozmów, dyskusji, podróży czy nawet głośnego czytania i wspólnej interpretacji w kobiecie o tak ograniczonych horyzontach. To prawdziwy dramat. W świetle tej prawdy nie dziwie się, że mężczyźni poszukiwali czegoś więcej, zakochując się w artystkach, pisarkach, kobietach wyzwolonych, obytych z bohemą,a tym samym pozbawionych pewnych ograniczeń, przede wszystkim nie bojących się wydawać własnych sądów na tematy „męskie”. W poszukiwaniu wytchnienia od „domowej tępoty” romans staje się jedyną droga ucieczki…
W świetle tych refleksji, oddycham z ulgą, że przyszło mi, żyć w czasach gdy kobieta tylko i wyłącznie na własne życzenie może pozwolić zepchnąć się do rangi kury domowej i bezosobowej kuchty, sprzątaczki i maniaczki serialowej, niezdolnej do głębszych refleksji. Sytuacja taka będzie wynikiem własnej decyzji, bądź braku determinacji w własnym pragnieniu poszerzania horyzontów, nie koniecznością czasów i efektem przyjętych zasad, i obyczajowości.
Na koniec chciałam tylko dodać, że dzień po skończeniu powieści, udało mi się zobaczyć jej ekranizacje w reżyserii Martina Scorsese z 1993 roku, muszę przyznać, że to jedna z wierniejszych adaptacji filmowych jakie miałam okazje w życiu zobaczyć. Fabuła została przedstawiona niezwykle wiernie, a wstawki, w których wypowiada się narrator są niczym innym jak cytatami z powieści, za sprawą których nawet nie wtajemniczony w konwenanse XIX wieczne widz, ma możliwość zrozumieć jej zasady i poczuć klimat książki, a tym samym epoki. Serdecznie polecam.
This post has already been read 3025 times!