KULTURA REFLEKSJE

Nie przeczytałam 52 książek w minionym roku i dobrze mi z tym. Świadome książkowe wybory

16 marca 2017
Z zadziwieniem obserwuję piętrzące się rankingi czytelnicze, grupy anonimowych ksiązko-holików czy wydarzenia na FB „przeczytam 52 książki w 2017 roku”.Przynaje bez ogródek, nie przeczytałam 52 książek w minionym roku, choć tak naprawdę nie mogę być tego pewna, nie wpadłam na to, żeby je policzyć, ani nawet, żeby je spisać. Prawdopodobnie części rozpoczętych lektur nawet nie skończyłam. Owe rankingi wzbudzają moją najszczerszą niechęć. Dlaczego? Odpowiem Wam na to pytanie trochę przewrotnie, przytaczając za przykład „Perwersyjny przewodnik po ideologia” Ziżka .
Sieczka w mózgu
Wybrałam się z moim przyjacielem do Kina na wspomniany wyżej film Słoweńskiego filozofa. Zizka znam i cenie wiedziałam więc czego mniej więcej mogę się spodziewać. Błąd. Ten człowiek jest nieprzewidywalny i powinnam założyć, że wszystko czego mogę się spodziewać to niespodziewane. Historia opowiedziana, w filmie to wiele pojedynczych wątków, wyrwanych z światowej kinematografii na przykładzie, których Ziżek trafia do odbiorcy ze swoimi rozlicznymi teoriami. Używając prostego mechanizmu popkultury, ładuje niczym szuflą swoje tezy, które kupujesz, ale zanim to się stanie, rozdziawiasz buzie z zaskoczenia, jak cię sprytnie ta bestia obeszła. Już po kilku wątkach miałam tyle refleksji, którymi chciałam się podzielić, że wszystko o czym marzyłam to za-pauzować ten film, wyciągnąć notes i zanotować swoje świeże przemyślenia, a gdy już odsieje je z głowy mieć czas by chwile odetchnąć i głębiej je przemyśleć.
Nie było na to najmniejszych szans. Każda kolejna scena kłębiła nowe przemyślenia i zamiast przyjemności stawała się katorgą, bo nowe myśli, spychały wcześniejsze w bezdenną czarną dziurę zapomnienia. Mimo, świetnej produkcji, miałam poczucie bezsensu. Wyszłam z kina z poczuciem nie wykorzystanej okazji, na przeżycie czegoś większego. Z wyrzutem, że muszę to zobaczyć jeszcze raz na własnych zasadach robiąc sobie przerwy miedzy wątkami, być może nawet kilkudniowe. Wiedziałam, że mogłam wyciągnąć z tego filmu więcej, ale nie miałam nad tym kontroli.
Minimalizm po Polsku. Wracam regularnie, gdy nazbiera mi się zbyt wiele
Nadmiar treści.
Dlaczego o tym mówię? Bowiem to samo tyczy się książek. Gdy przytłoczymy się zbyt dużą ilość treści. Mimo, że szybko przebrniemy przez ciekawe wątki niewiele zostanie nam w głowie, nie dajesz sobie czasu na wewnętrzne przeżycie fabuły, przemyślenie  tego co przed chwilą do Ciebie trafiło. Warto wiec selekcjonować swoje lektury. Nie musisz, nie zdążysz, a przede wszystkim NIE POWINIENEŚ czytać wszystkiego!
Złota Dama. najulubieńsze wiedeńskie czytanki
Jak selekcjonuje książki?
Selekcjonowanie lektur to kwestia indywidualna. Ja mam kilka swoich naczelnych zasad, których przestrzegam. Jestem wyczulona na zła literaturę i jeśli mam czytać coś byle jakiego to wolę popatrzeć sobie w sufit i chwile odetchnąć albo wysprzątać łazienkę.
  1. Przede wszystkim nie czytam książek napisanych słabym językiem. Niektóre rzeczy powinno zostawić się za sobą na pewnym etapie życia i tego się trzymam. Z ciekawości sięgnęłam po 50 twarzy Greya i od razu wiedziałam w czym, rzecz, jak to możliwe, że czytają ją miliony ludzi, którym literatura na co dzień jest obca? Bohaterowie, posługują się językiem ulicy, a główna bohaterka SIEDEM razy na pierwszej stronie przeczesuje włosy! Dziękuje wystarczy.
  2. Po drugie unikam jak ognia książek pisanych przez „natchnione”, egzaltowane pisarki kobiece ( chociaż mężczyznom też się zdarza) Ten etap uważam za zamknięty, Katarzyna Michalak, Domy nad rozlewiskami czy Grochole niestety to nie moja bajka.
  3. Te zasady działają tez w druga stronę, nie katuje się, jeśli książka jest ciężko napisana i zwyczajnie nie mogę przez nią przebrnąć nie silę się na intelektualistkę pozując z ciężką, „niestrawną” literaturą, tylko dlatego by zaliczyć daną pozycje. Przykładem może być Ulisses Jamesa Joysa, do którego jeszcze powrócę, w czasie postów z Dublina.
Klasyk przeczytany bez zrozumienia nie uczyni Cię mądrzejszym
Moja Biblia. Wracam nieustannie, za każdym razem gdy na nowo chce przeżyć sztukę uliczną. Żeby było Ładnie
Zauważyłam, że wiele przeczytanych przeze mnie klasyków, w czasach licealnych i na studiach, gdy  jeszcze myślałam, że przeczytanie jakieś pozycji, uczyni ze mnie autorytet, bądź pomoże osiągnąć wielka mądrość (przebaczcie egzaltowanej nastolatce). Dziś uleciały mi z głowy, bądź wówczas zostały przeze mnie zupełnie źle zrozumiane lub źle przyjęte. Część z wielkich klasyków, jest zaliczana do wielkich, bo ma pionierską formułę, metafory, czy jak wspominany Ullises zupełnie nowa metodę pisarską „Strumien Swiadomosci”, dzięki czemu kolejne pokolenia inspirując się jego twórczością stworzą dzieła bardziej znośne i lżejsze w odbiorze. Ale czy to wystarczający powód, żebym ja miała cierpieć katusze nad 1000 stronicowym Ulissesem? Na cholerę mi to, skoro prawdopodobnie w przypadku, tego dzieła więcej zrozumiem ze streszczenia, przeczytanego z opracowaniem, wracając do ważnych fragmentów niż starając się samodzielnie odkryć ów czarodziejki strumyczek. Mówię, więc stanowcze nie samoumartwianiu.
Jeśli z tego rachunku wyszło Wam, że nic nie czytam, bowiem odrzuciłam bestsellery i klasyki. uspokoję Was mam też klucz do wyboru dobrych lektur.
Czytelnicze wyrachowanie
W kwestii, czytadeł jestem cholernie wyrachowana. Czytam to co ma dla mnie ma  znaczenie nie ma tu miejsca na przypadki. Mam obszary, które mnie pasjonują i w tych dziedzinach staram się rozwijać, wybieram lektury, które temu służą. Od dłuższego czasu zajmuje mnie slow life, czyli świadome życie i staram się dogłębniej zrozumieć psychologie ludzką, minimalizm, świadomość, a także połykam wszystko co dotyczy organizacja czasu i efektywność pracy, to książki, które ostatnio dają mi najwięcej satysfakcji i radości. Od kiedy patrzę uważnie na to co jem, interesują mnie wszystkie kwestie dotyczące zdrowego odżywiania, książki kucharskie i poradniki dotyczące zdrowego łączenia produktów. W tym wszystkim, nie przejdę obojętnie obok książek o designie, architekturze, street arcie i sztuce współczesnej.
Berlin. Przewodnik po duszy miasta ( tu inne Berlińskie czytanki)
Przygotowanie do podróży. Slow Travel
Przede wszystkim jednak czytam książki tematycznie związane z moimi podróżami. Wybierając się w trasę, robię research chcąc dowiedzieć się więcej na temat odwiedzanego miejsca. Zaczym od blogów, czasem doczytuje przewodnik, czytam o standardach i szukam alternatyw. Interesują mnie w szczególności ludzie, staram się  zawsze odnaleźć jakąś postać, nurt w sztuce, zjawisko, które będzie mogło być kluczem do poznania miejsca od podszewki.
Czytam więc biografie artystów, sięgam po ich dzieła, oglądam filmy, jednocześnie starając się zawsze znaleźć choć jeden reportaż na temat odwiedzanego miejsca. Literatura non-fiction niezwykle zbliża do miejsc. Nawet tych, których nigdy nie zobaczymy.

Ulubiona. Złota Dama
Intensyfikacja wrażeń
Czasem nie czytam prac w całości, ale wybrane fragmenty, potrzebne do podróży i wcale nie robię sobie wyrzutów z powodu nie skończenia książki. Przykładem może być „Ameksyka” , książka o wojnie narkotykowej, która od dziesięcioleci trwa na granicy Amerykańsko-Meksykańskiej. Skupiłam się na Tihuanie i głównym wątku chcąc złapać sens i poznać temat. Efekt był niezwykły, po lekturze tych wybranych fragmentów, ciarki na plecach pojawiały mi się na sam dźwięk nazwy miejscowości… tak mocno wprowadziła mnie w temat ta ksiazka.
Takie czytanie daje mi niezwykła radość, przedłuża moja wyprawę. Czytam przed wyjazdem, czytam często w drodze (w samolocie, w pociągu podczas dojazdu na lotnisko) a także po przyjedzie uzupełniając wiedze o nowo poznane szczególy zgłębiając temat. Będąc swoistym uzupełnieniem podróżniczych wrażeń, które prawdopodobnie gdyby nie literacka podkładka nawet w połowie nie były by tak intensywne.
Żeby podnieść temperaturę ( i ciśnienie) przed podróżą do Meksyku – Ameksyka
Aktywne czytanie
W ciągu minionego roku, czytałam wiele pozycji i tak wiele razy wracałam do tych które zaczęłam, że aż ciężko mi sobie to wyobrazić. Dlatego kupuje tylko te książki do, których wiem, że będę wracać, a gdy już czytam, to robię to aktywnie, kreśląca, notując, wyciągając maksimum wiedzy z dostępnej dla mnie treści, wszystko po to, by czas, który poświeciłam na lekturę nie był stracony.
Nie streszczaj książki, powiedz mi co myślisz o niej.
Uwielbiam scenę w filmie Capitan Fantastic, której córka głównego bohatera, Bena czyta Lolitę Vladimira Nabokowa. Ojciec wychowujący w autorki sposób swoje dzieci,  prosi córkę by opowiedziała o czym jest książka i co o niej myśli. To genialny moment, który powinien dać wszystkim miłośnikom literatury do myślenia. Dziewczyna odważnie zaczyna opowiadać o fabule książki, ojciec ją wstrzymuje ponawiając prośbę, by nie streszczała książki tylko powiedziała co o niej myśli, jakie wzbudza uczucia. I dopiero wówczas widzimy, jak ciężko jest wyjść po za schemat i wyłuskać własne przemyślenia z utartego, łatwego ogółu. Jak często zdarza nam się przeczytać coś i jedyne co po kontakcie z dziełem przychodzi nam do głowy to jakies przebłyski fabuły. Spostrzeżenia i refleksje, jeśli w ogóle znaleźlimy na nie czas i miejsce, już dawno prysnęły w niepamięć, a my zostajemy z faktem, przeczytania jakieś książki, nie wiedząc kto był autorem, a z całej fabuły przy dobrych wiatrach pamiętamy tylko, że był sobie bohater, który … i tu następuje krótki opis tego co udało nam się zapamiętać.
Świadome działanie

Angole. czyli jak zrozumieć emigrantów wracając z emigracji  / Moje ukochane Siostry Bronte i na Plebani w Haworth
Już dawno powiedziałam sobie dość w kwestii pobijania rekordów ilościowych. Staram się wiec czytać tak, by w każdej chwili móc włączyć się w rozmowę, na temat dzieła, albo móc do niego nawiązać jeśli rozmowa jest merytoryczna ( nie myślcie że wyskakuje tutaj jak Filip z Konopi z cytatami z Balladyny. Chyba, że liczymy złota myśl Wierzby która krzyknęła w 3 akcie – „Jezus Maria!”). Mówię o świadomości. Przestało mnie cieszyć robienie czegokolwiek pobieżnie. Pozorne czytanie bez refleksji, to jak oglądanie czegoś nad czym się nie skupiam, ubieranie ciuchów, w których źle się czuje, jedzenie rzeczy złej jakości, czy też praca bez zaangażowania. Jeśli coś robię to lubię poczucie, że faktycznie w tym uczestniczę i nie chodzi tu o spalanie się w każdej czynności, która się wykonuje, a świadome w niej uczestniczenie. Tego też Wam życzę!
Dziękuje więc, ale w rankingu na najlepszego czytelnika roku, nie wezmę udziału. Nie czuje presji, nie widzę potrzeby.
Może jednak takie rankingi nakręcają Was i mobilizują by czytać więcej? Może widzicie, w tym jakiś atut, który mnie umknął, jestem otwarta na dyskusje, czekam na Wasze opinie.
Podzielcie się ze mną swoimi przemyśleniami,
Pozdrawiam ciepło

Aktualnie jedna z ulubieńszych pozycji, Złota Dama

This post has already been read 2974 times!

You Might Also Like