Kilka lat temu napisałam na moim starym blogu tekst, który pozwolę sobie dzisiaj zacytować bo w pewien sposób oddaje obecny stan moich emocji: (tekst z 5 października 2009 roku). Co prawda, zawodowo jestem już w innym miejscu, wiem czego chce i konsekwentnie realizuje swe cele, co czyni mnie szczęśliwą i zadowoloną z własnej pracy. Jestem już wolna również od pragnień, życia w innej epoce i z rozkoszą korzystam z dobrodziejstw XXI wieku. Jest jednak jeden punkt zbieżny – pragnienie wolność i świeżość, która przebija przez ten tekst sprzed ponad 3,5 roku jest tym co teraz przepełnia moją dusze.
Co się stało? Rozwodzę się i jest to najlepsza rzecz jaka przytrafiła mi się od ostatnich 3 lat! Nie ma miłości bez wolności – a w sytuacji, w której partner tłamsi wasze pragnienia, emocje i podcina skrzydła waszym nadziejom i marzeniom nie sposób osiągnąć szczęście. Jeśli czytają to jakieś kobiety, które czują, że nie są szczęśliwe w relacji, którą przyszło im zbudować z człowiekiem, którego wybrały, ale z jakiś banalnych przyczyn boją się porzucić ten związek to naprawdę otwarcie zachęcam Was do tego.
Mężczyźni się nie zmieniają. Sytuacja zasadnicza nigdy się nie poprawia, a z czasem bywa tylko gorzej. Ślub to formalność, na którą nie powinien decydować się nikt, kto nie zna partnera w 100% procentach, nie przetestował go w wielu sytuacjach życiowych oraz nie ma pewności, że na pewno może na niego liczyć. Związek bez wspólnych pasji, łączenie się nawzajem dwóch światów – to piękna opowieść rodem z Hollywood, w rzeczywistości jednak, jeśli nie macie żadnych wspólnych zainteresowań (nie! oglądanie seriali się nie liczy!) skazujecie się sami na duchowe morderstwo.
To tragiczny komizm sytuacji, że przeszło trzy lata temu byłam w tak zbieżnej sytuacji..
(październik 2009)
„To nie są zmiany, to nie są synchronizacje, asymilacje, przestawienia, przemeblowania, dostosowania… Nie! nic z tych rzeczy. To prawdziwa, najprawdziwsza rewolucja !!!
Rewolucja życiowa!
Przyszedł czas na chwilę szczerości. Czuje, że jestem Wam to dłużna drodzy czytelnicy. Koniec kreowania mitów. Udawania przed całym światem i co gorsza przed samą sobą chodzącego ideału. Kurtyna opadła, światła zgasły – a ja wracam do żywych, zbiegam z stromych stopni kreowanego przez siebie olimpu – na miękką murawę codzienności. Tu zamierzam pozostać. Niewiele brakło – a udusiłabym się własnym życiem. Od dłuższego czasu byłam na najprawdziwszym wykończeniu.
To dość złożona historia. Życie w toksycznym związku, (…) wysysało ze mnie wszystkie witalne soki. Ciągle szukałam nowych stymulacji by mieć cokolwiek – co mogłoby dać sens memu istnieniu, nieustanne poszukiwania, przypominały bardziej ciągłą szarpaninę i krótkotrwałe ekscytacje niż prawdziwą drogę samorealizacji – jaką chciałam sama w tym dostrzec. Z dzisiejszej perspektywy widzę, że zbyt wiele rzeczy które zrobiłam ostatnimi czasy – robiłam na siłe, by móc uciec od własnych mysli, by bezmyślnie zaspokoić najpłytszą potrzebę własnego ego. Nieustanna szarpanina za słowami uznania i pochwały – doprowadziła mnie do granic własnej wytrzymałości.
Dokładnie trzy tygodnie temu – zamknęłam ostatecznie ważny rozdział w moim życiu. Rozstałam się z Mężczyzną, z którym splątałam swe losy na prawie 8 lat. Uważam, że nic w życiu nie dzieje się przypadkiem. Stoję dziś twarzą do Słońca i nie oglądam się już wstecz. Mam poczucie, że niewiele dotychczas żyłam. I pragnę to zmienić.
Przez ostatnie trzy tygodnie odnalazłam na nowo siebie. Stanęłam na nogi silna jak nigdy dotychczas. Mimo, iż cele mi się rozmyły wiem bardziej niż kiedykolwiek czego teraz chce: Chce żyć!
Stanęłam przed lustrem odziana we własne krynoliny – i uporczywie zaczęłam zastanawiać się ile w tym wszystkim mnie samej? Czy czasem nie jest tak, że uciekłam pod swe bezpieczne halki i szeleszczące tiule, z dala od prawdziwego świata? Osłaniając dziecinną tęsknotą za literacką fikcją. Sukcesywnie dystansując się od otoczenia… Tak właśnie było. Stworzyłam obraz samej siebie, w który bardzo chciałam uwierzyć, tuszując swoje niedoskonałości – dążyłam do własnego ideału. Wykreowałam się sama przed sobą, a niemożność osiągnięcia celu doprowadzała mnie do wewnętrznego wyniszczenia.
Teraz powiedzmy sobie szczerze – odpuściłam. Być może rozczaruje Was tym co teraz powiem, ale to prawda, nie zależy mi na awangardzie, na ekscentrycznych strojach i szokowaniu otoczenia. Chce wreszcie poczuć się częścią świata, częścią tego tłumu, który przez ostatnie lata konsekwentnie zwalczałam tocząc bezmyślny bój z macdonaldyzacją społeczeństwa i globalizacją. Za który dziś szczerze mi wstyd. Nie zawrócę biegu rzeki. Nie zmienię Świata. Koniec z przecenianiem własnych możliwości i egocentryczną maskaradą. Chce dowiedzieć się wreszcie jak to jest żyć w XXI wieku, bez śmiesznej tęsknoty za nieznaną z autopsji lecz tylko muśniętą i przeinaczoną, mocno podkolorowaną XIX wieczną przeszłością.
Powiem to raz jeszcze głośno i wyraźnie, nie chce być już outsiderem. Na własne życzenie wyautowałam się po za świat, tęskniąc za powłóczystymi sukniami i romantyczną epoką dżentelmenów z białymi szalikami opatulającymi szyje i żakardowymi frakami dumnie błyszczącymi w świetle świec. Chce teraz żyć normalnie, pić cole na przystanku, biegać z psami po polach, móc czasem wyjść nieuczesana i nieumalowana, wskoczyć raz za czas w jeansy i klnąć jak szewc gdy będę zła. Chce móc jak każdy inny przyznawać się do błędu i swej niedoskonałości, chce złamać wszystkie zapory miedzy ludźmi jakie przez ostatni czas zbudowałam. Koniec z mitami i autokreacją. Dziś zależy mi tylko na tym by ludzie oceniali mnie za to jaka jestem nie za to co robię gdy mam chwile wolnego czasu.
A wiec nie przez pryzmat fotografii i stylizacji, które są jakimś tam raczkowaniem, a może nawet embrionowaniem w branży i nie za 5 z egzaminów bo to nic nie znaczy, lecz za to jakim człowiekiem jestem.
To dla wszystkich na pewno szalenie wytarte prawdy, tak oczywiste, że aż śmieszne, przeżarte i wyświecone. Jak widać jednak nie każdy uświadamia je sobie w tym samym okresie życia. Na mnie przyszedł czas własnie teraz. Zdeklasowałam swój system wartości, przetasowałam celem i priorytety.
Jestem Wolna od własnych zniewoleń. Szczęśliwa jak nigdy. Pogodnie patrze w przyszłość, być może dlatego, że nie wybiegam w nią już zbyt daleko. Nie chce nic planować to zbyt determinuje ludzkie poczynania.
Obecnie mam wielką potrzebę robienia nowych rzeczy, smakowania, próbowania … Jak dwuletnie dziecko poznające świat – pragnę wszystkiego dotknąć i obejrzeć z bliska. Mam dziwne wrażenie, że w przeciągu ostatnich trzech tygodni doświadczyłam więcej niż w przeciągu całego ostatniego roku…
(…)
Drżyj świecie nadchodzę! Silna, pełna optymizmu, bez ograniczeń.
This post has already been read 1631 times!