Powoli myślę, o podsumowaniu minionego roku, wśród wielu wspomnień przypomniała mi się moja spektakularna akcja z wizą amerykańską, którą humorystycznie chciałabym Wam przytoczyć, trochę ku przestrodze, ale też żeby pokazać wszystkim, którzy myślą o wizie amerykańskiej jak to robić, podążając za wskazówkami, na końcu posta.
Starania o wizę amerykańską ( turystyczną!) to jak ciągle wracający temat. W przeciągu ostatnich trzech lat próbowałam trzykrotnie ! O wcześniejszych przebojach możecie przeczytać, tu gdy starałam się po raz pierwszy w Warszawie oraz tu w Londynie.
Jeśli ktoś z Was, żywił nadzieje, że podczas mojego milczenia, zmądrzałam, stałam się bardziej roztropna, czy też mniej roztrzepana, niestety się rozczaruje. Wszystko ze mną w porządku, jak zwykle daleko mi do doskonałości.
Nie przedłużając powiem Wam jak tym razem zabłysnęłam podczas wizyty w ambasadzie.
Wcześniejsze Wizowe przeboje, wiązały się z wspaniałą 5 tygodniową wyprawa dookoła stanów z moimi przyjaciółmi, na która niestety z powodu braku wizy nie wyruszyłam ( ich relacje możecie śledzić tutaj na putu). Zadowolona z siebie, ze swoich zdobytych wcześniej doświadczeń, uzupełniłam formularz wizowy( który znajdziecie tutaj) opłaciłam wizę i umówiłam się na spotkanie z konsulem. Dumna z siebie, że wszystko udało mi się pięknie zorganizować na miesiąc przed planowanym odlotem. Na dzień przed wizytą mój chłopak (który ma wszystko zawsze przygotowane i dopięte na ostatni guzik), przyszedł z teczką swoich dokumentów i zapytał czy wszystko mam. Ja zadowolona stwierdziłam, tak tak, wszystko przygotowane już od dawna. Ponieważ mój mężczyzna jest niezwykle dokładny i skrupulatny w działaniu, na wszelki wypadek postanowił sprawdzić co w moim wykonaniu znaczy wszystko. Po kolei wyciągał swoje papiery i pytał: to masz?
– ja: (na to znudzonym głosem) taaa( przewracając oczami i mysląc wtf? Przecież to mój 3 raz! Wiem co robię)
– on: a to?
-ja ( co raz bardziej znudzona): też,
-on: a to? (pokazując potwierdzenie wysłania wniosku wizowego)
-ja: popatrzyłam zdziwiona, pomyślałam chwile i niewiele myśląc mówię: nie, nie to nie potrzebne.
-on: (Moja ostoja spokoju, wywrócił oczami i mówi ciepłym głosem) proszę przeczytaj jeszcze raz co jest potrzebne.
-ja: (idąc w zaparte mowie) nie nie to nie potrzebne.
-on, odpalił stronę, pokazał mi listę wymaganych dokumentów i … zamarłam. Zaczęłam nerwowo przeszukiwać mail, jeden, drugi, trzeci… NIE MAM!!! krzyczę wołam, płacze. Krzyczę, mów do mnie po polsku!
Czuje jak krew odpływa mi z głowy a przed oczami pojawia się wizja, kolejnej odmowy.
Szok był tym większy, gdy zorientowałam się, że W OGÓLE NIE WYSŁAŁAM WNIOSKU WIZOWEGO DO AMBASADY! uzupełniłam go, opłaciłam, nie wiem jakim cudem pozwolili mi umówić spotkanie.
***
W tej sytuacji, nie pozostało mi nic innego jak klasycznie się rozpłakać. Po czym, wysłałam wniosek o 23.40 dziań przed wizytą o 8 rano. O pierwszej w nocy jechaliśmy do najbliższego Copy General by wydrukować papiery, filmowo jadąc w zimnym tramwaju w oberwaniu chmury. Jechaliśmy w ciszy ( ja byłam zdruzgotana swoją głupota) a w głowie zaczęłam już układać sobie plan podróży po Albanii, przekonując się , że nasza alternatywa, jest wspaniała i nic się nie stanie, z powodu kolejnej odmowy. Po takich przebojach oczywiście, nie zmrużyłam oka pewna naszej podróży do Albanii. Przeklinałam swoją głupotę. Stawiliśmy się na miejscu przed czasem, po czym okazało się, że Fahad wysłał swój wniosek owszem do Ambasady Amerykańskiej, ale nie tu a do swojego kraju. Mojego wniosku nie mogli się doszukać, nic dziwnego, skoro wysłany został na 20 minut przed północą! Spokojna pogodzona z losem, mogłam teraz być wsparciem, dla mojego zszokowanego chłopaka.
Spędziliśmy tam 1,5 godziny, poprawiając wnioski, kontrolując nasze zarobki, dzwoniąc do pracodawców. Ostatecznie w drugim okienku, rozmawiała z nami Ukrainka, która z zazdrością stwierdziła że polski Fahad jest bardzo dobry ( nie wiem czemu rozmawiała z nami po polsku, skoro jej polski był fatalny). Ponieważ co jakiś czas zadała pytanie tak źle, że chciałam je sprostować żeby mój chłopak miał szanse odpowiedzieć na nie dobrze, wyskakiwała na mnie z krzykiem, nie do Pani mówię, pan teraz odpowiada!!
To fascynujące swoją drogą, jak trzeba się upodlić, naprosić, żeby móc wjechać do tego kraju. Finał tej historii, był dla mnie największym zaskoczeniem. Dostaliśmy wizę, na 10 lat. Mimo, że tym razem popisałam się najbardziej i byłam pierwszy raz pewna, że absolutnie mi jej nie przydzielą.
Chciałabym pomóc wszystkim, który planują wyjazd do Ameryki, zrobić to mniej stresująco i przygotować się do wizyty w Ambasadzie solidnie, żeby nie fundować sobie takich historii jak powyższa, dlatego poniżej podsuwam, krótki poradnik jak krok po kroku postępować, co zabrać z sobą i na jakie pytania się przygotować, podrzucam tez linki. Powodzenia!
Jak zdobyć wizę amerykańską, krok po kroku
Krótki poradnik, co robić by nie przysporzyć sobie stresu. Jak zdobyć wizę?
-
Uzupełnij formularz tutaj tutaj link do bloga , która pokaże Wam jak krok po kroku uzupełnić formularz Uzupełnij formularz tu strona formularza
-
Opłać wizę
-
Umów spotkanie z konsulem
-
Wydrukuj wskazane dokumenty: potwierdzenie wysłania formularza wizowego, opłaty, datę umówionego spotkania z konsulem.
-
Przygotuj zdjęcie, do formularza może być wgrane zdjęcie prowizoryczne, jednak na spotkanie należy wziąć z sobą właściwe. o konkretnych wymiarach i kadrowaniu.
-
Ważne: na spotkanie w ambasadzie nie zabieraj z sobą torebki, telefonu, komputera, wszystkie te rzeczy musza pozostać na zewnątrz, zostaw je w domu, hostelu, lub w samochodzie. Wpuszczają tylko z teczka dokumentów.
O co mogą zapytać podczas spotkania?
-
Po co jedziesz do Ameryki? W jakim celu?
-
Na jak długo, dokładnie od kiedy do kiedy?
-
Gdzie się zatrzymasz?
-
Jaki jest plan?
-
Co robisz w Polsce? Gdzie pracujesz? (możliwe, że będą chcieli potwierdzenie z pracy, na przykład telefon, żeby zadzwonić i sprawdzić, czy faktycznie tam pracujecie)
-
Jeśli studiujesz to potrzebne będzie potwierdzenie, że jesteś studentem.
Oczywiście, Wasza rozmowa może wyglądać inaczej, może być o wiele krótsza, ale powyższe pytania są najczęstszymi jakie się trafiają.
Opisałam swoją sytuacje ku przestrodze, logika kazała mi wykluczyć sytuacje, w której istnieje możliwość umówienia spotkania wizowego, bez przesłania formularza, a jednak, gdyby nie Fahad, za pewne nie dostałabym wizy i nie mogłabym pochwalić się Wam zdjęciami z USA.
Jeśli macie jakieś własne przeżycia, doświadczenia ze starań o wizę, piszcie w komentarzach.
Trzymam za Was mocno kciuki!
Pozdrawiam serdecznie
Nancy Irving
This post has already been read 11359 times!