Mój jeden dzień w Barcelonie, był tak naprawdę przystankiem w drodze do Walencji, gdzie miałam odwiedzić Oskara i razem z nim przeżyć Fallas, festiwal ognia, którego nie udało mi się zobaczyć w zeszłym roku. Zanim jednak opowiem szczegółowo, co się działo, chciałabym zatrzymać się na chwile nad samym Fallas, które jest zaiste zjawiskiem magicznym. Nie przypuszczałam, że jakaś uliczna kilkudniowa parada (jak sobie wcześniej wyobrażałam) może zrobić na mnie takie wrażenie! Ale powolutku…
Fallas: Co to za święto. jak? gdzie?, kiedy?, dlaczego?
Tytułowe Fallas to inaczej Święto Ognia obchodzone tylko w Walencji. Tutaj przez cały tydzień trwa wielka fiesta, walencjanie przez cały rok czekają na tą wielką rodzinną, niezwykle osobistą i w swoisty sposób mistyczną uroczystość. Mimo, iż to niezwykle ważny dla nich czas, a samo święto być może wyżej jest nawet usytuowane w osobistych kalendarzach Walencjan niż Boże Narodzenie, nikt nie potrafił powiedzieć mi jednoznacznie skąd się wywodzi. Przekazów jest wiele. Sama spotkałam się z historią, jakoby święto wywodzi się od zwyczaju zapoczątkowanego ze względów praktycznych przez cieślów w XVI wieku, którzy by opróżniać ze zbędnych odpadów, swoje składy na drewno zaczęli palić je wszystkie w jednym dniu. Z czasem zaczęto tworzyć z owych pozostałości drewniane konstrukcje, które z roku na rok wzbogacane, malowane, ewoluowały ostatecznie do dzisiejszej formy.
Inna wersja tej samej historii mówi o zwyczaju palenia drewnianych odpadów na cześć patrona cieśli św. Józefa, jednak czy gdyby tak rzeczywiście było, Generał Franco, narzucał by Walencjanom wprowadzenie religijnych obrzędów do tego święta? I dodanie motywu Matki Boskiej? No właśnie.. Ciężko więc ujednolicić i uściślić genezę powstania tego bajecznego dziś formie festiwalu, który rozpieszcza oprawa estetyczną, kulinarna, muzyczną właściwie wszystkie zmysły.
Myślę, że znajduje ono tak naprawdę początek w praktycznym zwyczaju oczyszczania swych mieszkań i pracowni w związku z nadejściem wiosny. Bowiem święto ognia należy również odczytywać własnie w takim wymiarze, pogańskiego palenia kukieł, związanego z zegnaniem zimy i witaniem wiosny.
Wszystkie te elementy przeplatają się z sobą, a dziesiątki lat jakie upłynęły od pierwszych, dość prymitywnych obchodów Fallas, sprawiły, że całe święto obudowane zostało szeregiem zwyczajów, które z czasem stały się nieodłącznym elementem corocznej tradycji.
Jak wygląda Fallas dziś?
Fallas Dziś
To kilkudniowe święto, w czasie którego każda gmina, czasem nawet ulica prezentuje własną kolorową kukłę nazywaną Fallerą. Każda wspólnota prezentuje zarówno dojrzałą Fallere jak i dziecięcą. Te poddawane są ocenie przez specjalnie zwoływane w tym celu komisje, które oceniają je w niezliczonej ilości kategorii. Fallery, są barwne, o bajkowej konwencji, wykonywane przez artystów na specjalne zamówienie. Tworzone są z materiałów łatwopalnych jak drewno, preparowany wcześniej papier oraz plastik, tak by z łatwością można było je podpalić. Podczas kilku hucznych dni, Walencjanie wdziewają swoje ludowe barwne, ręcznie szyte stroje i w całych wspólnotach, maszerują, wcześniej przećwiczoną choreografią, ulicami miasta, by złożyć kwiaty na cześć Matki Boskiej. Ten element całego święta, który dziś stał się już nierozerwalna tradycją, tzw. Ofrenda, wprowadzony został, stosunkowo niedawno, bo za czasów rządów generała Franco, który to z wszystkich sił starał się jeszcze silniej związać hiszpańskie tradycje z kościołem katolickim. Składanie kwiatów odbywa się na rynku głównym tuż pod katedrą, gdzie w tej samej chwili, z kwiatów budowany jest wielki posąg Matki Boskiej.
Całość robi niezwykłe wrażenie. Wielopokoleniowe rodziny, maszerujące z dumą w swej wspólnocie, kobiety świadome swego piękna w sukniach szytych z koła na wzór XVII wiecznych sukni dworskich, oraz mężczyźni od stóp do głów wyszykowani na dworską mode, w wyszywanych w kwiatowe motywy gorsetach, spoglądają z dumą i malującym się w oczach, niekłamanym podziwem dla swych tak wyjątkowo kobiecych w tym dniu partnerek. Każde z tych niewypowiedzianych zachwytów, radości malujących się na rozpromienionych twarzach, czy pracowitych kobiecych rekach, ciągle poprawiających suknie swoich sąsiadek, matek i córek, mówią więcej niż setki słów. Pozwalają dostrzec jak cenny to dla nich czas, jak niekłamaną głęboko zakorzenioną radość daje im to święto. Ten rodzinny czas, który pozwala przeżyć coś cennego, swojskiego z swymi bliskimi, którzy tak samo wierzą w te przekazywane z pokolenia na pokolenie, niezwykłe tradycje.
Dekoracja Miasta
W czasie Fallas ulice miasta przystrojone są flagami Walencji oraz świątecznymi, kolorowymi lampkami, które układają się w piękne kwiatowe desenie oraz informując jaka Fallera ( czyli kolorowa kukła) znajduje się na danej ulicy.
Kolorowe Fallery – symbol Fallas
Kolorowe kukły, to dzisiaj symbol święta Fallas, to one stanowią najważniejsze wydarzenie i oś całego świątecznego tygodnia. Wystawiane są na ulice, na tydzień przed 19 marca, ostatnim dniem święta, w który efektownie podpala się je na ulicach miasta. Każda Fallera opowiada własną historię, dzisiaj właściwie nie ma już kukieł nie robionych na zamówienie przez artystów. Niestety to dość kosztowna przyjemność, małe kukły dziecięcy to minimum koszt trzech tysięcy euro, dorosłe falery to jednak juz znacznie wyższy pułap cenowy, czasem nawet kilkanaście tysiecy euro. Wszystko to dla kilku dniowej zabawy, która kończy się dosłownym puszczeniem zainwestowanych pieniędzy z dymem, po których na ulicach zostaje tylko popiół.
Fallery, wyrażają jakąś myśl. często są to szydercze uwagi na temat polityki, uciążliwych turystów, zaściankowego kościoła, czy nielubianego monarchy. Jedna z Faller głosiła w języku walencjano, że należy króla koronować, ale koroną z Burger Kinga bo tylko na taka zasługuje:)
Maskleta
Fallas to święto ognia, na każdym kroku towarzyszą wiec mu wszystkie jego przejawy od błyszczących sztucznych ogni, przez bajeczne fajerwerki, uliczne petardy, aż po głośne wybuchy. Codziennie przez siedem dni w tygodniu, az do 19 marca około godziny 14 popołudniu odbywa się maskleta, czyli okropnie głosne wybuchy. Kazdego dnia pirotechnicy starają się osiągnąć jak najwyższą ilość decybeli. Huk jest nie do zniesienia, a wrażenie napawa lękiem, przeszywa wojenną zgrozą i nie stanowi najmniejszej przyjemności. uderzenia są tak silne, jakby w dzielnicy obok, a nawet w budynku obok wybuchła bomba. Na balkonie na którym codziennie podczas masety siedziałam, sypał sie z murów tynk, który rytualnie już wpadał mi do kawy! Ostatniego dnia wybuchy są najgłośniejsze. To jeden z tych elementów festiwalu, których szczerze nienawidzę! Modliłam się by te trzaski i wybuchy skończyły sie jak najszybciej. Czułam sie jakbym była ofiara nalotu bombowego, bądź trzesienia ziemi. Nie wiem po co serwować sobie na własne życzenie taką dawkę stresu? Hiszpanie mają jednak zupełnie inne podejście do wielu spraw. Ogień i huk są zjawiskiem oswajany od najwcześniejszego dzieciństwa. Czego niezliczone przykłady i świadectwa mogłam obserwować podczas tych kilku dni na ulicy, gdy małe dzieciaki 5-8 letnie bez żadnego nadzoru bawiły się na ulicach petardami. Kupując je w ogromnych ilościach i strzelając nimi przez całe dnie. To również cześć rytuału. Podczas fallas, pełno jest budek sprzedających tylko petardy, oraz hukowe smocze jaja, które wybuchają, gdy uderzymy nimi o asfalt.
Wychowana w polskiej „paranoi paterdowej”, zastraszana przez coroczne sylwestrowe wiadomości o urwanych rekach, nogach i niemalże głowach, jak dzik uciekałam od tych ulicznych zabaw, do których namawiali mnie włoscy przyjaciele Oskara, którzy z radością rzucali petardami o każdej porze dnia i nocy.
Churros.
Każde święto ma swoje kulinarne zwyczaje, fallas również nie jest od nich wolne. Oczywiście alkohol leje się strumieniami po ulicach, na których oficjalnie i legalnie sprzedaje się alkohol. Prowizoryczne uliczne barki tworzą niezwykły widok! Najważniejsze są jednak budki z Chirros – słodkim przysmakiem przypominającym w sposobie przyrządzania i konsystencji nasz rodzimy chrust. Chociaż może to zbyt pospolite porównanie. Churros są przepyszne, miałam okazje próbować tych w białej i czarnej czekoladzie, niestety to dość kaloryczna przyjemność robiona na głębokim tłuszczu. ( moja trzustka nie była najszczęśliwsza, efekty poczułam już po godzinie!) Standardowo je się również mięsa wypiekane na ulicznych grillach, hiszpańskie kiełbasy i paelle. Churros jednak wiedzie zasadniczy prym!
Pokazy sztucznych ogni
Każdy wieczór wielkiego świątecznego tygodnia, kończy pokaz sztucznych ogni. Nie jestem największym entuzjastą fajerwerk, zawsze uważałam, że to puszczanie pieniędzy w eter. Jednak tu diametralnie zmieniłam zdanie. Nie widziałam w życiu, nigdzie takich pokazów! Londyński sylwesterowy pokaz nad Tamizą, może się schować! Dwudziesto, a czasem nawet trzydziesto- minutowe pokazy najwymyślniejszych konfiguracji świetlnych skupiały prawie całe miasto. Tłumy przybywały nad wysuszone koryto Turii, trzymając otwarte szampany, wina i piwa w rękach i spoglądając w niebo, później kulturalnie rozchodząc sie do domów. Alkohol pity tu na ulicach jest kulturalnie, nikt sie nie zatacza, nie szarpie, nie awanturuje. Tu pije się tak by uśmiech nie schodził z twarzy, a nogi same chciały tańczyć.
Polacy mogli by przejąć kilka zwyczajów od Południowców szczególnie w kulturze picia i ulicznych zabaw. Zero smutków, zero agresji tylko radość, powszechna i wszem ogarniająca radość!
Złożenie kwiatów – Ofrenda
Matka Boska
Palenie Fallas
Strzelanie petard
Fallas
Palenie Faller
This post has already been read 3128 times!