Moja przygoda z kinematografią bywa burzliwa, od zniechęcenia przez wielkie miłości. Ostatnie tygodnie, były dla mnie bardzo łaskawe. Zobaczyłam wiele bardzo dobrych, inspirujący produkcji. Pogoda za oknem oraz intensywne dni, wymagały wieczornego resetu, gdzie jeśli nie w zaciszu kameralnej sali kinowej? Nie lubię wielkich multipleksów, zapachu popcornu i drogich biletów kinowych, dlatego jestem częstym bywalcem uroczych, kameralnych kinoteatrów jak Kino Muranów (moje ukochane, tuż pod nosem) czy Kina Atlantic, trochę bardziej komercyjnego, ale jeszcze ciągle nie wielkiego molochu czy od święta, eleganckiej Kinoteki w Pałacu Kultury. Od pewnego czasu, uczę się uważności, skupiania na jednej czynności, ciemna sala kinowa, kameralny kinoteatr z atmosferą, wyłączony telefon i ja twarzą w twarz z refleksyjną produkcją. To doskonały trening wyciszenia i uwaznosci. W zimowe styczniowe wieczory, jak gorący prysznic zmywa, z umysłu wszystkie stresujące momenty i napięcia. Im film jest lepszy, sala mniejsza a szelest papierków cichszy tym chwila staje się lepsza.
La la land.
O tym musicalu było tak głośno od ponad pół roku, że nie sposób było się nie skusić. Tak bardzo na niego czekałam, że udało mi się dorwać dwa bilety na pierwszy dzień pokazu przedpremierowego w Atlanticu. I jak? O ile nie jestem Fanka Gosling, to Emmy Stone już tak! ( mam słabość do rudych kobiet!) Ten film to uczta dla oczu! Scenografia, kostiumy dobór kolorów to wszystko sprawia, że odpływamy na ponad 2 godziny do innego Świata. Nie jest to jednak musical w dosłownym tego słowa znaczeniu, muzycznych wstawek jest zaledwie kilka. Nie jest to również banalna historia o miłości, czego przyznam szczerze trochę się obawiałam. To mądra opowieść o wyborach między tym co znane i łatwe, a tym co spędza sen z powiek, ale wymaga ogromu pracy i ciężkich decyzji… Inną ważną dla mnie kwestią były stroje! To bez wątpienia, film który już teraz jest modowym klasykiem i możemy dorzucać go do listy domowych inspiracji. Styl Bohaterki, granej przez Emme Stone jest klasyczny, kobiecy, bardzo prosty z lekką nutką retro nawiązującą do lat 50 i 60. Myślę, że to nie przypadek, że wraz z premierą filmu, na wystawach sklepowych większości sieciówek pokazały się żółte sukienki, w odcieniu tej, którą możemy zobaczyć na plakacie promującym film.
Osobliwy dom przyjaciół Pani Peregrine
Magiczne światy, równoległe wymiary, fanatyczne przejścia, magiczne ogrody, każde z tych haseł sprawia, że pojawia mi się gęsia skórka i rumieniec podniecenia. Osobliwy Dom, to jednak coś więcej, to zupełnie zaskakująca baśń, która zabiera nas w inny wymiar, oryginalny, kompletny świat i pozwala zapomnieć o rzeczywistości. To tez opowieść o relacji Dziadka z wnukiem, historia o tym, że to my decydujemy kim jesteśmy dla drugiego człowieka. Nie muszę chyba dodawać, że wszystkie filmy i bajki o dziadkach zawsze mnie rozczulają i przypominają mojego Dziadka. Akcja filmu dzieje się w na małej Walijskiej wysepce, która mnie totalnie zauroczyła, mimo woli trafiła na liste must see. ( Portholland). Opowieści z Narni mogą się skryć!
Kot Bob i ja
Zacznijmy od tego, że nie należne do największych fanów kotów, ale po tym filmie, marzyłam by wtulić się w miękkie futerko kochanego rudzielca! ( co prawda nie wiem, jakby na to zareagowała moja alergia i czy ten atak nagłej miłości nie skończył by sie na pogotowiu, jednak uczucia do kociej nacji wzrosły o 200% ). Nie dajmy się jednak zwieźć kot jest ważnym bohaterem tej opowieści, jednak, to przede wszystkim historia o Człowieku z ulicy, który walczy z sobą i swoimi uzależnieniami by wyrwać się z Londynskiego rynsztoku. Historia tym przyjemniejsza, ze oparta na faktach. Dla wszystkich miłośników Londynu to wielka gratka, piękne zdjęcia miasta z okolic Sheredish, Cave Garden oraz Liverpool Street. Bezapelacyjnie film trafi do drugiej części „Co zobaczyć, przed wyjazdem do Londynu” ( link do cz. 1).
Impresjoniści, człowiek, który ich stworzył.
Wchodząc w niedzielne popołudniu samotnie na Impresjonistów, pomyślałam, że będę jedyną, szaloną historyczką sztuki, którą takie atrakcje kręcą. Jakie było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam pełną sale ludzi. Cieplej zrobiło mi się na sercu, że tyle mam tu pokrewnych dusz:) Film, jest dokumentem opowiadającym o ciężkiej drodze jaką przeszli artyści, ale przede wszystkim cichym, zapomniany już nieco mecenasie, marszandzie, którego ten film przypomina i mam nadzieje przywróci do świadomości społecznej. Mowa o Paulu Durand-Ruel’u , człowieku, który inwestował w całe koleksje impresjonistów w czasach, w których ich obrazy wzbudzały tylko oburzenie i drwiny. To świetny materiał, dla wszystkich, którzy chcieli by zanurzyć się głębiej w historii i lepiej zrozumieć trudny początek impresjonizmu oraz jego wielki sukces. Zawsze powtarzam, że sztuką można zachwycać się na dwóch zupełnie odrębnych płaszczyznach. Pierwszy wariant: nie wiedząc nic o autorze, kierunku i de facto sztuce, dając się porwac estetycznym wrażeniom, albo poznając artystę, jago historie, założenia nurtu i rys historyczny, wówczas dzieło trafia do nas w pełnym wymiarze, a my możemy zachwycić się nim z pełna świadomością. Ta krótka lekcje, to dobry krok, by bardziej świadomie spojrzeć na sztukę, impresjonistów i być może zagłębić się jeszcze dalej w ich biogramy? To również świetna lekcja odwagi, dla wszystkich, którzy na co dzień tworza czy propagują coś nowego i spotykają się z krytyka otoczenia, Paul Durand nie poddał sie przez 20 lat, wierząc w swoją intuicję i plan, mimo iż cały ówczesny świat za wyjątkiem garstki Impresjonistów uważał go za szaleńca. Inspirująca konsekwencja i upór.
Perwersyjny przewodnik po ideologiach…
Żizek, jest jedyny, oryginalny i nie dający się porównać. Filozof pasjonata kina, który przekuwa swą pasje do kinematografii, na poręczny podręcznik do spraw różnorakich ideologii pokazując w ciągu ponad 2 i pól godziny jedne ze słynniejszych ekranizacji i wykorzystując je do poparcia swoich tez. To ekranizacja genialna, ale.. Ilość poruszonych przez Ziżka tematów jest tak ogromna, że przez cały seans miałam ochotę wyciągnąć pilota i pauzować, by móc zrobić sobie większe przerwy miedzy poszczególnymi teoriami. Każdy wątek rodził nowe refleksje,nad którymi chciałam mieć czas się zastanowić. Kolejny wątek wytracał z rytmu i na nowo pochłaniał, by przekazać coś nowego i równie absorbującego. Zdecydowanie, warto oglądać ten film w domu, pauzując i robiąc sobie przerwy (może nawet kilku dniowe) miedzy poszczególnymi fragmentami. Absolutnie nie mam na myśli, że film, był nudny, czy meczący wbrew przeciwnie. Uważam, że jest na tyle wartościowy, że wielką szkodą jest utrata tych okazji do głębszej refleksji nad każdym poszczególnym fragmentem tej produkcji. Polecam gorąco, z notatnikiem na kolanach. Żiżek śmieszy, uczy i zaskakuje.
Toni Erdmann.
Recenzenci klasyfikują ten film jako komedie, dla mnie to jednak dramat. Mimo kilku śmiesznych momentów, to ciągle dramatyczna historia Inez, kobiety pogrążonej w korpo-świecie oraz stęsknionego ojca Toniego, który pragnie przywrócić radość życia swojemu zagubionemu dziecku. Pewnie trzy lata temu, nie znając korpo-realiów przyjęłabym ten film inaczej. Trochę tak jak dokumentalny film o dżungli, która jest ciekawa, ale nigdy w niej nie była więc wszystko co o niej wiem, pochodzi z mediów bądź książek. Niestety miałam okazje, poznać, korpo życie, znam ludzi, którzy zgubili się gdzieś na drodze miedzy realizacją miesięcznego targetu a poszukiwaniem szczęścia w życiu. Liznęłam tego świata i uciekłam z przerażeniem, jednak on naprawdę istnieje. Bardzo łatwo przekroczyć tą granice i zgubić poczucie wartości i radości z prostych momentów. Ten film o tym przypomina, nie daje wskazówek, nie daje nawet jasnego zakończenia, pokazuje z boku jak wygląda życie jednostki zaangażowanej w życie firmy, projektu, w karierę. Padają pytania, które bębnią w uszach jeszcze po wyjściu z kina: po co żyjesz? czy masz marzenia? Co jest dla Ciebie najważniejsze? To nie jest film, który zmieni Wasze życie, ale to dobry film, chociaż raczej dla tych, którzy uciekli z korpo-szponów niż korpo króliczków. Obiektywnie: zbyt subtelny by wystraszyć czy inspirować, powolny i może odrobinę za długi.
Jackie.
Czekałam na tą ekranizację, od wielu miesięcy, od pierwszych zapowiedzi. Historie silnych, kobiet, które odcisnęły swój ślad w historii, są inspirujące. Jackelin jako ikona stylu, szczególnie wzbudza zainteresowanie. Żartowałam, że poszłam do kina podziwiać stroje Jackie, ale tak naprawę burzliwa amerykańska historia i liczne spiski, fascynuje mnie tym bardziej po ostatniej podroży. Liczyłam na porządną dawkę historii, akcji, emocji. Tymczasem trailer to urywki wszystkich energicznych momentów tej produkcji. Film opiera się, na prostym schemacie. Po wyprowadzce Jacquelin z Białego Domu odwiedza ją dziennikarz, który chce usłyszeć jej wersje wydarzeń, jej punkt widzenia tragedii, szukając sensacji daje umęczonej kobiecie szanse zrzucić z siebie ciężar wszystkich tragicznych wydarzeń. Brzmi to naprawdę dobrze, szkoda tylko, że tak bardzo jednowymiarowo pokazano postać tej niezwykłej kobiety, silnej, wykształconej, obytej, zaryzykuje stwierdzeniem – jednej z najbardziej rozpoznawalnych i najbardziej wyedukowanych Pierwszych Dam jakie miała Ameryka.
Rozumiem doskonale, że to film, na temat śmierci Kennedy’ego, szkoda tylko, że ta kobieca, ważna postać, pokazana została tak tendencyjnie. Natalia Portman, w bardzo wierny, choć irytujący sposób oddała Jackie, która występowała w specjalnym wywiadzie oprowadzając po Białym Domu i pokazując jakie zmiany wprowadziła w jego wyposażeniu. Jeśli widzowie, przychodzą do kina by dowiedzieć się czegoś więcej na temat pani Kennedy, to niewiele tu znajda, prawdopodobnie wyjadą z kina z przekonaniem, że była nieszczęśliwą, ładną, świetnie ubraną kobietą, która lubiła wystrój wnętrz i była dość próżna. Nie dowiemy sie, że była niezwykle zdolną i słynną dziennikarką, niezależną kobietą, wyedukowaną na Sorbonie, która świetnie radziła sobie w życiu mimo kaskady nieszczęść, która spadała na nią regularnie. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat teorii spiskowych związywanych z morderstwem prezydenta równieżnie tędy droga.
Wracając więc do punktu wyjścia, największym atutem tej ekranizacji jest możliwość, podglądania stylizacji Jackie, które zgodnie z historyczną prawdą były doskonałe. Fabuła tego filmu, zwyczajnie jako kobietę mnie obraza.
A co Wy dobrego widzieliście ostatnio? Co możecie polecić? co odradzić? A może nie zgadzacie się ze mną? Zapraszam do dyskusji.
Ps. Nie bójcie się same chodzić do kina. To niesamowicie odświeżające.
This post has already been read 2483 times!