Zanim opowiem Wam o tym, jak zorganizować samodzielnie wyjazd do Maroka, ile to kosztuje, co zwiedzić w Marrakeszu, Fezie i Chefchaouen, chcę Wam opowiedzieć o moich refleksjach na temat tej podroży, moich spostrzeżeniach i wrażeniach, takich od serca. Zapraszam Was na pierwszy wpis z Maroka.
Do Maroka chciałam pojechać od tak dawna, że sama już nie pamiętam, kiedy zaczęłam o tym marzyć. Dziwne? Mnie też dziwi, biorąc pod uwagę moje skandynawskie preferencje. Jednak ten kraj zawsze wydawał mi się egzotyczny, a tutejsze wyroby niesamowicie estetyczne. Od lat planowałam zakup dywanu, poszewek na poduszki, lampionu i masy innych rzeczy, które mnie zachwycają swoją estetyką moim zdaniem doskonale uzupełniają eklektyczne wnętrze. Ale nie chodziło tylko o zakupy, a przede wszystkim o odkrycie kolorytu tego miejsca, poczucie prawdziwej egzotyki i zweryfikowanie mitów, które słyszałam na temat podróży po tym kraju.
Jak wyglądała nasza trasa w Maroku?
Zaczęliśmy w Marrakeszu, po szalonym locie o godzinie 7.30 w dniu 1 stycznia. Jaki Nowy Rok, taki cały rok! 🙂 W Marrakeszu spaliśmy cztery noce, dwa 2 dni spędzając poza nim, wracając tylko na noc. Korzystając z organizowanych na miejscu całodziennych wycieczek, trafiliśmy do Ouarzazate (filmowego miasteczka) oraz do górskiej wioski Imlil. Później koleją dotarliśmy do Fezu (podróż zajęła nam siedem godzin), następnie busem ruszyliśmy do Chefchaouen, skąd taksówką dotarliśmy do Tanger Med. Stamtąd prom zabrał nas do Algericas w Hiszpanii, a następnie bus do Sewilli, skąd przylecieliśmy do Krakowa.
Po co tyle kombinacji? Bo pierwotnie w planie mieliśmy wizytę na Gibraltarze, ale już po zakupie biletów z Sewilli okazało się, że wiza dla Fahada nawet na jeden dzień kosztuje, bagatela, 175 brytyjskich funtów!! Zrezygnowaliśmy więc z tego szaleństwa, co wymagało jednak od nas sporych zdolności logistycznych. Jak to zrobić, napiszę Wam w osobnym wpisie o praktycznych kwestiach podróżowania po Maroku.
Co myślę o Marokańczykach po tej podroży?
Zacznijmy od opinii, które słyszałam przed podróżą. Jak to jest? Czy muzułmanie zaczepiają kobiety? Czy mlaskają i gwizdają na nie, czy próbują obłapywać? Czy ich targowanie się jest nieznośne? I czy ich nagabywanie naprawdę potrafi zepsuć urlop? Myślę, że poziom tolerancji na zachowanie lokalsów będzie dla każdego z nas różny, choćby ze względu na nasz temperament, doświadczenie w podróży, odwiedzane wcześniej kraje i dystans, jaki mamy do otoczenia i siebie. Ja z zasady jestem osobą dość otwartą i tolerancyjną. Ciężko mnie doprowadzić do frustracji (no chyba że jest się Gruzinem, który sunie 150 km/h nad przepaścią z grupą moich ludzi ̵ przypominam post z tą historią!). Na pewno postrzeganie Maroka i targowiska w Marrakeszu będzie inny, jeśli jest to Wasza pierwsza wizyta w arabskim i raczej dość biednym kraju. Na pewno z większym luzem podejdziemy do wizyty w Maroku, gdy mamy za sobą wizytę w południowych Bałkanach (np. w Albanii, czy Macedonii), Gruzji, Kambodży, Tajlandii, Meksyku, czy też na Kubie. I nie jest to Skandynawia! Tu ludzie zwracają na Was uwagę i będą to robić, trzeba się po prostu do tego przyzwyczaić.
Odpowiadając na pytania ze wstępu: tak, Marokańczycy to naród handlarzy, którzy targowisko i handel mają we krwi. W końcu szlaki handlowe istnieją tu od XII wieku p.n.e, jeśli sięgamy czasów kolonizacji przez Fenicjan! I nieprzerwanie punkty, takie jak Fez, czy Marrakesz, wiążą się z kupiectwem. Nie ma więc, co się dziwić, że Marokańczycy mówią w kilku językach i robią wszystko, by skłonić nas do spojrzenia na ich produkty. Nie jest to jednak ani bardziej nachalne ani bardziej irytujące niż tajskie wołanie „tuk tuk, tuk tuk”. Przynajmniej w moim przypadku (nie chciałabym generalizować) zaczepki nie miały też innego charakteru niż handlowy. Żadnych podtekstów erotycznych, w przeciwieństwie do nieustających haseł rzucanych na ulicy w krajach latynoskich. Kuba w tym względzie przodowała…
Tu wszystko kosztuje.
Poznani przez nas Marokańczycy (prowadzący hostele, przewodnicy) zrobili na mnie bardzo pozytywne wrażenie ludzi otwartych, świadomych problemów swojego kraju, ciekawych obyczajów w innych krajach. Dobrze było usłyszeć od lokalsów, że nie zgadzają się na kombinujące na ulicy dzieci, które udają chęć pomocy i z uśmiechem podbiegają, pytając, czy pokazać drogę, po czym wyciągają rękę po pieniądze. Zresztą problem ten dotyczy nie tylko dzieci, ale również dorosłych. W tym kraju należy przyjąć, że niestety nie ma uprzejmości za darmo. Pomoc w niesieniu ciężkiej walizki, wskazanie drogi,zrobie zdjęcia zwierzakom na torgowisku, zatrzymanie się na chwilę i oglądanie występu ulicznego ̵ wszystko jest płatne. Należy się na to przygotować i konsekwentnie być asertywnym. Mimo, że czasem godzi to w nasze pragnienie bycia grzecznym. No bo jak stanowczo odpowiedzieć „nie” dzieciom, bez tłumaczenia? Jeśli tego nie załapiemy w lot, nasz wyjazd będzie dla nas uciążliwy. Przepracowałam to już w innych krajach (o wiele uciążliwsze było to w Kambodży i Tajlandii), a tu musiałam po prostu wrócić do znanego mi, ale obcego na co dzień, schematu zachowania.
Nie chciałabym jednak, żebyście potraktowali tę wypowiedź jako narzekanie. Osobiście bardzo polubiłam klimat tego kraju i już tęsknie za miętową herbatą marokańską i gwarem na wielkim placu Jamaa el Fna w Marakeszu. Jestem pewna, że jeszcze tu wrócę.
Maroko. Czego się spodziewać?
Maroko ma do zaoferowania wszystko! Góry pokryte śniegiem, szlaki idealne na trekking, wioski Berberów ukryte w dolinach, przenoszące nas w inną epokę, pustynie, ale i wielkie miasta, a na północy ciągnące się kilometrami zielone doliny i lasy. Ukryte perełki, takie jak niebieskie miasto Chefchaouen, czy nadmorski cud Essaouira, a także średniowieczne, niemal niedotknięte zmianą od setek lat, targowiska i medyny jak Fez. Ale Maroko to też zaskakujące hipsterskie miejscówki na wybrzeżu, przygotowane pod surfing i najazd młodych miłośników sportów i knajpek (to mój plan na kolejną wizytę, zainspirowany relacją Uli z The Adamant Wanderer z jej surferskiego wypadu).
Co zrobiło na mnie największe wrażenie?
Mnie Maroko oczarowało podczas całodziennych wypraw poza Marrakesz, podczas, których mieliśmy okazję zobaczyć wioski Berberów, poznać ich historię opowiedzianą przez przewodnika, którego dziadkowie pochodzą właśnie z takiej wioski, a następnie zwiedzić Atlas Studio w Ouarzazate, niemal w sercu pustyni, gdzie kręcono niezwykłą ilość hollywoodzkich produkcji (kolejny post będzie dotyczył właśnie tej atrakcji). Swoim starym targowiskiem zachwycił mnie również Fez, ale klimat Marrakeszu nocą i placu Jemaa el Fna to coś, o czym nie zapomnę. Lubię ruch, szum, gwar, a tu jest to wszystko oraz nieprzewidywalność, koloryt, orient. Wizyta w wiosce Imlil oraz trekking po górach były również wspaniałymi doświadczeniami, podobnie zresztą, jak i kilkugodzinny spacer po niebieskim mieście, z „zakręconą” przewodniczką Aminą, którą bardzo Wam polecam (tu znajdziecie na nią namiar (link)).
Gdy się nad tym zastanowię, to wszystkie najlepsze wspomnienia wiążą się z kontaktem z lokalsami. Możliwość wsłuchania się w opowieści o Maroku Amira, Hasana, czy Aminy nadawała wszystkiemu dodatkowego smaku i pozwalała zrozumieć to co nieuchwytne na pierwszy rzut oka.
Co mnie zasmuciło w Maroku?
Gdy myślę o Maroku widzę niestety również niemiłosiernie obciążone osiołki o smutnych oczach, konie zaprzężone w powozy (na szczęście teraz nie w upale, ale wyobrażam sobie, że pracują tak samo latem), wielbłądy przywiązane tak blisko siebie, że nie mogą wyprostować szyi lub ze związanymi nogami oraz wygłodzone psy, których jest niewiele, i masa kotów.
Nie przypominam sobie, kiedy ostatnio karmiłam taką zgraję kotów naraz. Okazuje się, że marokański chleb z pomidorami i jajkiem bardzo im odpowiada 🙂 i tak koty tu mają z tych wszystkich zwierzaków najlepiej.
Staram się nie oceniać, ale serce mi się krajało na widok tych osiołków, które miziałam po nosie, mówiąc do nich słowa na pocieszenie. Nie mam złudzeń, gdyż tak działa piramida Maslowa: najpierw każdy troszczy się o siebie i swoje potrzeby. Tu, co widać na ulicy, w podstawowy sposób większość ludzi ich nie zaspokaja.
„Policja moralnościowa”.
To będzie dla większości z Was pojęcie zupełnie nowe i mam nadzieje, że nigdy więcej po za tym blogiem się z nim nie spotkacie. Jeśli nie jesteście w mieszanym np. polsko-arabskim* (*dowolna arabska narodowość) związku, to temat Was nie dotyczy. Ja też nie wiedziałam, że mnie dotyczy. Sprawa zaskoczyła nas z całym impetem w Marrakeszu, gdy zadowoleni przyjechaliśmy do Riadu, a obsługujący go Marokańczyk zapytał, czy mamy dokument potwierdzający małżeństwo. Fahad powiedział, że zapomnieliśmy, a on powiedział, że w takim razie nie zezwala tu na nocleg. Popatrzyłam na niego wielkimi oczyma i myślałam, że żartuje, ale nie widziałam w tej sytuacji nic zabawnego. Niewiele myśląc (z dzisiejszej perspektywy widzę, jak bardzo niewiele…) powiedziałam mu, a właściwie wykrzyczałam, że nikt z nas nie jest wierzący i żyjemy tak już od 5 lat, a on niech będzie poważny, bo pobrał już pieniądze za naszą rezerwację, nie wspominając nic o tych chorych (niefortunnie użyłam tego słowa) zasadach w opisie swojej lokacji na booking.com. Nie idźcie tą drogą, błagam! Po to Wam to opisuje, aby przestrzec Was przed takimi nieprzyjemnościami, nie bez wstydu zresztą. Jak myślicie, jak zareagował właściciel Riadu? Popatrzył na mnie i powiedział, że zaraz zadzwoni po policję, bo to jest nielegalne.
Znając moje umiłowanie wolności i absolutny sprzeciw do narzucania mi czegokolwiek, możecie sobie wyobrazić, jak mi się krew zagotowała w żyłach. Na dźwięk słowa policja, szybko jednak się ocuciłam, nie chcąc sprawdzać warunków w tutejszych aresztach. Powiedziałam mu tylko, że odwołamy się na portalu booking.com i wyszliśmy, by poszukać jakiegokolwiek miejsca, gdzie możemy zostać przyjęci na noc. W myśl tego prawa, wszystkie rjady, pensjonaty i hotele odpadały, i jedyne, co nam pozostało, to dormitoria w hostelach, czyli hale z wieloma łóżkami dla kobiet i mężczyzn, zapominając o kaloryferach i generalnie jakichkolwiek wygodach. W końcu po ponad trzech godzinach poszukiwań znaleźliśmy lokum.
Ja nie przestawałam się śmiać na myśl o tym, co nam się przytrafiło 🙂 Niestety wszystkie piękne Riady, które pragnęłam sprawdzić i które zabukowaliśmy, musieliśmy odwołać. Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mimo, że momentami naprawdę marzliśmy w nocy w dormach (dormitoriach), to w oka mgnieniu wyjazd okazał się być budżetowy. Nocleg w dormie w hostelu ze śniadaniem to koszt ok. 40 zł, a czasem nawet 30 zł, a Riad to już wyższa półka cenowa.
Booking przyjął naszą reklamację. Jeśli macie jakiekolwiek awaryjne sytuacje związane z rezerwacją, piszcie do nich na czacie. Odpisują w oka mgnieniu. Tu namiar (link). Zwrócili nam pieniądze i przeprosili za problem.
Czy można wynająć prywatny pokój w Marrakeszu, gdy jest się parą bez ślubu?
Brzmi „zaściankowo”, ale tak jak wspomniałam powyżej, niestety w niektórych sytuacjach odpowiedz brzmi „NIE”. Kiedy? Gdy jedno z pary jest pochodzenia arabskiego i chce się zameldować na paszport z tego kraju. Wówczas powstaje problem. W takiej sytuacji nawet jeśli jesteście małżeństwem, to bez dokumentu potwierdzającego Wasz formalny związek, będziecie mieć problemy. Absolutnie nie dotyczy to Europejczyków i wszystkich innych nacji, np. Arab z europejskim paszportem, o ile nie pokaże arabskiego.
Czym zaskoczyło mnie Maroko?
Różnorodnością! Jak wspomniałam wyżej, jest tu wszystko! Przejeżdżając ten kraj z południa na północ, możemy podziwiać najróżniejszą roślinność! Smaki Maroka również są zaskakujące. Znam bardzo dobrze arabską kuchnie, ale Marokańska jest zupełnie inna. Warto jej spróbować we wszystkich wariantach. Szczególnie ciekawe są dania na słono z cukrem pudrem, jak na przykład pastilla̵ danie z makaronu zapiekanego z warzywami i z cukrem.
Niesamowicie się cieszę, że miałam okazję odwiedzić ten kraj. Już wiem, że na pewno tu wrócę! Czeka na mnie jeszcze całe wybrzeże oraz ciągle niespełnione marzenie o nocy na pustyni.
Więcej o Maroku opowiem Wam w tematycznych postach. A będzie ich sporo.
Jeśli macie jakieś pytania, dajcie znać. Chętnie odpowiem.
Pozdrawiam ciepło
Jess
This post has already been read 19216 times!