Dziś w atmosferze jeszcze ciagle unoszących się w powietrzu postanowień noworocznych i obietnic zmiany. Bardziej niż nad celami, chciałabym, żebyście pomyśleli nad trwałymi zmianami nawyków, przede wszystkim tych związanych ze swoim podejściem do działania. Pisałam co nieco o tym w poście „Przestań czekać aż Ci się zachce”. Dziś piszę o metodzie, która pcha mnie do działania i każe nie zastanawiać się zbyt długo na tym co postanowiłam, że zrobie. Jak to osiągnąć? Zdradzę Ci mój sposób i pokaże prawdziwe życiowe zakręty, w których się sprawdziła
Za każdym razem gdy staje przed decyzją, czy chce się czegoś podjąć, gdy nachodzą mnie myśli – „czy podołam?” itd. Zamiast rozdrabniać się na drobne ( jeśli oczywiście wiem, że mam na to czas i jest to zgodne z moimi generalnymi planami) Pytam siebie – „co stanie się jeśli się nie uda?”.To najważniejsze pytanie , gdy na nie sobie odpowiem, szybko okazuje się, że nie ma nad czym się zastanawiać. Poniżej chciałam Wam pokazać mój proces podejmowania decyzji na prawdziwych przykładach życiowych zakrętów, które minęłam z całkiem niezłym efektem w ostatnich pięciu latach.
Kiedy to stosuje? Zawsze! Podczas wszystkich życiowych zygzaków, nowych wyzwań, wystąpień publicznych, wychodzenia w nowe umiejętności itd. Na start zawsze szybkie pytanie: co stanie się jeśli się nie uda. Zasada jest prosta jeśli nie wiążę się z tym skutek ostateczny w formie utraty życia, zdrowia, rodziny, czy ważnych dla mnie ludzi. To znaczy, że nic się nie stanie. Ośmieszenie, publiczna kompromitacja czy jakieś wielkie wpadki – to tylko chwilowe zachwianie, mam do siebie dystans więc jeśli tylko to mi grozi, to trudno, jakoś to przełknę, nie jestem aż tak ważna, by ludzie mieli to pamietać choćby tak długo jak ja sama. To istotny temat i punkt widzenia, który umiałam w sobie odkryć dawno temu, a rozbudować go na terapii, gdzie dowiedziałam się, że rzadko ktokolwiek pamięta o naszych wtopach, w końcu każdy musi zadręczać się swoimi 🙂 Nie warto więc dodawać sobie bóg wie jakiej rangi i dodatkowego obciążenia takimi wspominkami i myśleniem o przyszłych swoich kompromitacjach. Każdemu się zdarzają i już.
Za nim zacznę przytaczać Wam przykłady, chciałabym na podstawie własnych doświadczeń pokazać Wam, jak ciężko podjąć decyzję o ruchu w przód mimo, że niebo i ziemia wysyłają nam znaki z każdej strony – by opuścić miejsce przeklęte, w którym teraz się znajdujemy, a które z tylko nam znanych powodów wydaje się być bezpieczną przystanią, strefa komfortu.
Właściwie za nim zacznę przykłady związane z moją ścieżką kariery w ostatnich latach, pytaniem, które padło na początku, było:
Czy powinnam się rozwieść ? – każdy kto czytał, mój wpis „Rozwódka brzmi dumnie„, wie jakie targały mną emocje, a jednocześnie jak bardzo bałam się decyzji, która pokaże światu mój błąd. Powiedzmy, że to było preludium, kilkuletnia walka o siebie i własne życie, na własnych zasadach, która ukształtowała moją fight-erską postawę. Kto nie pamięta, temu przypominam:
„(…)Nigdy nie zapomnę ciężaru myśli jaki mnie przytłaczał gdy skulona w kulkę siedziałam na parapecie mojego pięknego mieszkania i ze łzami w oczach liczyłam grube płatki śniegu. Miałam 23 lata i poczucie, że nic mnie już w życiu nie czeka. Świadomość, że przegrało się życie, niczym w Monopoly, źle zainwestowało się w domki, niestety drugiej rundy juz nie będzie. Przynajmniej wówczas jej nie dostrzegałam. W romantycznym porywie, bardzo młodej osoby wyszłam za mąż, nie mając wiele doświadczenia, nie wiedząc zbyt wiele o sobie, świecie i o czymkolwiek. Po krótkiej fascynacji i ogromnej energii jaką włożyłam, by być idealna Panią Domu, istnym wcieleniem Żony ze Stephord, załamałam się, nie widząc w tej roli dla siebie przyszłości. Zabawa w dom nigdy nie była moją ulubioną. W dzieciństwie, bawiłam się w kobietę komandosa, w kierowce tira, czy ewentualnie Annie z Zielonego wzgórza.„
Poniżej przed Wami żywe przykłady:
Czy warto wyjechać pracować fizycznie do Anglii?
Co może się nie udać? Co stanie się gdy się nie uda? Nie dostane fizycznej pracy, nie poradzę sobie na emigracji, nie zniosę rozłąki z bliski. Nie będę miała za co żyć. – Możliwe warianty w najgorszym przypadku: wrócę do rodzinnego domu, stopnieją mi oszczędności, ale na busa coś wyłuskam. Szybka decyzja JADĘ
Tutaj znajdziecie pierwsze posty z Angielskiej emigracji: Chora na Anglię, Początek Emigracji, Epsom, Praca w Polskiej Szkole Sobotniej, o tęsknoście za bliskimi i Polską: Chora na Polskę,
Czy powinnam wziąć urlop bezpłatny?
Gdy pracowałam fizycznie w Anglii, powiedziałam mojemu ówczesnemu szefowi, że chce wziąć urlop bezpłatny na kilka miesięcy, w zamian przyjedzie tu moja kuzynka. Nikt przede mną w . działającej 10 lat firmie tego nie zrobił. Histeryzujące i wszystkim wiecznie przejęte współpracownice, powiedziały, że mnie zwolni. Nikt tak nie robi, czemu miałby się zgodzić ? Na co ja popatrzyła na nie, szybko pomyslałam o tym, że wyjeżdżam po to by spróbować racy w Polsce i podjąć drugi raz rekrutacje na doktoranckie studia. Jak się nie uda to tu wrócę, ale przecież to co robie teraz jest tylko przejściową byle-jaką pracą na rozpędzenie się i zdystansowanie od prawdziwego życia. Szybki rachunek – co się stanie jak się nie uda? Nie dostane urlopu bezpłatnego, skomentuje to chamsko. Tyle. ( Czy ten szef jest dla mnie kimś ważny, czy zależy mi na tym co pomyśli? W żadnym wypadku! Więc proste) Jeśli się uprę, że wyjadę, a on się nie zgodzi i zwolni mnie. Tyle. Czy to jest straszne? Wcale. Ale wówczas musiałam sobie sama w głowie na te wszystkie pytania odpowiedzieć. Co zrobiłam ?Oczywiście dostałam urlop bezpłatny, a później już nigdy nie wrociłam do tej pracy, najpierw zastępowała mnie kuzynka pózniej ciocia, a po ten napisałam szefowi ładnego sms, że dziękuję, wesołych świąt i tyle:) 2 miesiące później dostałam prace w Warszawie. I nie dostałam sie na doktorat. ( kto nie pamięta przypominam wpis – Dlaczego nie zostałam doktorantką?)
Czy powinnam przyjąć prace w Warszawie?
Po roku Gap year (przypominam post Dlaczego warto zrobić sobie rok przerwy?) Mając w kieszeni zacny dyplom magistra historii i ukończony licencja z historii sztuki ruszyłam na podbój rynku pracy. Jak myślicie z jakim efektem? Zabójczym! Nie trudno zgadnąć, że pracodawcy zabijali się o taki humanistyczny kąsek z 4 publikacjami z historii ubioru na koncie 😛 Wysłałam dokładnie 176 CV najpierw branżowo ( ale nie okłamujmy się ofert nie było zbyt wiele w dziale edukacja), później co raz szerzej, Katowice, Kraków, ostatecznie Warszawa ( w końcu coś mnie tutaj ciągnęło- pamiętacie post Warszawa moja miłość.) Ostatecznie po około 10 rozmowach kwalifikacyjnych dostałam propozycję. Decyzje podjęłam w minutę.Zaprawiona w bojach, szybko zadałam sobie pytania: Co jak się nie uda? Wrócę do domu, w najgorszym wypadku, ktoś skomentuje moja porażkę, otrzepie się wyliże rany i będę próbować dalej. Roześle kolejne 176 CV.
Czy warto zmienić prace skoro w tej mam miła atmosferę?
Myślałam sobie dojeżdżając codziennie w jedną stronę 1h 30 minut do Piaseczna z Warszawskich Włochów. Czy warto ryzykować? – Te rozważania- pokazują tylko jak bardzo sami potrafimy wkręcić się w błędne koło. Postrzegając aktualną sytuacje jako strefę komfortu. Szybkie odpowiedzi: w najgorszym wypadku, będę miała bliżej do pracy, bądź zwolnią mnie po okresie próbnym. Każdy wszędzie da mi więcej niż tutaj zarabiam – jakie to proste prawda? A mimo wszystko decyzja 4 lata temu dopóki nie przeprowadziłam szybkiej odpytywanki wydawała mi się strasznie ciężka. Chociaż jej podjęcie zajęło mi minutę. Gdy zadzwoniła nowa szefowa pytając kiedy mogę zacząć, bez zająknięcia powiedziałam, że w poniedziałek ( dzwoniła w piątek). Wiedziałam, że moja śmieciowa umowa nie zobowiązuje mnie do żadnych długotrwałych okresów wypowiedzenia, druga strona co tez pokazała wielokrotnie nie skrupów jeśli chodzi o redukcje. 20 minut później, gdy usłyszałam, że przecież nie mogę tak z dnia dzień, powiedziałam, ze było mi miło, ale to moja decyzja. Nie było dyskusji. Zawsze wygodniej jest zostać tu gdzie się jest. To co znane nawet jeśli obiektywnie słabe, mało opłacalne jest bezpieczne i miłe nawet jeśli rzeczywiście wcale takie nie jest. Pułapka strefy komfortu ( chociaż ciężko nazwać tamten moment w moim życiu w jakikolwiek sposób komfortowym).
Czy warto ryzykować zwolnienie mówiąc o tym, że szef nie nadaje się do koordynowania teamu i prosić o przeniesienie do innego zespołu lub złożyć wypowiedzenie?
To była decyzja nie łatwa, lubiłam tą firmę, widziałam dla siebie jeszcze trochę perspektyw, po za tym ciagle jeszcze miesiła się w XVIII pałacu na Muranowie, który kochałam, jak i samą dzielnice! 😄 Co mogłam stracić? Prace, mogli się ze mną pożegnać i powiedzieć, że zadzieram nosa, kim ja niby jestem żeby stawiać warunki ( zawsze wyobrażam sobie najgorszą wersje). Wiedziałam jednak, że jeśli nie odejdę oszaleje – i to dosłownie. Dostawałam napadów płaczu w domu z powodu atmosfery w teamie, byłam na krawędzi załamania nerwowego. Więc właściwie nie było dla mnie wyboru. Co stracę? Stracę prowizje od sprzedaży, ale czy pieniądze w tej sytuacji są ważne? Co mogę wygrać? Każdy zespół będzie lepszy niż ten w którym ówcześnie pracowałam, każdy leader będzie lepszy niż mój ówczesny. Na czym mi aktualnie zależy? Na tym by byc jak najdalej od terroryzującego szefa, od tej atmosfery, zrzucić z siebie target i móc współpracowac z innymi w ludzkich warunkach, albo odejść. Nie płakać w poniedziałek rano, że musze iśc do pracy. I na zawsze przestać myślec o targecie. Pamietam jak w Ułan Ude odebrałam wiadomość, o tym, że nie dostałam się do pracy w innym miejscu ( niestety też w sprzedaży, ale w miedzy-narodowej firmie) Ryczałam wtedy zamknięta w pokoju w sercu Buriacji chcąc zostać tutaj na tym mongolskim stepie i nie musieć wracać do tego bagna. Chciałabym Wam powiedzieć, że to był punkt zwrotny, ale niestety nie. Potrzebowała dojść na skraj załamania nerwowego, by odważyć się i stawić wszystko na szali. I co? firma postanowiła mnie zatrzymać ( nic dziwnego w końcu była świetna) I udało mi się zostać w tej firmie jeszcze rok – pracując na kosmicznie innych warunkach, posiadając ogromną przestrzeń do działań własnych, samodzielne stanowisko i szefa marzeń. Na odchodnym miałam okazję porozmawiać, z byłym liderem i powiedzieć mu o tym co powinien zmienić a także dać szczery feed back szefowi z góry. Nie mam więc wyrzutów pisząc o tym tutaj, bo wiem, że mój były leader nieźle sobie poradził, został nawet wysłany na jakiś kurs by zmienić swoje metody pracy. warto grać w otwarte karty.
Czy powinnam się przebranżowić? Zawalczy o pracę marzeń ?
Czy powinnam wysłać maila z litanią czemu powinni przyjąć mnie do pracy marzeń? Gdy zdecydowałam, że firma w której jestem dała mi juz wszystko i niczego się nie nauczę, znalałam posadę idealną dla siebie. Obiecałam sobie, że wyśle tam cv, gdy tylko wrócę z konferencji dla blogerów SeeBloggers ( tutaj o niej pisałam – See Bloggers) i poczuje, że wszystko wiem nic mnie nie zaskoczyło. Wówczas wyślę tam CV. Jakie było moje zdziwienie gdy się okazało, że oferta zniknęła. Że na to stanowisko juz nie szukają. Prawie zemdlałam. To raptem 3 dni zwłoki… wyszłam z pracy pooddychać, godzinę spacerowałam, penie gdybym paliła wykopciłabym paczkę fajek, a tak tylko się dotleniłam. Uznałam, że teraz albo nigdy, pisze maila i podsumuje wszystko co potrafię udowadniając, że nikt lepszy na to stanowisko się nie trafi. Co jeśli się nie uda? Najwyżej ktoś w HR się pośmieje, z mojego chojractwa. Najwyżej nikt nie odpowie. Codziennie przez swoje roztrzepanie daje komuś powód by się ze mnie pośmiał, więc co mi tam jakiś HR. Mała branża? Spokojnie, jest taki przemiał, że szybko mnie zapomną. – I Co ? Dziewczyny z HR zadzwonił do mnie po 30 minutach. Zaprosiły na rozmowę, po 3 etapach rekrutacji dostałam prace z małym modernistycznym dworku nad jeziorem. Tak jak marzyłam. I stąd kręcę dla Was stories, za mną genialne 21 miesięcy w tej firmie.
Nie mów, że coś Ci się udało.
Jeśli tez jesteście na zakręcie, wydaje Wam się, że możecie dużo stracić ryzykując. Zadajcie sobie kluczowe pytanie i odpowiedzcie maksymalnie szczerze, w najgorszych i lepszych wariantach : Co stanie się jeśli się nie uda? I zobaczycie prawdziwe zagrożenie. Przeważnie warte tego, żeby się nad nim roześmiać 🙂 Te wszystkie sytuacje nauczyły mnie, że tempo podejmowania decyzji w życiu jest kluczowe, a konsekwencje nigdy nie tak złe, jak pierwotnie się wydaje.
Dlatego, też uważam, że w życiu trzeba być fajterem. Wyzbyć się wstydu, nie uważać, że dla innych jest się najważniejszym, ale pamiętać, ze dla siebie jesteśmy najważniejsi. Zaplanować czego się chce, robić szybką analizę, a następnie piąć się do przodu.
Te kilka punktów powyżej pokazuje, że pojęcie „udało się” nie istnieje. Żeby coś w sowim życiu zrobić trzeba coś poświecić, przeważnie jest to strefa komfortu, z której trzeba się wyrwać. To dokładnie to samo co robicie codziennie rano w zimowy poranek, musicie opuścić ciepłe łóżeczko i ukochaną pościel, by wyjść do zimnego mieszkania wbić się w ubrania nie tak miłe jak piżamka i wyrwać do zimnego, świata na chłód i ziąb. Czy można byłoby zostać w łóżku? Pewnie tak, ale po pewnym czasie dostalibyśmy odleżyn nie mówiąc juz o zgąbczeniu mózgu. Analogicznie wyglada sytuacja w pracy, w życiu, gdy pozwolimy sobie na pewien zastój.
Potrzebujecie więcej argumentów? By zacząć walczyć o swoje i przestać sabotować swoje pomysły? W każdej z tych sytuacji, jeśli nie było prawdziwego zagrożenia życia, uznawałam, że nie ma zagrożenia, że ryzykując nic nie tracę, bo efekty uboczne tego działania, czy tez negatywny efekt jest mało ważny, że bardziej będę żałować jeśli nie spróbuje.
Widzisz jakie to łatwe? Teraz Ty!
Ps. w każdym z tych działań niezwykle przydatny był fakt, że miałam poduszkę finansową, mogłam sobie pozwolić na wizje utraty pracy, bo miałam oszczędności, ale i jednocześnie mam do siebie spory dystans i może dziś jestem Panią w biurze, ale nie wykluczam, że jeśli będzie mi źle w życiu i wszystko pójdzie nie tak, mogę wyjechać odbici się za granicę. Na przykład do Norwegii sortować ryby, czy myc toalety, w końcu mam za sobią nie byle-jakie doświadczenie:) Korona mi z głowy nie spadnie.
Myśle, że te dwa czynniki, niesamowicie pomagają w życiu.
Dajcie znać co o tym myślicie, jakie są Wasze przemyślenia. podzielcie się Waszym fajterstwem. Czekam na historię 🙂
pozdrawiam ciepło
Jess
This post has already been read 3527 times!