Będąc w Brighton przypadkiem natrafiłam na finał cyklicznego wyścigu Mini Morisów, nazywanego słodko – „Pączkiem” czyli „Donut”. Wyścigi te odbywają się w maju i listopadzie. Mini Moris to samochód, który skradł mi serce, wiele lat temu. Była to miłość od pierwszego wejrzenia. Pamiętam jak dziś, miałam osiem, lat a moja ekscentryczna sąsiadka, sprowadziła sobie z Anglii, właśnie taki model nawet z kierownicą po prawej stronie. Nie mogłam się napatrzeć, spacerowałam ciągle wokół jej domu, by ukradkowo móc rzucić okiem na to cudeńko. Kilka lat później, gdy – zobaczyłam film „Miłość i inne nieszczęścia”, w którym niezwykle inspirująca bohaterka, jeździ szaleńczo po Londynie tym maleństwem po, utwierdziłam się tylko w przekonaniu, że to najsłodszy wynalazek motoryzacji ( nie licząc Citroena DS z 1957 roku).
Tak więc może wyobrazić sobie moją dziecięca niemal radość, gdy dreptałam sobie szczęśliwa, deptakiem w kierunku białych klifów nie mogąc się nacieszyć rześkim powietrzem i bajecznym krajobrazem, gdy nagle, zobaczyłam przed sobą szereg wypucowanych Mini!
Inicjatywa jest fantastyczna, więcej na temat rajdu można przeczytać na ich stronie: tu i tu. Kurcze, jeśli kiedykolwiek kupie sobie mini, na pewno wystartuje w takim rajdzie:)
This post has already been read 2004 times!