LAST MONTH
Luty był króciutki, ale intensywnym miesiącem, w którym spędziłam wiele czasu pracując nad moim projektem. Już mogę się pochwalić ruszam zwarta i gotowa do realizacji swoich marzeń.
TryAlternative.pl
Czyli moje kochane dziecko, zostało oficjalnie wpisane do rejestru turystycznego i w pełni leganie, nie tylko mogę ale i powinnam, ruszam z własnymi autorskimi wyjazdami! Nic nie mogło sprawić mi większej radości! Przygotowałam listę wyjazdów, których szczegóły będziecie mogli poznać w pod koniec tego tygodnia! Całość będzie odbywała się w ramach cyklu wyjazdów Alternatywnych – Europa dla Znudzonych- Hipsterskim Szlakiem. Co oznacza, że nawet największego malkontenta, który był wszędzie i widział wszystko może zachęcić do powtórnego odkrycia Europy z zupełnie innej strony. Przygotowany przeze mnie nietuzinkowy program pokazujący znane Europejskie stolice i wielkie miasta z zupełnie nowej perspektywy. Nie możecie się doczekać? To dobrze! Bo ja też!
Szerzej o cyklu juz niebawem, w tym tygodniu podam również daty najbliższych wyjazdów!
Imprezowo.
Właśnie rozbudowujemy naszą sieć i niebawem ogłosimy nowe miejsca, w których gramy. W lutym przygotowywaliśmy się do dwóch bajecznych imprez, które będą odbywały się cyklicznie czyli : Warsaw Oriental Party oraz Warsaw American Hip Hop Party. Oprócz tego, jako miłośnicy wszelkiego rodzaju przebieranych imprez, organizowaliśmy kowbojska potańcówkę, a takze w zabawowym klimacie razem z naszymi Cudnymi Dziewczynkami uciekliśmy z Eskape Roomu! Ale była zabawa:)
Kulturalnie.
Z okazji walentynek zostałam zaproszona do Teatru Dramatycznego, na „Kabaret”. Słowo kabaret powoduje ciarki na plecach i uczucie omdlenia, bynajmniej nie z podniecenia. Jeśli czegoś w życiu naprawdę nie cierpię to jest to właśnie Kabaret. Nie chcąc psuć sobie niespodzianki (no dobra, tak naprawdę bardziej się nie denerwować..) nie wnikałam w szczegóły, miałam tylko nadzieje, że w Teatrze Dramatycznym, nie będę zmuszona patrzeć na jakąś bande nieśmiesznych oszołomów. Fahad nie powiedział mi, chcąc zrobić mi przyjemność, że to polska wersja Kabaretu Boba Fosse’a, kultowa, dzięki genialnym występom Lizy Monneli i jej piosenki Money, Money… Bardzo pozytywne rozczarowanie.
Książkowo
Zrobiło się bardzo skandynawsko na mojej czytelniczej liście, czytam obecnie książki o Szwecji, nie ukrywam, że przygotowuje się do wyjazdu, najpierw prywatnie, a później z grupą do Sztokholmu i Vimmerby śladem Pippi Pończosznaki. Chce wiedzieć wszystko, czytam, oglądam douczam się, łapie kontekst, ostatnie tygodnia można wiec nazwać bardzo skandynawskimi, co zresztą u mnie nie bywa znowu takie nietypowe. Skandynawia oraz Wielka Brytania to moje miejsca na ziemi, zarówno literacko jak i klimatycznie. O moich skandynawskich odkryciach, chciałabym napisać szerzej osobno, na ta chwile podrzucam inspiracje.
W skandynawskim, ale juz tym razem duńskim klimacie pozostaje film Noma
Noma – najlepsza restauracja świata, założona w Kopenhadze. Zarówno ja jak i mój chłopak mamy zadatki na foodie, wyszukujemy nowe miejsca, próbujemy oceniamy, polecamy, a potem robimy powtórkę tego co udało nam się spróbować w domu. Z lepszym i gorszym skutkiem, ale to juz mniejsza o to:) Zabaw jest przednia i to najważniejsze. Noma była więc przez nas filmem wyczekiwanym. To bardzo inspirująca produkcja, o ciężkiej pracy na rzecz swojej pasji, o poszukiwaniach i tym co w Skandynawii uwielbiam najbardziej – prostocie, zarówno na talerzu jak i tej w życiu. Pokazane w filmie mieszkania, styl życia właściciela najlepszej knajpy świata pozbawiony jest jakiegokolwiek snobizmu, nawet jeśli jego dania przeciągają foodie z całej Europy, a ich ceny są naprawdę na wysokim pułapie, to jego życie pozostaje zupełnie zwyczajne, a przez samego właściciela (René Redzepiego.) przemawia duzo ciepła, mądrości i dobroci. Bardzo inspirujące.
O szwedzkich pozycjach, chce napisać osobno również dlatego, że czytam wiele książek na raz. Kreslam, zaznaczam, notuje, wracam do pewnych fragmentów i znów czytam na nowo. Bardziej zależy mi na tym, by wyciągnąć maksimum z lektury niż tak naprawdę ją skończyć, gdy to nastąpi dam znać.
To mój stosik, który podróżował ze mną w ciągu ostatniego miesiąca
Spotkanie Autorskie z , autorem książki ”Kino Islandzkie”
Jedną z moich ulubionych Warszawskich przyjemności, zaraz po wizytach w Kinie Muranów ( to kino powinno mi płacić za ta reklamę, albo przynajmniej fundować darmowe biletyJ), są spotkania autorskie. Jest parę miejsc, gdzie można spotkać się w naprawdę miłej atmosferze z Twórcami, te emipkowe, nie koniecznie należą do najbardziej kameralnych i przytulnych, polecam te we Wrzeniu Świata oraz w Wydawnictwie Czarne na Marszałkowskiej. To ostatnie jest moim ulubionym, uwielbiam atmosferę tego miejsca, kwadratowy pokoik, drewniane krzesła, kameralną atmosfera i spotkanie z autorem wyczekiwanej pozycji.
Tym razem nie było inaczej, czekałam na premierę tej książki już jakiś czas. Moja Islandzka wyprawa śni mi się po nocach. Nie przypadkiem więc na moją wyjazdową listę trafiła Islandia. Przed wyjazdem, będę organizować seans filmów o Islandii, by wprowadzić moja grupę ( a także innych zainteresowanych) w klimat. Wysoko na mojej filmowej liście są „Barany opowieść Islandzka”. Chciałam więc dostać takiego kopa inspiracji i podejść do tematu kinematografii Wyspiarzy bardziej metodycznie, o samej książce opowiem więcej, gdy wrócę do tematu Islandii. Zapowiada się naprawdę dobrze.
( zródło zdjęcia – fanpage wydawnictwa czarne)
Pop-kulturalnie:
Za wyjątkiem Nomy, to nie był miesiąc wybitnych filmów. Nazwałabym go raczej dziwnym, pod względem wyborów, bo mimo, ze daleko mi do fana futurologicznych produkcji obejrzałam „Nowy początek” i „Doktor Starnge”. Ten pierwszy był zaskakujący, mimo tematu obcych, nie była to typowa amerykańska produkcja, niczym Dzień Zagłady czy tez Dzień Niepodległości, w której przybysze postanowili zniszczyć Ziemie, zaczynając od Europy, Rosji i Japonii i przed ostatnim ciosem ratują ziemie dzielni Amerykanie… Nie tym razem. Tu akcja opiera się o relacje, budowaną powoli, krok po kroku z obcymi posługującymi się odmiennym językiem. Polecam, nawet tym, których temat nadprzyrodzonych zjawisk zupełnie nie interesuje. „Doktor Strange” to miła opowiastka z dobrymi efektami specjalnymi, a Benedict daje czadu! Oprócz tego, wspomniane słodkie „Listy do Juli”, o których pisałam w poście o Weronie (link)
Podróżniczo.
W lutym, udało nam się wyrwać ze szponów mrozu i spędzić kilka dni na Malcie. Jak było pisałam w : „12 rzeczy do zrobienia na Malcie” (link). Jednym z najpiękniejszych dni tego miesiąca był nasz spacer po zielonych klifach wyspy, absolutnie niezapomnianym momentem było uczestniczenie w kręceniu filmy o Papayu, niewinna zabawa, która była dla mnie treningiem wychodzenia ze strefy komfortu, o którym chętnie opowiem następnym razem. Jak wspomniałam ostatnio zapadłam tam na balkonową obsesje! Zostawiam, Was z kilkoma urywkami z podróży.
W przedostatni weekend lutego odwiedziliśmy również Wenecki Karnawał, a podczas powrotu, mieliśmy okazje rzucić okiem na kilka nie znanych nam do tej pory włoskich atrakcji, jak wspomniana Werona, Jezioro Garda oraz bardzo pozytywne zaskoczenie – Bergamo, o którym napisze Wam niedługo. Sam Karnawał był bajeczni, a Wenecja, którą miałam okazje zobaczyć ostatni raz piętnaście lat temu, wydała mi się jeszcze piękniejsza i ciekawsza. Nie ukrywam, że jedną z największych atrakcji była dla nas możliwość ciągłego przemieszczania się stateczkami po kanałach, uwielbiam to! Wieczorny spacer po kolorowym, artystycznym Burano jest również niezapomnianym wspomnieniem.
Warszawskie odkrycia.
Dzień Narodowy Kuwejtu.
W luty wypada dzień Narodowy Kuwejtu, świętowaliśmy hucznie, biorąc udział w bankiecie z przepysznym jedzeniem serwowanym z La Cedre, mojej ulubionej arabskiej knajpy! W tym roku przyjęcie było szczególne, towarzyszyła mu również oprawa artystyczna w postaci muzyków i malarzy. Prace młodych twórców można ciągle jeszcze oglądać w PROMie kultury na Saskiej Kępie. Polecam wszystkim pasjonata Bilskiego Wschodu.
Kulinarnie,
Zgodnie z naszą tradycją stosowaną w weekendy, w które zostajemy w Warszawie #wweekendniegotuje, odwiedzamy nowe miejsca, na kulinarnej mapie naszego miasta, albo wracamy, po nowe smaki, do tych ulubionych.
Beerek– nowe miejsce w śródmieściu serwujące żydowską kuchnie. Wystój industrialny, a jedzenie podawane dość szybko. Wzięliśmy sobie humus falafel i Mezze składające się z kilkunastu talerzyków przystawek. Jako fanka tachiny i humusu, byłam zadowolona, chociaż, jakoś mnie nie ciągnie żeby prędko tam wrócić, może jednak wpadniemy sprawdzić czym jest tajemnicza – żydowska Pizza, którą tam promują.
Manekin Co jakiś czas budzę się w niedziele i na pytanie co bym chciała zjeść, mam tylko jedna odpowiedź: naleśnika! Nie ma więc odwrotu, ustawiamy się w kolejce i zasiadamy przed długim jak spis treści w Sienkiewiczowskim „Potopie” Menu Manekina, tym sposobem, zawsze trafiam na coś nowego.
Tarantino. Tu aktualnie wpadam na mój ulubiony (nie Vege) Burger – z pieczonym Jabłkiem i Indykiem! Bajka!
Benihana genialne miejsce, w skrócie, szalony kucharz i wybitne azjatyckie jedzenie, nawet dla tych, którzy nie sa największymi fanami azjatyckiej kuchni. Kucharz robi wielkie show i przy Was przyrządzą wszystkie dania, które wybierzecie wcześniej z menu. Niesamowita zabawa, polecam na szczególne okazje, bo niestety do tanich nie należy. My tutaj świętowaliśmy urodziny Fahada.
Posty w lutym
Metelkova. Alternatywne atrakcje Lublany
Last Month. 1/2017 buszując w codzienności
Najdziwniejsze miejsca, w których spałam.
Jak być szczęśliwym w związku? 7 subiektywnych zasad zdrowego związku.
Przepis na pyszny makaron w mniej niż 20 minut
12 rzeczy, które trzeba zobaczyc, zrobic, przeżyć na Malcie
Jak przestać jeść słodycze?
Jak pakować się do bagażu podręcznego (zimą) w mniej niż 10 minut?
O boże jaki dobry był ten luty! Mimo, że obydwoje byliśmy chorzy przynajmniej dwa razy i każde z nas nie rozstawało się z antybiotykiem.
To by było na tyle lutowych odkryć.
Pozdrawiam ciepło
Nancy Irving
This post has already been read 2417 times!