Solec 44 – to nic innego jak prywatny niepozorny domek ulokowany tuż przy moście kolejowym, przecinającym Powiśle. To przykład tego, że z lokalizacyjnego nie fartu, można uczynić prawdziwy atut. Dom mieszkalny przy torach, nie oszukujmy się nie jest rarytasem. Knajpka jednak, to już coś innego, a kultowy lokal to już zupełnie inna bajka! Czemu kultowy? Bo inny niż pozostałe, niby minimalistyczny, ale nie do końca, niby slow food, ale jaki zmyślny! Piwo jak wszędzie, a jednak za sprawą magicznych soków i przypraw ziołowych, pije się je jak magiczny napar, aromatycznie pachnący rozmarynem czy lawendą.
Wystrój jest zupełnie nie oczywisty. Przebudowany komunistyczny klocek zaopatrzony został w werandę, niczym w hiszpańskich hacjendach, we wnętrzu zaś króluje prostota, (prawie) przesuwne drzwi nawiązujące do japońskiej kultury, przeplatają się tu z kratami w oknach i szkolnymi ławkami. Całości dopełnia wielki regał od ziemi aż po sufit, zapełniony, dziesiątkami gier planszowych. To jednak nie wszystko, na Solcu można zjeść i to naprawdę wymyślnie. Oferta jest tak zaskakująca, że trzeba dobrych parę minut, żeby zdecydować się na któreś z równie oryginalnie skomponowanych dań: ciasto czekoladowe z dżemem z buraków, rosyjska solianka, budyń z gorącymi malinami nakrapiany alkoholem, czy chociażby biała kiełbasa z pieczonymi korzeniami, gorczycą i miodem oraz galaretką z kiszonej kapusty.
Klimat tergo miejsca, jest tak przyjemny i relaksujący, że chce się tu wracać. Ja na pewno wrócę, chociażby po to, by zagrać w cztery tuziny gier planszowych, w które dotychczas nie miałam okazji i spróbować kremu z pieczonego pasternaku, z marynowaną czerwona kapustą.
Poniżej urywki z naszego babskiego spotkania, na którym ścigałyśmy się w budowie XIX wiecznych tras kolejowych
This post has already been read 3011 times!