Dziś walę pięścią miedzy oczy. Dlaczego niektórzy ludzie mimo świetnych pomysłów, nie osiągają w życiu sukcesu? Jak to się dzieje, że niektórzy potrafią przemieszczać się od celu do celu, a inni tona w prokrestynacji? Zasada – Chce/ Nie chce mi się jest tutaj kluczowa. Jedni ludzie głęboko wierzą w to, że trzeba słuchać „własnego ja” i pytać siebie czy chce mi się to zrobić? Czy mam chęci zająć się tym teraz. Zapominając, że człowiek to z natury leniwa bestia. To bolesna prawda, którą znam z własnego doświadczenia. Wiesz co ? Gdybym ja miała czekać aż mi się zachce mogłabym już teraz położyć się i patrzeć w sufit. Bo na to zawsze mam ochotę. Tylko na to. Gdybym miała zastanawiać się która z czynności chciałabym aktualnie zrobić, nie ma szans żebym ruszyła się z miejsca. Myślę, że to problem większości z nas. Jak długo zastanawiamy się czy nam się chce tak długo jesteśmy na straconej pozycji. Jak ruszyć z tego impasu?
Jak ruszyć z miejsca? W przebłyskach świadomości planuj swoje cele. Jeśli już ustalisz, że czegoś w życiu naprawdę chcesz ułóż plan składający się z małych kroków i nie zastanawiaj się więcej. Bez gadania krok po kroku rób to co zbliża Cię do realizacji swojego planu.
Jak ja to robię? Wstaje o 6 przez 3 godziny rano pisze, czytam, posuwam do przodu projekty, przez kolejne 8 godzin pracuje na etacie wstrzelam się w zupełnie inna rolę, w miedzy czasie jem regularnie ( na ogół) domowe posiłki, po pracy przygotowuje jedzenie na kolejne dni, lecę na zajęcia jogi, siłownię, siatkówkę plażowa ( towarzysko) , spacer ( inne aktywności) i spędzam czas z Fahadem, planujemy kolejne wyjazdy, nasze eventy i imprezy, na koniec dnia czytam to co mi aktualnie potrzebne i weryfikuje co zostało mi do zrobienia na następny dzień.
I wiecie co? Oprócz tego czasu z moich Chłopakiem, to tak naprawdę nic mi się nie chce. Mimo, że lubię swoje życie i każdą z tych czynności, pisanie, czytanie, fotografowanie spotkania z ludźmi, jogę, gotowanie czegoś z nowych przepisów, czytanie o architekturze i nowych miejscach które chce odwiedzić, nawet lubię moja prace w digitalu. Ale za cholerę mi się nie chce! Nic mi się nie chce i gdy tylko pozwoliłabym sobie decydować o każdej z tych czynności, rozważając czy aktualnie właśnie to ją chce się zająć – nie zrobiłabym kompletnie nic. Jedyne co mi się zawsze chce to (jak wspomniałam we wstępie) zajadać się babeczkami z cafe nero ( których jeść mi nie wolno bo unikam cukru) i wpatrywać się w biel sufitu leżąc na sofie.
Nie pytaj czy tego chcesz? Jeśli raz coś z sobą ustalę, to bezzasadne jest pytanie, ale czy tego naprawdę chcesz? Może jednak nie? Po co to robisz? A może jednak odpoczniesz? Może jutro? Moza rozstrzygać każdą czynność, tylko nie wiem dokąd was to zaprowadzi. Czy pytacie się siebie, czy chce mi się umyć ten talerz? Chryste Panie, jeśli nadejdzie dzień, w którym zachce mi się prasować, od razu mnie zamknijcie w odosobnionym miejscu to będzie oznaką groźnego pomylenia. Skoro takie oczywiste jest, że nie należy roztrząsać tego w przypadku zwykłych obowiązków, dlaczego nie warto byłoby zastosować tą zero jedynkową zasadę do innych , ważniejszych stref naszego życia?
Zanim odkryłam, że to nie jest dbanie o siebie a niechlujstwo i lenistwo. Zaprowadziłam się na szczyt samo-dbania (zaniedbania). Och, nie lubisz zup, to nic jedz na każdy posiłek bułkę, yhy nie chce Ci się wstawać w porządku chodź do pracy na 10.30 i wracaj o 19 stojąc w korkach. No tak nie lubisz gotować, nienawidzisz pudełkować, masz rację jedz to co przyniesie pan kanapka, a w domu zwyczajnie zrzucić się na to co znajdziesz, aa nie lubisz rozkładać łóżka, eee w sumie możesz spać pod kocem na sofie, przez pół roku.. Aaa chciałabyś pisać?, tęsknię za blogiem, tak? A masz na to czas? Popatrz jaka jesteś zmęczona. Acha nie masz siły wstać? Depresja, no cóż weź sobie urlop poleżymy wspólnie popatrzymy w sufit. Znacie taki scenariusz? Ja znam. Dlatego o tym dzisiaj pisze. Choć historie te wydaja mi się tak odległe jakby należały do kogoś innego.
Tak 2 lata temu o tej porze, leżałam jak kłoda zanosząc się od płaczu w syfie z nadwagą i totalnym brakiem chęci do życia. Z świadomością, że cokolwiek nie zaplanuje i tak mi się nie uda, bo i tak nie panuje nad swoim życiem. Rok temu, zaliczylam powtórke z rozrywki, stadium depresyjne było juz bliskie. Nie było już nic czego bym w życiu chciała. Chciałam tylko koca, sofy i w spokoju wpatrywać się w sufit, to był ten moment gdy nawet babeczki nie były mi w głowie. Po kilku miesiącach terapii klocki zaczęły do siebie pasować. Po pół roku stanęłam na nogach jak nigdy wcześniej, dziś to ja dyktuje warunki. Mam czas na wszystko i wiem, że mogę wszystko. To nawet nie jest kwestia wiary, ja o tym wiem!
Ale żeby to było możliwe, musiałam przemodelować całe życie i zapomnieć o pseudo-komforcie i zwyczajnie ciężko pracować, robiąc dziesiątki rzeczy, na które moje wewnętrzne leniwe ja się nie zgadzało ( i nadal często się nie zgadza), ale wiem, że w ostatecznym rozrachunku tego własnie chce.
Jeśli ty tez chcesz przejąć kontrolę, zrób coś dla siebie, gdy postanowisz czego od życia chcesz, przestań pytać czy chce Ci się realizować swoje marzenia. Działaj machinalnie, programuj swoje kolejne kroki.
Ps. a terapia personalna, potraktowana jako couching, inwestycja w siebie i droga do samorozwoju, jest jedną z lepszych decyzji w moim życiu.
This post has already been read 9064 times!