Nie mam zwyczaju niczego podliczać, na potrzeby tego posta jednak podliczyłam ile w zeszłym roku odbyłam lotów, wyszło mi 26, z czego około 10 samotnie. W tym roku mimo, że dopiero marzec, mam już za sobą 10 lotów, jak na kogoś kto do niedawna prawie mdlał na myśl o samolocie jest nieźle. Nie wiem kiedy to się stało, ale samolot stał się jednym z częściej używkach przeze mnie środków transportu. Z wielkim zakończeniem odkryłam, któregoś lotu, że nie wiem kiedy, ale przestałam bać się latać. Uwierzcie mi nic tego nie zapowiadało. Wszyscy znajomi, który widzą teraz tego posta pękają ze śmiechu, jak ja, największa na świecie panikara samolotowa może dawać rady? Musicie ich zrozumieć, prawdopodobnie Ci biedni ludzie nigdy w swoim życiu nie mieli gorszego lotu niż ten spędzony ze mną. Jak przestałam bać się latać? Wpłynęło na to kilka czynników, ale też i kilka zmian, które wprowadziłam, tymi poradami chciałabym się z Wami podzielić. Jeśli ja dałam radę, to Ty też możesz! Zanim to się stanie poznajcie historie moich podniebnych kompromitacji.
Moja historia
Pierwszy raz w życiu leciałam samolotem jakieś 7 lat temu. Byłam tak piana, że moja mama krzyczała na mnie w ubikacji na katowickim lotnisku, że jeśli zaraz nie wytrzeźwieje, to nigdzie mnie nie wpuszczą, nie muszę Wam chyba mówić, że upiłam się dlatego, że panicznie bałam się lecieć ( nie należę do fanów alkoholu). Przed lotem napisałam list pożegnalny i rozdzieliłam instrukcję co do opublikowania pośmiertnie moich dzienników ( nie niestety to nie fikcja blogerską:)). To tylko początek żenujących historii ( nastoletnich egzaltacji ) z lataniem. Podczas lotu nad Rzymem, gdy samolot zatoczył 12 kółek nie mogąc wylądować zmówiłam wszystkie znane mi modlitwy, płakałam przez bitą godzinę, uświadomiłam sobie nagle podczas tego godzinnego końca życia, że siedzę koło zupełnie przypadkowego człowieka (mój ówczesny mąż) i coś muszę z tym zrobić jeśli tylko przeżyję oraz jak nigdy wcześniej klarownie zobaczyłam mapę swoich celi. Jak widać przeżyłam i uporałam się z problemem, nie ma tego złego:) Po tym przyszedł czas na kolejne loty, przeżyłam burzę i kuliste gromy podczas podróży do Edynburga, gdy po raz kolejny byłam pewna, że zginę ściskają ręce moich przyjaciół i płacząc. Zdarzyła się też zamieć śnieżna podczas samotnego lotu powrotnego z Bratysławy do Londynu, wówczas po raz kolejny byłam pewna, że to koniec, nie mając wstydu śpiewałam na głos szanty, żeby nie wpaść w histerię nie zważając na spojrzenia pasażerów. Nie zliczę razy, w których modliłam się do wszystkich bóstw świata, łapałam za ręce przypadkowych (obcych!) pasażerów, albo też praktykowałam techniki zaczerpnięte z porodówki z głośnymi wdechami i wydechami. Ile razy przebiegło mi życie, przed oczyma? Myślę, że kilkanaście, to bardzo cenne chwile, podczas okrążeń nad Rzymem uświadomiłam sobie, że moje życie to jedna wielka mistyfikacja, a ja żyje życiem, którego nie chce. Te terapie wstrząsowe, były miernikiem jakości życia, im mniej przerażająca była dla mnie katastrofa tym wyższy poziom zadowolenia z życia. Może dlatego obecnie jestem spokojniejsza, bo zwyczajnie żyje tak jak mi się podoba biorąc z życia maksimum?
Możliwe, że trochę w tym racji, jednak podczas tych kilku intensywnych lat nauczyłam się wiele i wypracowałam kilka technik, które z katorgi pozwoliły mi uczynić z lotu wyczekiwany moment. To niezły postęp, jak to zrobić krok po kroku opisuje poniżej.
Jak przestać bać się latać? Krok po kroku.
1. Poznaj zasady funkcjonowania samolotu. Bez tego ani rusz. Jeśli nie zrozumiesz, że turbulencje nie stanowią zagrożenia są normalną częścią lotu i trzeba je traktować jak wyboje na drodze , a spadki wysokości samolotu są w normie i o niczym nie świadczą, przez cały czas lotu będziesz wyczulona na każde odchylenie i drgnięcie. Gdy to zrozumiesz, przestanie włączać ci się lampka alarmowa, „teraz na pewno umrę”, a wszystkie tego typu typowe atrakcje, przyjmiesz je z większym spokojem. Turbulencje gorzej wyglądają gdy siedzimy na siedzeniach wewnątrz, gdy lecimy w dzień wyglądając przez okno z łatwością zobaczymy, że nic się nie dzieje a poruszanie się samolotu wynika, z przedzierania się przez warstwę chmur ( zmian pogodowych), prądów powietrza, bądź uskoków wiatru. Dla uspokojenia dodam, raz jeden w historii, z powodu turbulencji rozbił się samolot w 1966. Pilot zmienił trasę by pokazać pasażerom górę Fuji w Japonii. Obecna technologia pozwoliłaby jednak przetrwać tego typu konfrontacje.
(zdjecie warszawy)
Dobrze Ci zrobi przeczytanie tych kilku tekstów:
Czy turbulencje są niebezpieczne?
czym są turbulencje?
2. Zajmij się czymś. To jedna z najskuteczniejszych rad, nie wsłuchuj się w silnik, to najprostszy sposób, żeby dostać paranoi. Zawsze! Ale to zawsze usłyszysz, że działa dziwnie za głośno, że coś buczy, szumi, a może jest za cicho! Pewnie przestał działać jeden silnik! ( to nie parodia, to moje refleksje z wcześniejszych lotów) wiem, doskonale, że można zwariować.
3. Słuchaj muzyki. Po pierwsze uspokoi cię, odetnie od otoczenia i pozwoli przestać nasłuchiwać jak pracuje silnik.
4. Najgorszy jest początek. Pamiętaj, przez pierwsze 20 minut samolot musi osiągnąć pułap, ten moment jest najnieprzyjemniejszy, to trochę jak na karuzeli gdy wciska cię w fotel, w tym czasie też najczęściej można odczuwać turbulencje, później jest już znacznie lepiej. Warto więc przygotować się na te pierwsze półgodziny lotu. Zająć się sobą podczas startu, rozmawiać z współpasażerem o czymś zajmującym, słuchać muzyki. Bądź zrobić coś dla siebie naprawdę miłego. Ja na te okazje trzymam książki, które bardzo chce przeczytać. Fabuła tak mnie porywa, ze nie wiem kiedy pierwsze pół godziny lotu mam za sobą. Inny sposobem jest film, można oglądać na tablecie bądź z telefonu, tu działa ten sam mechanizm. Podczas lotu ze Stanów zobaczyłam 4 świetne film, nie wiem kiedy minęło nam 12 godzin!
5. Czytaj, warto na podróż zapewnić sobie naprawę wciągającą powieść, pozwoli nam to jeszcze zanim ruszy samolot wciągnąć się w fabułę tak, że nie zauważymy kiedy osiągniemy pułap. Pamiętaj czytanie redukuje stres!
6. Zorganizuj sobie strefę komfortu. To nic, że to tylko 2 godziny, a w tanich liniach jest ciasno, warto jednak nawet przez ten krótki moment zorganizować sobie czas dla siebie w pełnym relaksie. Ściągnąć buty, założyć ciepłe skarpety, okryć się kocykiem i poświecić ten czas na przyjemności. ( punkt 4 i 5)
7. Usiądź przy oknie. Wiem, że nie zawsze to możliwe, ale jeśli poprosisz możliwe, że współpasażerowie ustąpią Ci miejsca. Turbulencje mniej przerażają gdy spoglądamy za okno, zmieniający się krajobraz również uspokaja i jest czymś niezwykle przyjemnym.
8. Miej swoje rytuały, to czas dla Ciebie. To punkt dla mnie najważniejszy, gdy wypracowałam własne rytuały, lot zamiast konieczności stał się czyms wyczekiwanym. Bądź dla siebie dobra/ y zaplanuj swój lot, wypełnij go przyjemnościami, tak żeby zaczął kojarzyć się z czymś przyjemnym. Miej swoje małe drobne przyjemności. Sezon serialu? Ulubiona gazeta ? Babskie czytadło, dobry kryminał? Super, jeśli tego ci trzeba szykuj swoje przyjemności na lot.
Moje rytuały . Jak ja to robie?
Gdy zaczęłam traktować lot samolotem, jako wyjątkowy czas dla mnie, w którym mam idealne 3 godziny offline, w których nikt mi nie przeszkadza, zupełnie zmieniło się moje podejście. Od tej pory loty to moje małe rytuały, które wdrażam w zależności od długości lotu i potrzeby. Rozmawiam ze znajomymi podczas startu o czymś absorbującym( nadal nie znoszę startu) wszystko po to by zająć swoją uwagę, a później czytam wyczekiwaną lekturę. Po pół godziny, wyciągam laptopa i pisze. To niezwykły moment absolutnego bycia offline bez żadnych „przeszkadzaczy”. Uwielbiam te godziny. Większość moich tekstów powstała właśnie podczas lotu! Jeśli nie zabieram z sobą laptopa notuje posty, na telefonie w Evernote. Tym sposobem zawsze mam przygotowany materiał, do którego łatwo mi wrócić.
Gdy wiem, że zaraz po przylocie zabieramy się do zwiedzania, nie tracę czasu i doczytuje fragmenty przewodnika, żeby na miejscu mieć świeżą pełną wiedze, bądź czytam swoje notatki zrobione w domu albo też czytam powieść, żeby wkręcić się jeszcze bardziej w klimat odwiedzanego miejsca. Gdy zakładam, że wyjazd nie ma zawiązku ze zwiedzaniem, ale wymaga ode mnie masy energii, po prostu odsypiam za wszystkie czasy. Lot to moment, jak każdy inny w ciągu naszego dnia, który trzeba zwyczajnie zaplanować. Nuda i strach mogą doprowadzić nas do paranoi, a można przecież przekuć te kilka godzin, na wyczekiwany czas tylko dla siebie.
Podsumowując.
Dowiedz się jak działa samolot, zaplanuj swój lot traktując go jako czas tylko dla Ciebie, ciesz się widokiem za oknem, miej swoje rytuały. Planuj i wypoczywaj. Nastaw się pozytywnie,
Jestem ciekawa jak Wy spędzacie lot? Macie swoje rytuały? Boicie się latać? Macie jakieś kompromitujące historie do opowiedzenia? Nie mogę się doczekać!
Pozdrawiam serdecznie
Jess
This post has already been read 5616 times!