Zanim zacznę moją ( w miarę) chronologiczną relację z trzytygodniowej podróży po państwach nadbałtyckich, Petersburgu i Helsinkach, chciałabym podzielić się z Wami moją refleksją na temat osobistych oczekiwań względem naszych wyśnionych, wymarzonych ( a tym samym często wyidealizowanych) miejsc, które pragniemy zobaczyć. Refleksje mają to do siebie, że dobre są tylko na świeżo, później smakują jak odgrzewane kotlety…
Petersburg – moje wyśnione miasto, które nie istnieje
Czasem marzymy o jakimś miejscu tak długo i tak intensywnie, że urasta w naszych głowach do niebotycznych rozmiarów. Przeżywamy w snach spacery po tym mieście i literacko błądzimy bo jego krętych ulicach tchnąc ostry zapach stęchlizny każdego zaułka, który w naszych stęsknionych umysłach urasta do rangi najdroższych perfum. Wszystko to ma samo w sobie ma tyle czaru i magi, że często nie wytrzymuje porównania z rzeczywistością (tak jak Daisy, która podczas spotkania po latach, wielokrotnie przegrywała z wyobrażeniem samej siebie, jakie stworzył we własnej głowie Wielki Gatsby).
Na podstawie tego przykładu chciałabym opowiedzieć Wam historię dwóch miast: Petersburga i Helsinek. Pierwsze z nich, jest jednym z tych o których śniłam po nocach, którego brzmienie doprowadzało mnie do palpitacji serca i które bliskie mi było z powodu literackich wycieczek, w które zabrał mnie z sobą wiele lat temu Dostojewski, pozwalając obserwować niecny występek Raskolnikowa oraz zeszłej zimy Tołstoj, który odsłonił razem z tajemnicami alkowy Anny Kareniny również i sekretery petersburskiej ulicy.
Ciągła obecność tego miejsca w historii, spiętrzenie nazwisk, wydarzeń, zabytków sprawiły, że postawiłam wysoko poprzeczkę temu miastu.
Rozczarowanie?
Czy jestem rozczarowana? Nie sądzę. Petersburg po prostu okazał się inny niż ten, który powstawał od lat w mojej głowie. Nie sądzę by było to złe, to miasto było po prostu zupełnie inne.
Rozczarowała mnie tylko podróż śladami Dostojewskiego. Plac Sienny opisany skrupulatnie przez pisarza, nie ma dziś nic wspólnego z literacką fikcją. Co prawda w dalszym ciągu znajduje się tu targ jednak nie ma w nim za grosz romantyzmu. Są to plastikowe pozbawione uroku baraki, które kolą w oczy z daleka. Po za tym jednym incydentem myślę, że Petersburg mimo wszystko ma w sobie to coś.
Piotrogród paradoksalnie pomimo piętrzących się tu splotów doniosłych wydarzeń z historii Rosji, nie jest zbyt rosyjskim miastem. Jest bardzo europejski. Czuć tu bliskość Europy i pragnienie podążania za zachodem. Kanał na You Tube „Rosja to nie kraj to stan umysłu” nie znajduje odzwierciedlenia na Petersburskich drogach, które niewiele odbiegają od tych Warszawskich czy Krakowskich. Jeśli ktoś szuka tu prawdziwej dzikiej Rosji, to na pewno będzie rozczarowany, jeśli natomiast chce zobaczyć europejskie miasto naznaczone historią powinien znaleźć coś dla siebie.
Skąd się bierze mit Petersburga?
Gdyby nie możliwość spędzenia na couchsurfingu, tych ośmiu dni u prawdziwych rdzennych Rosjan pewnie nigdy nie dowiedziałabym się co sprawiło, że Petersburg do dziś uchodzi za jedno z najpiękniejszych miast świata. Rozmowa z znajomymi naszego hosta Żory, a przede wszystkim z Nikitą i Nastą, którzy gościli nas przez ostatnie 4 dni naszego pobytu w tym mieście, pozwoliły mi zrozumieć jak ważnym miastem dla samych Rosjan jest Piotrogród. To będzie w tym przesady, gdy powiem, że to prawdziwe wyśnione Eldorado dla obywateli Rosyjskiej Federacji. To marzenie milionów Rosjan móc zamieszkać w tym mieście, które napawa ich dumą z powodu burzliwej historii i niemalże europejskich warunków życia. Jednocześnie to dla większości marzenie nieosiągalne, bowiem, żeby moc zamieszkać w Petersburgu będąc Rosjaninem, należy starać się o specjalną zgodę na pobyt stały w tym mieście. Restrykcyjne przepisy mają chronić to drugie co do wielkości miasto, 143 milionowej Rosji, od przeludnienia. W rzeczywistości jednak, prowadzi to do sytuacji, w której pokaźny odsetek Rosjan, mieszka i pracuje w tym Eldorado nielegalnie. Oficjalnie podawana ilość mieszkańców – oscylująca wokół 5 milionów ludzi jest wiec mocno zaniżona.
Dopiero słuchając opowieści Nikity i Nastii zrozumiałam jakie to miasto jest dla nich ważne, jak kochają je i jak bardzo są dumni, że mogą w nim żyć.
Helsinki.
W przeciwieństwie do Petersburga, nie stawiałam zbyt wielkich wymagań Finlandzkiej stolicy. Czytałam wcześniej dziesiątki relacji na rożnych podróżniczych blogach i portalach i wszędzie powielała się podobna informacja, mówiąca, że to miasto w którym nie ma zbyt wielu atrakcji, które nie zapada w pamieć i na którego zwiedzenie wystarczy zaledwie pół dnia. Gdy wyruszyliśmy o 7, 30 rano z Tallinna promem w stronę Helsinek, nie zakładałam wielkiej fascynacji. Cieszyłam się jak dziecko pierwszą w życiu podróżą ogromnym turystycznym promem i jak pięciolatka ganiałam od burty do burty łapczywie tchnąc każdy widok, oddalającego się lądu i z euforia witając wszystkie fińskie wysepki, które pojawiały się wraz z zbliżaniem do brzegu. Widok był niesamowity.
Dziecięce zauroczenie Finlandią
Cieszyłam się okropnie tą pierwsza wizytą na skandynawskiej ziemi. Wiele lata temu byłam wielką miłośniczką Finlandii, zaczytywałam się w Kalevalii, fińskiej historii i wszystkim co dotyczyło tego tajemniczego dla nie kraju, którego język, miał być tym, który zainspirował Tolkiena do wykreowania Elfickiego. Fascynacja ta z czasem ustąpiła, zostało jednak słodkie wspomnienie tej krótkiej miłości, które pozostawia po sobie słodki ślad, jak dziecięce zauroczenie, które wspomina się z rozrzewnieniem i pobłażliwym uśmiechem na ustach. Taki właśnie miałam stosunek do Finlandii i Helsinek, gdy stałam na mostku promu i z dziecięcą ekscytacją wypatrywałam lądu, niczego od niego nie oczekując.
Wiele czynników sprawia, że jakieś miejsce staje się dla nas wyjątkowe. Luźne podeście, piękna pogoda, dobry nastrój, dopasowane towarzystwo oraz dobre jedzenie, wszystko to może sprawić, że dane miejsce okaże się wyjątkowy, nawet jeśli na mapie światowych metropolii nie jest najjaśniej żarzącym się punktem.
Helsinki moja nowa miłość
Helsinki skradły moje serce. Podczas całej naszej podróży czekałam na moment, w którym jakieś miejsce urzeknie mnie bez reszty, tak że aż zapragnę tu wrócić, bądź nawet zamieszkać…
Nie spodziewałam, się że to w Helsinkach poczuje się jak w domu. Ostatni raz takie wrażenie zrobił na mnie Londyn, który za każdym kroku fascynował mnie swoimi urokliwymi uliczkami i niezwykłą atmosferą.
To miasto ma własny styl
Fińska stolica nie jest duża, jest jednak niezwykle urokliwa nie skłamię mówiąc, że jest jednym z najbardziej inspirujących miejsc w jakich byłam. To miasto ma swój własny styl. Na każdym kroku spotykamy odważnie ubranych ludzi, których wizerunek mimo niezwykłego nieraz miksu kolorów doskonale komponuje się z miastem, jest właściwie idealnym jego uzupełnieniem.
Prawdą jest, że miasto to nie ma zbyt wielu historycznych atrakcji, nie jest też obdarzona sznurem architektonicznych perełek, jednak czy to ważne? Petersburg na każdym rogu, w każdej uliczce czy parku posiada jakiś obiekt naznaczony historią, właściwie nie da się przejść 100 metrów by na coś historycznego nie natrafić, jednak mimo tego historycznego i architektonicznego bogactwa nie wytrzymuje porównania z tą niewielką skandynawską stolicą, która po prostu ma osobowość!
To miasto nowoczesne, niezwykle zadbane i pomimo braku historycznej starówki, czy spójnej architektonicznie zabudowy, bardzo estetyczne. Powiedziałabym wręcz w mistrzowski sposób eklektyczne. Przede wszystkim jest to miasto stworzone dla ludzi. Parki, ławki, deptaki, komunikacja miejsca, wszystko stworzone po to by dawać radość, ułatwiać życie i zachęcać do życia na mieście i korzystania z miejskich atrakcji.
Zakochałam się w praktyczności Skandynawów. Uwielbiam ich miks luzu i praktyczności. Design jaki tworzą eklektycznie zestawiając z sobą stare i nowe przedmioty o zadziwiająco prostej formie, naprawdę zwala z nóg!
Miasto za sprawą rozlicznych atrakcji jakie oferuje swoim odwiedzającym, ale i przede wszystkim tubylcom, potrafi zatrzeć brak przytłaczającej ilości zabytków. Jak dla mnie Helsinki to jedno z wymarzonych miejsc do życia! Targ staroci, klimatyczne uliczki z kamienicami z początku XX wieku, koncerty uliczne, ludzie jedzący kolacje na schodach prowadzących do katedry, bajeczne zielono-żółte tramwaje, czy niekończąca się ulica sklepów z niezwykle inspirującym designem oraz starociami. Wszystko to sprawia, że Helsinki, (chociaż w życiu bym je o to nie podejrzewała, po obojętnym nastawieniu z jakim je odwiedzałam, nabytym po lekturze podróżniczych blogów) zyskały stałe miejsce w moim sercu, Petersburg natomiast strącony został z piedestału miast marzeń, do szeregi zwykłych atrakcyjnych turystycznie miast, które warto odwiedzi raz w życiu.
This post has already been read 4732 times!