Miejsce narodzin magicznych światów
Pozostając w temacie Śródziemia, o którym w ostatnim poście ( tu ) opowiadałam z niedającą się ukryć emfazą, chciałam dziś opowiedzieć o mieście, w którym owo Śródziemie powstało. O małym słodkim miasteczku którego nazwa jest synonimem dla najlepszej uczelni świata, a dla wszystkich Tolkienowskich fanów Mekką, do której niczym Muzułmanie, powinni się udać chociaż raz w życiu.
Zapraszam Cie na nowy post : Oxford śladem Tolkiena – pełną długa relację ze spaceru śladem Mistrza J.R.R. Tolkiena: znajdziesz tu.
Jeszcze na początku maja, udało mi się leżąc podczas naszej majówki, na zielonej epsońskiej trawie mojego ogrodu, upolować ultra tanie bilety na Megabusa do Oxfordu. Decyzja więc zapadła. Kupiłam szybko trzy i poinformowałam moich bliskich, że jedziemy i koniec. Rzecz jasna nikt się nie sprzeciwił. Schody zaczęły się gdy powiedziałam, że jedziemy w odwiedziny do Mistrza ( Johna Ronalda Ruena Tolkiena), którego trzy domy chciałabym w tym mieście zobaczyć, oraz słynny grób, w którym wraz z żoną Edith został pochowany. W ostatniej woli, nakazując wyrycie na nagrobku napisu Luthen i Beren – co oznaczać ma imiona wielkich kochanków, których historię opowiedział w swym „Silimarylionie”.
Nie trudno zgadnąć, że żadne z moich towarzyszy nie kwapiło się szukać domu Tolkiena, ani tym bardziej „gonić po cmentarzach”, nawet dla mnie.
Ostatecznie więc uznałam, że to nie czas na podroż sentymentalną, że taką mogę odbyć innym razem sama. W zaciszu, zadumie, z ukochanym Sylimarylionem pod pachą i listami Mistrza, które odczytam sobie na spokojnie, krążąc po cmentarnej polanie w samotności.
Ostatni rok, nauczył mnie,( przewstrętnego mola książkowego, zatrzaśniętego, w odmętach literackich przestrzeni, gdzieś w przedsionku domu na Zielonym Wzgórzu, ubraną w sukienkę Daisy z Wielkiego Gatsbiego, kopcącą papierosy z panem Darcy, z widokiem na Tolkienowskie Shire), że to ludzie są najważniejsi. Ci żywi, prawdziwi, współcześni. I nad tą prawdę nie ma nic ważniejszego. Tytuły, pieniądze, sztuka, czy literackie fikcje, wszystko nie ma znaczenia. Odłożyłam więc marzenia, z dziecięcych lat na później, ciesząc się tym dniem i towarzystwem bliskich mi ludzi. Spędziłam przemiłą majową sobotę krążąc po bajecznych oksfordzkich uliczkach, piknikując w parkach i ciesząc się chwilą.
Co warto w oxfordzie zobaczyć?
Oksford to maleńkie miasteczko, jednak obdarzone niezwykle hojnie urokiem, bogate w architektoniczne perełki. Niezwykle spójne architektonicznie. Niezwykle zielone i spokojne. Celowo nie używam określenia miasto studenckie, bo – mogłoby to stworzyć mylny obraz. Na miarę naszego wesołego i tłumnego Krakowa czy Wrocławia, pełnych młodzieży, pub’ów i imprez. Tu jest raczej sennie, cicho, sentymentalnie.
Literacka Oaza
Nie dziwie, się, że tylu słynnych literatów własnie w tym miejscu odnalazło swą przytań i tworzyło w tym intelektualnym porcie, największe swe dzieła. To nie tylko miejsce powstania Śródziemia. To również miejsce narodzin Narnii i świata Alicji z krainy czarów. Ciężko wiec w rzeczy samej wyobrazić sobie bardziej magiczne miejsce na tym globie. Krążąc przytulnymi uliczkami tego miasteczka, czuć ciepłą atmosferę i niezwykłą aurę. Pełno tu księgarni, z których witryn spoglądają na nas najpiekniejsze wydania Tolkienowskich dzieł, kolorowe wydania opowieści z Narnii, biografie C S. Lewisa i Mistrza, rozprawy historyczne o literackim zrzeszeniu Inklingów, w którym działali zaprzyjaźnieni z sobą powyżej wspomniani twórcy fikcyjnych światów. Nie brakuje tutaj również wzmianek o Churchillu, który stąd pochodził i tu osiadł na stare lata, by spisać swą wielotomową Historię Anglii. Szczególne miejsce, ma tu również autor Alicji z Krainy czarów, wybitny, wszechstronny profesor, wykładowca ścisłych przedmiotów – Lewis Caroll który skomponował swój własny oparty na matematycznych algorytmach szalony i niepowtarzalny świat. Uczczony własnym sklepem z zatytułowanym „Alice Word’ gdzie można kupić niemal wszystko z wizerunkiem bohaterów jego opowiastki.
Black Well – niezwykła księgarnia
Biorąc pod uwagę niewielką powierzchnie miasta, ilość księgarni na metr kwadratowy jest tu naprawdę imponująca. Jednak na szczególną uwagę zasługuje przede wszystkim Black Well, księgarnia z pozoru jak każda inna, ładna wystawa, regały z książkami. Od co nic szczególnego. Dopiero po przekroczeniu progu i zagłębieniu się w jej wnętrze okazuje się, że jesteśmy w prawdziwym książkowym raju! Jej powierzchnia jest absolutnie niezwykła, dwupoziomowa księgarnia, kryje w swoich piwnicach, niewyobrażalną ilość specjalistycznej literatury z każdej, nawet najwęższej dziedziny. Po samej księgarni można spacerować godzinami, przeglądając plakaty, albumy czy wczytując się w treść, zasiadając na welurowej miłej podłodze.
Oxford na luzie
Przyjechaliśmy do Oxfordu o nieludzko wczesnej porze, zaczynając nasz spacer w poszukiwaniu porannej kawy już przed 8. W mieście nie było żywej duszy. Ulice świeciły pustkami, a my w ciepłym porannym słońcu mogliśmy cieszyć się urokami tego miasta, spokojnie przyglądając się zachwycającej architekturze. Megabus zatrzymuje się na głównej ulicy, stąd też migiem znaleźliśmy się pod imponującymi budynkami jednej z największych i najstarszych bibliotek w kraju – Bodleian Library. Wieża biblioteki, o kształcie rotundy – Radcliffe Camera, stanowiła inspiracje dla Tolkiena, do stworzenia, jego książkowej wieży Sarumana, zwanej Isengard. Miasto to od pierwszych chwili, wydaje się zupełnie inne od wszystkich dotychczas w Anglii odwiedzonych. Ma w sobie coś szczególnego, osobliwego. Prawdopodobnie to własnie uniwersyteckie budynki, z pięknymi wewnętrznymi dziedzicami, które można podziwiać jedynie przez uchylone drzwi, bądź za uiszczeniem szczególnej opłaty. Mnogość tej szczególnej uniwersyteckiej zabudowy, nadaje miastu nieuchwytny klimat.
O tak wczesnej porze, wszystko (nawet funciak!) jest jeszcze zamknięte, pozbawieni alternatywy, trafiamy więc do McDonalda gdzie mam okazje zjeść najgorszy w całym dotychczasowym życiu posiłek. Serwowane tu „śniadaniowe pyszności”, dalekie są od jadalności. Moja tortilla z jajkiem i serem była naprawdę fatalna, pisze o tym by ostrzec wszystkich potencjalnie zachęconych ładnym zdjęciem głodomorów:)
Oxford jest niezwykle zielonym miastem, krążąc miedzy jednym a drugimi uniwersyteckim kolegium, trafiamy do parku graniczącego z botanicznym ogrodem. Trasa jest niezwykle malownicza, a zieleń angielskich traw w połączeniu z uniwersytecką architekturą, tworzy niezwykle romantyczny i tkliwy, niemal pocztówkowy krajobraz.
Wartym uwagi jest przede wszystkim kościół Wszystkich Świętych, którego zachwycające wnętrze ma dla nas niespodziankę w postaci niecodziennego dla gotyku stropowego sklepienia. Siedzimy tu dłuższa chwilkę wsłuchując się w piękne śpiewy chóralne, lokalnych śpiewaków, którzy trenowali najwyraźniej przed jakimś większym wydarzeniem.
Obowiązkowym punktem na naszej drodze jest też Galeria Sztuki – czyli Ashmolean Museum. świetne starożytne zbiory, oraz pokaźna kolekcja sztuki XV i XVI wiecznej jest naprawdę ujmująca. Na mnie osobiście najlepsze wrażenie zrobiła kolekcja sztuki współczesnej, od której powiało estetyczną świeżością
Szczególnie ujmujące oksfordzkie parki przypadły nam do gustu. Zaopatrzeni w prowiant rodem z szkolnych wycieczek, wylegiwaliśmy się na zielonej trawie w rożnych miejscach miasta. Wieczorem, gdy nogi odmówiły nam juz posłuszeństwa wylądowaliśmy na uroczej polance w pobliżu akademików, dopiero późnym wieczorem okazało się, że niechcący znaleźliśmy się na terenie prywatnego, elitarnego collegu. Musieliśmy się nieźle nakombinować by opuścić ten uroczy, ale jednak klaustrofobiczny teren, odgrodzony od świata cztero-metrowymi murami.
Dzień był cudowny, pogoda fantastyczna, towarzystwo najlepsze! Podroż śladem Tolkiena po mieście, przeniesiona na dalszą przyszłość, być może wcale nie odległą.
This post has already been read 2505 times!