Los Muertos, meksykański Dzień Zmarłych, wzbudzać może wiele emocji. Czy biesiady, śpiewy i kolorowe festyny mogą mieć coś wspólnego z okazaniem szacunku zmarłym? No cóż…odpowiedzi na to pytanie należy poszukać w odległej historii, w czasach, gdy tereny dzisiejszego Meksyku należały do Azteków i Majów.
Wracam dziś wspomnieniami do naszej podróży po Ameryce, sprzed dwóch lat, gdy w trakcie Amerykańskiego Road Tripu jednego dnia bawiliśmy się na przedmieściach San Diego z lokalną ludnością w amerykańskie Halloween, a następnego w Tihuanie w Meksyku świętowaliśmy Dia de Los Muertos, czyli kontrowersyjne, wesołe ( czy na pewno?) a już napewno kolorowe święto zmarłych. Tihuana, to nie Mexico City, ale mimo wszystko, a może właśnie dlatego, parada oraz wszystkie obrzędy miały kameralny, lokalny zupełnie nie komercyjny charakter. A my mieliśmy wrażenie, że jesteśmy jedynymi turystami w tym mieście… O samej Tihuanie pisałam Wam tutaj w zeszłym roku tu, dziś chciałabym bardziej merytorycznie podejść do tematu Meksykanskiego Halloween, czyli Dia de Los Muertos. Skąd się wzięło? Na czym polegają obrzędy, co jest symbolem i dlaczego? Jeśli też Was fascynuje ten temat – prawdopodobnie właśnie macie umazane białą farbą buzie z okazji Halloweenenowej imprezy zapraszam Was na posta z potężną dawką wiedzy.
Powrót do korzeni
W okresie prekolumbijskim tereny dzisiejszego Meksyku były królestwem Azteków i Majów. Ich wierzenia przez wieki kształtowały mentalność miejscowej ludności, a śmierć i zagadnienia z nią związane w indiańskiej kulturze miały ogromne znaczenie. Gdy w XVI wieku tereny dzisiejszego Meksyku stały się miejscem osadnictwa panów ze Starego Kontynentu, wierzenia Azteków i Majów zostały wyparte, a nawróceni (nie zawsze dobrowolnie) tubylcy stali się z czasem gorliwymi katolikami. Teoretycznie pamięć o prekolumbijskich wierzeniach i obrzędach przetrwała, jednak z jej przejawami można się było spotkać niezwykle rzadko. W latach 40-tych XX wieku sytuacja zaczęła się zmieniać, a echa dawnych obrzędów wpływać zaczęły w coraz większym stopniu na sposób, w jaki Meksykanie obchodzą wiele katolickich świąt. Tym, które najwcześniej i najmocniej zarazem zaczęło czerpać z miejscowej tradycji, było święto Los Muertos. To właśnie w trakcie jego obchodów zaczęto nawiązywać do festiwali, urządzanych przez Azteków w miesiącu Tlaxochimaco (chodzi o „nasz” sierpień). Festiwal ten trwał przez cały miesiąc, a w jego trakcie oddawano cześć Królowej Śmierci. W XVI wieku kult świętych w Meksyku siłą rzeczy musiał się zacząć pokrywać z obchodami tego święta w krajach chrześcijańskich. Dziś widać jednak, że zmiana daty święta i walka z pogańskimi zwyczajami była w istocie walką z wiatrakami.
Meksykański Dzień Zmarłych: między tradycją a współczesnością
Meksykański Dzień Zmarłych ma wprawdzie wiele wspólnego z chrześcijańskimi Zaduszkami i dniem Wszystkich Świętych, jednak jego obchody są też świetną okazją do tego, by wrócić do prekolumbijskich wierzeń i obrzędów. Ołtarzyki ustawiane na cześć zmarłych, ofiary w postaci jedzenia, tańce i śpiewy na cześć zmarłych – wszystkie te elementy mają swe źródła w kulturze indiańskiej. Również czaszki, dziś kojarzone głównie z procesem komercjalizacji Dnia Zmarłych i mody na Halloween, mogą się pochwalić długą historią. Liczy ona sobie około 3 tysięcy lat i ściśle wiąże się z Majami i Aztekami. To dla nich czaszki wrogów były najlepszymi trofeami wojennymi, a ich wystawianie na widok publiczny było normą.
Mieszkańcy Meksyku do śmierci mają dość specyficzne podejście. W tym kraju śmierć traktowana jest jako integralna część życia, a mieszkańcy tego kraju wydają się być z nią pogodzeni. Efekt? Pamięć o zmarłych staje się świętem, w którym radość i szacunek dla przodków przenikają się ze sobą, dając nam tym samym święto pełne emocji, pradawnych obrzędów i religijnych uniesień.
Kolorowe czaszki, ozdobione kwiatami ołtarze i festyny, w trakcie których dobra zabawa jest równoznaczna z oddawaniem czci zmarłym – tak postrzegają Europejczycy meksykańskie święto Los Muertos. Niestety fakt, iż znamy symbole Dnia Zmarłych nie oznacza, że wiemy już wszystko na jego temat.
Kiedy w Meksyku obchodzi się Dzień Zmarłych?
W okresie prekolumbijskim hołdy zmarłym oddawano przez cały miesiąc, a początek festynu na ich cześć przypadał na początek sierpnia. W XVI wieku, gdy osadnicy z Europy wprowadzili w Meksyku chrześcijaństwo, obchody Dnia Zmarłych przesunięto na 1 i 2 listopada. Mimo zbieżności dat wciąż mamy tu sporo różnic. My mamy Zaduszki i Wszystkich Świętych, Meksykanie – dwa Dni Zmarłych. 1 listopada to święto poważne, poświęcone zmarłym dzieciom. Nastrój poprawia się 2 listopada. W tym dniu ziemię odwiedzają dusze zmarłych dorosłych, których trzeba godnie powitać.
Skąd ta radosna atmosfera?
Radosna atmosfera, która towarzyszy mieszkańcom Meksyku, wzbudza najwięcej emocji. Przywykli do podniosłego nastroju Święta Zmarłych, nie potrafimy zrozumieć, w jaki sposób można tak radośnie wspominać zmarłych. Dla mieszkańców Meksyku wyjaśnienie jest proste. Śmierć to nie koniec życia, lecz jego część. Śmierć to odrodzenie i początek czegoś nowego. A Los Muertos jest dniem wyjątkowym. W Dniu Zmarłych dusze przodków odwiedzają żyjących krewnych, jest to zatem powód do radosnego świętowania. A co najważniejsze – trzeba gości z zaświatów godnie przywitać, stąd i pięknie udekorowane ołtarzyki, i miski z ulubionymi daniami zmarłych.
Nie tylko czaszki: o symbolach Los Muertos
Czaszki i wszechobecne szkielety – oto symbole Dnia Zmarłych, będące jednocześnie nawiązaniem do azteckich obyczajów. Los Muertos ma jednak znacznie bogatszą symbolikę. Pamiętajmy o „rimas” – rymowankach, w których Śmierć szydzi z ludzi żyjących i wypomina ich wady, pamiętajmy o kwiatach, które składa się na grobach zmarłych lub na ołtarzach ustawionych na ich część. Warto też wspomnieć o „chlebkach umarłych” – specjalnych wypiekach, które kładzie się na grobach lub ołtarzach oraz o nocnych biesiadach, w trakcie których żywi bawią się przy ulubionych utworach swych zmarłych przodków oraz rozpalają ogniska na cmentarzach.
Relacja z obchodów Dia de Los Muertos w Tihuanie
Pobyt w Tihuanie był specyficzny, tak jak Wam pisałam, to nie jest miasto marzeń, ale nie zawsze w podróży chodzi o to by było ładnie, wręcz przeciwnie! Myślę, że im jest mniej uroczo tym ciekawiej, autentyczniej. Do Tihuany pojechaliśmy po to by mieć namiastkę Dia de los Muertos w Meksyku, w końcu celowo wybraliśmy termin wizyty. Gdy zjawiliśmy się na miejscu, trzymając się wyznaczonych przez Antonia 3 głównych ulic, by nie zarobić kulki w głowę przy okazji walk karteli ( brzmi kuriozalnie, ale podobno to całkiem realne). Bardzo chciałam odwiedzić cmentarz, ale gdy zajrzałam do Pana w budce informacji turystycznej i zapytałam czy są tu jakieś obchody Dia de los Muertos, pokiwał głową i powiedział, że nic, zapytałam to może jakaś parada? – Też nie. No dobra to proszę mi powiedzieć gdzie jest najbliższy cmentarz i czy droga tam jest bezpieczna? ( widząc, że wskazuje obszar po za moimi trzema BEZPIECZNYMI ULICAMI) – pan popatrzył na mnie zdziwiony i rzekł- yeah pretty safe🙂 ; Popatrzyłam na niego z niedowierzaniem, juz miałam zacząć przekonywać Fahada do opuszczenia naszej strefy bezpieczeństwa, gdy w tym momencie usłyszeliśmy dudnienie i rytmiczne walenie bębnów. Moja paranoja podpowiadała mi – to walki karteli!! ( doprawdy nie wiem co stało się z moją głowa podczas tego wyjazdu!) A chwile później zza rogu wyłoniła się parada. Piękny barwny korowód przebierańców. Rzuciłam Panu w informacji spojrzenie pełne pogardy ( użyłam wszystkich swoich mocy by wyszło jak najostrzej, ale przy naturze milusiego pokemona jakim jestem to ciężkie) i pobiegłam robić zdjęcia i maszerować razem z nimi! Jak zapewne rozumiecie, straciłam wiarę w historie opowiadane przez uroczego i bardzo poinformowanego pana z turystycznej informacji. 🙂
Sama parada była niekończącym się korowodem przebierańców, pogrupowanym na zakłady pracy, szkoły, dzielnice. Każda z grup rozpoczynała swój pochód osobą która niosła dumnie tabliczkę z informacją skąd jest ciągnąc się za nim kolorowa banda. Nie było osoby bez umalowanej twarzy i kwiatów we włosach! Były trumny, kościotrupy a także platformy na których budowano niebanalne konstrukcje. Mimo, ze to nie wielka parada w Mexico City, była szczerze zachwycona, miałam poczucie, ze bierzemy udział w czymś autentycznym, zupełnie lokalnym, myślę, ze to o wiele cenniejsze niż wielka pompa zrobiona pod turystów – chociaż ciagle liczę, ze tą pompę tez uda mi się kiedyś zobaczyć! Bo doświadczenie jest magiczne. Następnym razem nie odpuszczę tez się przebiorę za wesołą śmierć z kwiatami we włosach!
Meksykanie i ich specyficzne podejście do śmierci mogą w nas budzić różne emocje. Jeśli jednak dowiemy się więcej na temat tego święta przekonamy się, że radosna zabawa w tym dniu jest niczym innym, jak specyficzną, mającą swe źródła w indiańskiej tradycji, formą oddawania czci zmarłym przodkom.
Wizyta w Tihuanie i udział w Paradzie z okazji Dia de Los Muertos było fascynującym doświadczeniem, którego Wam życzę! Obiecałam sobie, że następnym razem w Meksyku trafię na cmentarz i zobaczę jak tam wygląda celebracja zarówno 1 jak i 2 listopada.
pozdrawiam ciepło
Jess
Ps. Mam nadzieję, że Parada w Mexico City ciągle przede mną!
This post has already been read 8535 times!