REFLEKSJE

Wróciłam. Przepraszam. Zostaje

30 lipca 2014

Wróciłam.
Nie ma słów, które mogły by wytłumaczyć moje zaniedbanie względem Was. Gdy kilka dni temu zajrzałam tu po raz pierwszy od dłuższego czasu i zobaczyłam, że każdego dnia mimo mojej jakiejkolwiek ingerencji w tą stronę zagląda Was tu blisko 400 osób dziennie, zamarłam. Rzadko kiedy się wstydzę, jestem z tych, którzy niczego nie żałują i robią tylko to co uważają sami za słuszne. Tym jednak razem, przyznaje się do błędu. Porzucenie – mojego kochanego dziecka, mojego łącznika z Wami, moimi Czytelnikami, było ogromnym błędem.

Czasem jednak, nawet gdy jesteśmy świadomi swoich błędów, nie potrafimy ich naprawić, bowiem jakaś siła wyższa, jakiś psychiczny uraz nas od tego odciąga…
Rozwód nawet gdy w niektórych życiowych sytuacjach jest czymś dobrym, podobnie zresztą jak każdy istotny związek w naszym życiu, który dobiega końca, pozostawia nas emocjonalnie pokaleczonych. Nawet gdy wydję nam się, że jesteśmy ponad to. Układanie sobie życia na nowo, zajmuje sporo czasu. Zmiana środowiska, otoczenia, miasta, a czasem nawet państwa – pomaga.

To był mój sposób, na odnalezienie się w nowej życiowej sytuacji. Nagle,  pewnego dnia, wszystko co było mi dotychczas znane  pewne, rozpłynęło się gdzieś w niebycie. Spojrzałam w lustro i zobaczyłam: rozwódkę, singielkę, absolwentkę bez przyszłościowego kierunku. Mogłam zostać w kraju i pogrążyć się w marazmie i zniechęceniu, lub zawalczyć o siebie i własne życie. Któregoś jesiennego poranka, postanowiłam, że wyjadę za granice. Nie całe dwa tygodnie później byłam  już Londyńczykiem, przemierzającym wzdłuż i wszerz tą stolicę Europy, zachłystując się nowym życiem, wolnością i możliwościami jakie daje Zachód.

Zostawiłam za sobą wszystko, co wiązało się z moja przeszłością, tym samym porzuciłam „Buszującego…” nie mogąc przełamać, się by pisać na blogu, który uruchomiłam, w „tamtym życiu”, czyniąc jednocześnie powiernikiem, moich cotygodniowych eskapad life-stylowego bloga (the travel book).

Dziś po tym, jak wzięłam głęboki oddech, odnalazłam wiele odpowiedzi na nurtujące mnie egzystencjalne pytania. Jestem silniejsza i z dystansem podchodzę do siebie i swojej przeszłości. Wiem czego chce i będę realizować swoje postanowienia punkt po punkcie, bez względu na to, gdzie ostatecznie przyjdzie mi żyć.

W chwili obecnej jestem w Polsce. Próbuje, raz jeszcze tu ułożyć wszystkie elementy układanki, jeśli się nie uda, znów, na jakiś czas stanę się częścią londyńskiej wspólnoty, gdzie pełnię zaszczytną funkcję Polskiej Nauczycielki w Polskiej Szkole, oraz freelancera personal shoppera.

Bez względu na to, gdzie mnie poniesie, wracam, już na stałe. Nie chcę dawać obietnic bez pokrycia, obiecywać lawiny postów, co 2-3 dni. Jestem w ciągłym ruchu i ciężko byłoby mi spełnić tego typu wizję. Mogę jednak zagwarantować, że kilka razy w miesiącu, podzielę się z Wami, moimi

  • radami stylisty
  • inspiracjami
  • refleksjami na temat życia slow
  • oraz stylizacjami
  • wydarzeniami modowymi i kulturalnymi
  • dietetycznymi wskazówkami ( przetestowanymi na sobie)
  • przepisami kulinarnymi
  • recenzjami filmów oraz książek
Będzie więc konkretnie i na temat, choć na pewno nie słuchu i nudnawo! O wszystkim innym, a więc całej lawinie refleksji jakie mój ślinotok napędza na tematy inne od wyżej wspomnianych, czyli o ludziach, dobrym jedzeniu, (w sposób egzaltowany, mało obiektywny i bardzo emocjonalny) książkach i podróżach, o całym szeroko rozumianym lifestylu przeczytacie na wspominanym wyżej the travel book.
Pisząc o własnych stylizacjach, pokażę się Wam w nieco innej odsłonie. Mój rozmiar, w chwili obecnej to już nie 36, a znacznie więcej. Jestem na etapie, starań o powrót do dawnej formy, puki to jednak nie nastąpi w pełni, będziecie mogły zobaczyć w praktyce, jak tuszować przysadziste uda, niechciane oponki na brzuchu i zbyt przypakowane ręce. Zastanawiałam się długo, czy powinnam się pokazywać Wam w takiej odsłonie, uznałam, jednak, że okropną hipokryzją i tchórzostwem byłoby z mojej strony ukrywanie swojej obecnej tuszy. Podczas gdy przez ostatnie lata, w teorii na blogu oraz w praktyce z klientkami udowadniałam, że rozmiar nie ma znaczenia.
Zapraszam więc Was do śledzenia „Buszującego…”, nie będzie nudno obiecuje!
W chwili obecnej na finiszu są prace związane z moja stroną on-line ( która na dniach się pochwalę!), a także współpraca z portalem , na którym niebawem przeczytacie moje artykuły z oscylujących wokół mody, trendów i stylizacji tematów all dressed up.

This post has already been read 1634 times!

You Might Also Like