Hej, ponieważ dziś mija dokładnie 10 lat od moich 18 urodzin, chciałam podzielić się z Wami kilkoma faktami o mnie, których być może do tej pory nie udało Wam się wyczytać między wierszami. Na wstępie powiem, że za nic na świecie nie wróciłabym do czasów gdy byłam 18 – latka, każdy rok ciężkiej pracy nad sobą by być tym kim jestem dziś sprawia, że w przeszłość patrzę z wielka ulga, a w przyszłość z coraz większym spokojem. Lubię swoje życie i miejsce, w którym jestem, lubię to co robię i lubię siebie, taką jaką dzisiaj jestem. Mimo, że daleko mi do ideału, o czym sami przekonacie się po poniższych punktach i widzę już pierwsze zmarszczki za nic nie cofnęłabym się do 18 urodzin! Tak więc z dumą obchodzę swoje 18+10 i ciesze się chwilą! Uwaga, fakty mówią wiele o moich odchyleniach.
-
Najbardziej na świecie cenie sobie wolność. Jeśli czuje, że coś jej zagraża (związek, presja innych, reguły w pracy) zwyczajnie uciekam. Wolność to świętość niepodlegająca dyskusji
-
Zawsze robię to co chce i ciężko mnie zatrzymać.
-
W swoim życiu przeżyłam fascynacje wieloma literackimi postaciami, które wpłynęły na to kim jestem dziś, wśród moich Idalek z przeszłości nie może zabraknąć: Ani z Zielonego Wzgórza, Pippi Ponczoszanki, Lary Croft czy Elizabet Bennet z Dumy i Uprzedzenia. To przez Anie Shirley skończyłam nauczycielstwo!
-
Obecnie na liście moich podróżniczych marzeń jest Dom Jane Austen w Alton, Dom Astrid Lingren w Vimmerby oraz Maroko.
-
Najszczęśliwsza jestem gdy mogę spacerować po targach staroci, tą miłość do starych rzeczy wpoił mi mój Dziadek.
-
Uwielbiam samotnie odkrywać miasta. Jestem bardzo szczęśliwa podróżując sama, wręcz uważam , że raz na kilka miesięcy to konieczność
-
Mam kilka miejsc na ziemi, do których wracam cyklicznie, od których jestem uzależniona, w których czuje że oddycham: Berlin, Londyn, Wiedeń od pewnego czasu również Trójmiasto. Ciężko wyobrazić mi sobie cos przyjemniejszego niż powrót na ukochany niedzielny market Columbia Road, czy spacer tak dobrze znanymi uliczkami Kreuzbergu, albo balkonowe pogaduchy w Wiedniu z Moja Przyjaciólka.
-
Odkąd pamiętam marze o balkonie na dachu i organizowaniu tam cooking meetingów, (oczywiście brak balkonu na dachu nie powstrzymuje mnie przed organizowaniem spotkań, na których gotujemy, lokalne potrawy w międzynarodowym gronie, ale na dachu było by jeszcze lepiejJ)
-
Nie znosze dress codu (patrz punkt 1) moja firma pozwala mi nosić co chce, mogę więc w XVIII pałacu (a niedługo szklanym wieżowcu) być boho księżną, czasem nieco obtarganą 🙂 (Babciu nie czytaj tego!)
-
Mam młodszego brata, który ma ponad 100 tatuaży, na codzien tatuuje, rysuje i rapuje, nie ukrywam, że jestem z niego dumna.
-
Mam zasadę, ze niczego w życiu nie żałuje, nawet tych najgłupszych rzeczy.
-
A jeśli mowa o głupich rzeczach – to w wieku 21 lat wzięłam ślub, w wieku 24 rozwiodłam się, a wychodząc z sali rozpraw wykrzyczałam do siebie z radością „Mam 24 lata ocalałam prowadzona na rzeź” (tu więcej)
-
Mimo, że organizuje imprezy, żadna ze mnie imprezowa osoba, uwielbiam patrzeć jak ludzie świetnie się bawią, jak dzięki nam zawierają nowe znajomości i szaleją na parkiecie, ja bawię się szybko i intensywnie, zmywam się wcześniej i nigdy nie pije.
-
Nie pije alkoholu bo nie muszę, z natury jestem bardzo odważną osobą, po alkoholu wcale nie robię się odważniejsza, ciężko mi sobie to nawet wyobrazi – w kontekście relacji międzyludzkich, zwyczajnie wchodzę i z miejsca zawieram znajomości. ( Dlatego tez na co dzień pracuje z klientem)
-
Uwielbiam rozmawiać z ludźmi, dlatego gdy jadę w windzie gadam do wszystkich, tym sposobem poznałam juz połowę sąsiadów w bloku, jeden z nich okazał jednym z szefów w Rzeczypospolitej , pozdrowienia Mikołaj.
-
Gdy idę drogą, często zatrzymuje się by pogłaskać czyjeś psy do których mówię i które czasem nawet całuje.
-
Jako dziecko byłam straszną chłopczycą, bawiłam się w łażenie po drzewach, udawanie komandosa, ewentualnie Lary Croft i za nic w świecie nie chciałam założyć sukienki
-
Dla odmiany na studiach nie miałam ani jednej pary spodni, codziennie chodziłam w sukienkach, spódnicach i kolorowych rajstopach, na koniec pierwszego roku gdy przyszłam w spodniach, moja wykładowczyni powiedziała do mnie oburzona, że to chyba zwiastun upadku ludzkości. Zmobilizowało mnie to by nie zakładać ich przez kolejne lata.
-
W nastoletnim wieku gdy inni pili wino w krzakach, ja przyjęłam sobie za cel walczyć z konsumpcjonizmem, i Macdonaldyzacja społeczeństwa, tak więc jeansy i McDonaldy oraz cała popkulturą stała się moim największym wrogiem. Nawracając wszystkich zbłąkanych ( nie pytajcie czy ktoś mnie lubił!)
-
W liceum byłam najbardziej kolorowa osobą na korytarzu, mój ówczesny chłopak, widząc jedną z moich stylizacji, uciekł ze szkoły, nie mogąc znieść fluorescencyjnych kolorów jakie z sobą zmiksowałam. Moim hitem były kolorowe rajtki, bez których nie wychodziłam z domu, ulubionymi zaś te które miały jedną nogawkę czarną drugą białą, najchętniej zakładałam do nich sukienkę biało czarna i perfekcyjnie udawałam jokera:) Nic dziwnego, że nauczyciele za mną nie przepadali.
bag: sabrina pilewicz / sweater: from irland/ coat: zara/ hat: from friend/ jeans: zara/ shoes: stradivarius/ scarf: from spain
-
Wierze w przyjaźń az po grób, mam od ponad dekady przyjaciół bez, których nie wyobrażam sobie życia.
-
Uwielbiam odwiedzać cmentarze, gdy studiowałam w Katowicach, prawie codziennie w drodze do biblioteki, przechodziłam przez ewangelicki cmentarz na Francuskiej, podczas odwiedzania miast zawsze staram się wpaść z wizytą do słynnych pisarzy na cmentarzu i podziękować za nastoletnie wzruszenia, których mi dostarczyli.
-
Przez całe życie marzyłam o tym by być rudą i mieć piegi, być może z tych moich marzeń wykluło się Rude Wspaniałe Dziecko, mojego brata? Identyczne jak ja w jej wieku tylko RUDE!
-
Jestem związana z Mężczyzną z Kuwejtu, z którym na co dzień porozumiewam się w języku Fahadisz ( od imienia mojego Fahada) czyli mieszanką angielsko- polską, mimo różnych postanowień, że używamy tylko jednego języka w jednym czasie, zawsze trafi się coś przypadkowo, a więc zdania w stylu „bring me talerz” albo „where is my kurtka” są codziennością.
-
Po studiach startowałam na doktorat, poświęciłam 5 lat życia na badania historii mody w ujęciu socjologicznym, by 5 mężczyzn w starych marynarkach, z lat 70 stwierdziło- „Moda? A po cóz Pani chce pisać o modzie”. Gdy doszłam do siebie po tym jak skończył mi się świat ( zostałam bez celu w życiu, w którym miałam wykładać) uznałam że nic lepszego nie mogło mnie w życiu spotkać. Do dziś dziękuję opatrzności, że nie skończyłam na uniwersytecie! ( tu post dedykowany tej historii)
-
Podczas prawie rocznej emigracji w Anglii przytyłam 22 kilogramy! Więcej niż niejedna kobieta w ciąży! Dopiero gdy przestałam stosować diety i zaczęłam jeść normalnie udało mi się zrzucić 12 kilogramów.
-
W ciągu 3 lat przeprowadziłam się 7 razy, żyłam z nierozpakowaną walizka co pomogło mi utwierdzić się w minimalistycznych nawykach. Dziś po 2 latach w jednym miejscu, nieśmiało zaczynam kupować kwiatki do domu.
-
Gdy byłam małym dzieckiem marzyłam o tym by zostać architektem, gdyby moja mama nie powiedziała mi, że nie ma szans, bo nie umiem liczyć, pewnie robiłabym to dziś z sukcesem, a przynajmniej dekorowałabym wnętrza, ciężko wyobrazić mi sobie coś bardziej relaksującego niż planowanie wystroju pokoju. Jedynym czaso- zjadaczem, na który sobie pozwalam jest pinterest i instagram – w kategoriach wnętrza, gdzie śledzę w szczególności te eklektyczne.
-
Najszczęśliwsza jestem poszukując i odkrywając alternatywne atrakcje. Na zdjęciach jedna z takich perełek Berlina- Tefelberg, o którym już niebawem.
Tyle o mnie. Mam nadzieje, że po takiej dawce, ktoś tu jeszcze ze mną zostanie. 🙂
Szczeliwie w spokoju zmierzam w stronę trzydziestki, zostawiając za sobą awangardowe stroje i poczucie, że muszę coś komuś udowodnić, lubię sama siebie i to wystarcza już nic nie musze.
Całuję
Jess
This post has already been read 5485 times!