Jak wygląda World Cup W Rosji? Jak Rosjanie przyjmują obcokrajowców, czy Moskwa sprostała wysoko postawionej poprzeczce? Co zdecydowanie im nie wyszło, a co należy pochwalić. A także jak czuje się po pierwszym w życiu meczu na żywo i pierwszym World Cup-ie? Czy przykro mi z powodu przegranej Islandii i dlaczego już planuje wyjazd na kolejny World Cup. A także praktyczne informacje jak Ty możesz to zrobić i o czym powinieneś pamiętać, przed wyjazdem na Mistrzostwa Świata oraz do Rosji. Obszerna fotorelacja z Moskwy, Fan Zony, podróży rosyjską koleją oraz meczu Islandia – Nigeria w Wołgogradzie. Zapraszam!
Skąd wziął się ten pomysł?
Pomysł zrodził się niczym u starożytnych myślicieli -w saunie! Gdy nasz przyjaciel, z którym już raz wybraliśmy się na Wschód ( Białoruś- link) mimo tamtej mocno nie trafionej przygody, nie przestał nas lubić i co więcej chciał po raz kolejny spotkać się z nami na wschodzie. Zaproponował, żebyśmy polecieli razem z nim. Zaczęło się od pomysłu przebukowania kilku biletów, które on dostał u siebie w firmie. Szybko jednak okazało się, że to nie możliwe ( nie na dwie zupełnie inne osoby) więc stanęło na zakupie biletu i FUN ID (link). Tym sposobem gdy w mroźny lutowy wieczór po raz kolejny wygrzewaliśmy się w saunie, zamiast zwyczajnego dla tej czynności stadium spokoju ducha i oczyszczenia graniczącego z medytacją, zrodziła się ekscytacja, która wierciła nam dziurę w trzewiach… Polowanie na bilety trzeba było zacząć bowiem już 11 marca o konkretnej godzinie walcząc o wejściówki na wybrany mecz.
Pierwotny Plan: tanio ale długo czyli przez Kaliningrad do Wołgogradu i z powrotem
Mimo, że zakładaliśmy, że pojedziemy dookoła przez Kaliningrad i tam złapiemy lot do Moskwy oraz stamtąd przedostaniemy się do Wołgogradu pociągiem i wrócimy samolotem do Moskwy, a następnie do Kaliningradu i skąd blablacarem dotrzemy do Warszawy ( wiem, że to droga na około ale mega tania!). Niestety i na szczęście – los pokrzyżował nam plany. Niestety bo nasze bilety przepadły ( 400zł Kaliningrad-Moskwa-Kaliningrad) na szczęście, bo na myśl o tym wyzwaniu robiło mi się słabo przez 10 dni, do dnia, w którym plan nie spalił na panewce. Nie da się ukryć, że to jednak bardzo wyczerpująca trasa! Szczególnie etap stania na granicy ( więcej w poście o Kaliningradzie link).
Moskwa.
To jedno z tych miast, do których latałabym jak szalona cyklicznie gdyby nie wiza, czuję jakąś magiczną więź z tym miastem, które chętnie eksplorowałabym dużej, najlepiej mieszkając tam przynajmniej z rok, myślę że tyle czasu trzeba by odkryć chociaż część jej niezwykłych zaułków. Standardy Moskiewskie zwiedziłam dwa lata temu ( niedługo post o 10 miejscach, które musicie zobaczyć w Moskiwie za pierwszym razem), teraz przyszedł czas na spokojny spacer po mieście i czerpanie radości z World Cupu i na to daliśmy sobie czas i przestrzeń bez spinania się na intensywny plan. Bardziej zależało nam na obcowaniu z innymi fanami, poznawaniu ludzi i słuchaniu ich opowieści, a także zabawie razem z nimi. Dla mnie również była to frajda socjologiczna oglądać jak ludzie z różnych zakątków świata w jednym miejscu kibicują i się bawią.
Podróż Rosyjską Koleją
Podróż pociągiem rosyjskim to jedno z najwspanialszych życiowych doświadczeń które potrafi uzależnić! Gdy jechaliśmy Koleją Transsyberyjską dwa lata temu (link) wiedziałam, że chce to zrobić jeszcze raz, gdy więc zaistniała szansa by zamiast samolotu wybrać pociąg nie wahałam się ani sekundy i to był jeden z najlepszych momentów tej podróży.
Pociąg z Moskwy do Wołgogradu jedzie równe 24 godziny, my wybraliśmy najtańszą opcje – plackartę czyli otwarty wagon z ponad 50 łózkami, gdzie śpi się razem z wszystkimi w otwartej przestrzeni. To doświadczenie, które każdy powinien sobie zafundować i niesamowita okazja by poznać innych ludzi. Zarówno w wagonie, podczas postojów jak i w warsie, przez cały czas mamy kontakt z pasażerami, którzy to z nudów, to z ciekawości zagadują nas, więc nie ma szans na to by poczuć się samotnym, czy znudzonym podczas wielogodzinnej czy nawet wielodniowej trasy.
Podróż na wschód to tak naprawdę podróż do drugiego człowieka. Rosyjskie miasta nie są architektonicznymi perełkami na miarę europejskich, może za wyjątkiem Moskwy i Petersburga, ale kogo to obchodzi? Im dalej od wielkich metropolii tym bliżej ludzi. W Rosji mamy szanse być z drugim człowiekiem naprawdę blisko, szybko przełamuje się bariery i można dyskutować razem godzinami, nawet jeśli nie mamy wspólnego języka. Wspomaga nas Google Translator oraz mowa ciała i podobieństwo słów. Co najważniejsze ludzie na wschodzie chcą mówić i są drugim człowiekiem naprawdę zainteresowani- to cecha, której z reguły brakuje mi na zachodzie. Trzeba wiele czasu by osiągnąć to stadium bliskości z Francuzami nie mówiąc już o Anglikach. Tu mamy z górki, podobna historia, podobne troski, wiele podobieństw i wiele różnic, ale temperament ten sam. Spotkanie z Rosjaninem to trochę tak jak spotkanie dawno niewidzianego kuzyna, z którym łączą nas wspomnienia z dzieciństwa i mimo, że drogi się rozeszły to ciągle łączy nas sentyment.
Islandczycy na wyciągniecie ręki
Podczas naszej podróży po Islandii 4 lata temu, brakowało mi kontaktu z mieszkańcami, kilka raptem krótkich momentów na rozmowę z naszym hostem w schronisku czy arbnb. Miałam duże poczucie niedosytu, z drugiej strony wiem, doskonale, że ludzie ze Skandynawii, z Północny, nie podejdą po prostu do Ciebie i zaczną rozmowy od tak. Cisza nikogo nie drażni, to normalne, że się milczy jeśli nie ma się nic ważnego do zakomunikowania. Jedynym sposobem by zbliżyć się do Norwega czy Islandczyka to być z nim „w jednej bańce”, czyli wspólnej grupie zainteresowań. Stąd wielość kubów, grup tematycznych w Szwecji i Norwegii, by mieć bazowy wspólny temat. Jadąc na wspólny mecz, nie rozstając się z Flagą Islandii i szalikiem islandzkim, z automatu stawaliśmy się częścią grupy. Razem z Islandczykami jechaliśmy na koniec świata po to by wspierać półprofesjonalny team. Nie da się ukryć, że budziło to szczerą radość i uznanie Wyspiarzy- dając nam również szanse przedarcia się przez barierę zwyczajnego północnego dystansu.
Po kilku podstawowych pytaniach Islandczyków, czy jesteśmy z Islandii, czy byliśmy na Islandii, czemu wspieramy Islandię, przechodziliśmy na wyższy etap wtajemniczenia. Po wymianie uprzejmości, opisach naszych podróży po Islandii i wymiany ulubionych miejsc, po kilku godzinach można było przejść do normalnej rozmowy i zapytać o to na czym mi naprawdę zależało. A wiec: czy Islandia planuje wprowadzić limity odwiedzających, czy bardzo uciążliwy jest najazd turystów, czy sam zwiedza swój kraj? Co mało turystycznego mógłby nam polecić i jakie jest jego ulubione islandzkie święto, a także.. Jak to jest z tą relacją Duńsko – Islandzką oraz czy poczuwa się do bycia Wikingiem czy raczej nimi gardzi. To pytania, którymi nie można rzucić w twarz podczas pierwszych 20 minut rozmowy. Tu trzeba odczekać i podróż pociągiem temu naprawdę sprzyja.
Wywiad z Islandczykiem.
Zacznijmy od limitów turystów, z tego co usłyszałam od kilku osób, nie planują przynajmniej w najbliższej przyszłości limitu wizyt. Co mnie zaskoczyło, Islandczycy raczej mało entuzjastycznie podchodzą do swoich „turystycznych atrakcji”, nie zwiedzają swojego kraju punkt po punkcie. Jeśli chodzi o mało turystyczne atrakcje, to dzięki rekomendacji Bjorna jedna trafiła właśnie na moją booked listę, ale na razie nic Wam nie powiem.
Islandczycy czują większe pokrewieństwo z Norwegami niż Duńczykami, o wiele łatwiej zrozumieć im Norwegów niż Duńczyków, pomimio obowiązkowej nauki Duńskiego na wszystkich etapach edukacji. Islandzki, jest staro-norweskim w czystej formie, co daje im szanse czytania średniowiecznych eposów w oryginale bez zająknięcia. Relacja z Duńczykami jest cierpka i naznaczona niełatwa historią zdobywcy i poddanego, która do dziś utrzymuje się w wzajemnych stosunkach. Czy czują się wikingami? Bjorn jasno dał do zrozumienia, że Wikingowie w popkulturze, a wikingowie z historii to dwie różne rzeczy, jeśli więc pytam, czy czuje się wikingiem w rozumieniu popkulturowym, jest człowiekiem północy, silnym i niezależnym, kochającym przyrodę – to tak. Jednak w rozumieniu historycznym, wikingowie to barbarzyńcy, którzy podbili Islandie i mimo, że w prostej linii od nich się wywodzi, nie chce być z barbarzyńcą utożsamiany.
Skąd wzięło się Islandzkie wsparcie – na boisku ?
Na koniec padło pytanie, które ciekawiło mnie najbardziej, a jego odpowiedź mnie zszokowała.Jeśli chcecie, możecie posłuchać o tym w krótkim video, które nagrałam, bądź przeczytać poniżej 🙂
VIDEO
Słynne Łuuuch – Łuuuch które chórem rytmicznie co raz szybciej powtarzają Islandczycy wspierając swoją drużynę, wbrew pozorom nie wywodzi się z głębokiego średniowiecza czy nowożytności. Jeśli wierzyć Bjornowi, to podczas meczu towarzyskiego ze Szkocją w 2015 roku, Islandczycy podpatrzyli metodę wsparcia Szkockich fanów futbolu i zaczęli stosować ją w Islandii. Gdy dostali się na Euro 2016 – mogli zaprezentować Światu swoje egzotyczne wsparcie ( biedni Szkoci!) które obiegło cały świat i wszystkie media. Bjorn powiedział nam również, że aktualnie ten suport jest już bardzo passe i na Islandii wszystkim się przejadł, dlatego robią to tylko na meczach wyjazdowych. Tak czy siak, uczestniczenie w tym chóralnym wsparciu Wyspiarzy to nie lada doznanie! Życzę Wam wszystkim, by nadążyła Wam się na to szansa.
World Cup. Jesteśmy Obywatelami Świata.
Zarówno w Moskwie, przede wszystkim w strefach fanówskich, jak i Wołgogradzie, nieważne skąd jesteś ważne, że kibicujesz. Poziom otwartości ludzi – jest tak duży jak mój własny, wiec szansa na poznanie nowych znajomych, a kto wie może i przyjaciół równa jest 100%. Trzeba bardzo nie chcieć by faktycznie nie poznać nikogo, bo ludzie zwyczajnie zaczynają do Ciebie mówić, chcą wspólne zdjęcia oraz pytaj skąd jesteś i czemu wspierasz akurat Islandię, albo nie pytają tylko od razu opowiadają o swojej drużynie. Piłka jak nic innego łączy ludzi, pozwala przełamać granice, oprzeć się o wspólny temat na start. Pytania o drużyny, które się wspiera, o kondycje piłki w Twoim kraju, o teamy w champions ligue, które na codzień oglądasz to dobry start rozmowy, a później już płynie. Nie wiesz kiedy, obserwujecie się nawzajem na instagramie i zapraszacie do swoich krajów!
Islandia – Nigeria, starcie Północy z Południem
Było kilka powodów, dla których marzyłam by zobaczyć akurat ten mecz. Przede wszystkim chciałam zobaczyć Islandie w akcji, zespół półprofesjonalistów ( jak sami o sobie mówią), którzy mimo, że na co dzień pół dniówki pracują w piekarni, na stacji beznzynowej i w innych prozaicznych miejscach, przeszli eliminacje do mistrzostw świata! To ogromne wyróżnienie, które trzeba wspiera i zobaczyć! Druga sprawa, chciałam przede wszystkim zobaczyć ich w starciu z Nigerią. Z socjologicznych względów było dla mnie fascynujące jak różnie będą zachowywać się kibice z północy i południa, jak bardzo widać będzie w ich zachowaniu pochodzenie. I tak też było. Wspomniany wyżej północny dystans w konfrontacji z południową otwartością i ciepłem jest niesamowity. Nigeryjczycy biegali po widowni z flaga, tańczyli w rytm wyśpiewywanych piosenek oraz reagowali emocjonalnie na każdą akcje. A po meczu, ze spokojem, przyjmowali gratulacje, mówiąc, że to nasze wspólne zwycięstwo – w końcu to world cup i chodzi o zabawę i bycie razem. To było wzruszające i przemiłe.
To nie jest mecz ligowego zespołu, po którym zbiera się ustawka a mlodziki idą na kosy. Tu nie ma żylety i bluzgów i to jest wspaniałe. Po meczu kibice nawzajem sobie gratulują, robią wspólne zdjęcia, wymieniają się garderobą i życzą sobie powodzenia. Tak wyobrażam sobie raj. Dla tej atmosfery, krótkich chwil poczucia, że nie ważne skąd jesteś jesteśmy tu razem, tacy sami choć rożni – jest uzależniające. Jesteśmy obywatelami świata.
Wołgograd w cieniu ludzi
Z samego Wołgogradu nie zapamiętam wielkich zachwytów nad miastem, gdyby nie mecz, raczej bym tego miejsca nie wciągnęła na swoja listę marzeń, z wyjątkiem kilku mocnych architektonicznych momentów, to raczej typowe rosyjskie duże miasto. Być może napisze coś więcej na jego temat. O czym trzeba pamiętać mówiąc o Wołgogradzie? To przede wszystkim miejsce strasznej batalii pod Stalingradem ( dawna nazwa miasta), gdzie na każdym kroku natkniemy się na pamiątki przeszłości. W czasie Mistrzostw Świata to jednak miasto radosne pełne wolontariuszy ubranych w kolorowe koszulki, którzy pragną Ci pomóc i ułatwić życie, a Rosjanie, których spotykasz w strefie fanowskiej czy na przystanku, równie chętnie pytają i rozmawiają jak kibice.
Rosyjska łatwość rozmowy.
Mam poczucie, ze zrozumiałam, skąd taka ilość książek o wschodzie. Łatwo pisać o wschodzie bo ma miliony twarzy i nikt nie zarzuci Ci, że blefujesz. 144 mln ludzi – nie daje jednolitego obrazu, można tworzyć go po swojemu, z własnych historii. Spotkań i wywiadów. Nie wiele tez jest miejsc, na świecie, gdzie rozmowę prowadzi się tak gładko, gdzie druga strona, tak bardzo pragnie po prostu rozmawiać, nie ważne, że nie zna języka, że nie rozumie Twoich słów. Tu nie ma granic jest tylko pragnienie rozmowy. Dlatego można przegadać caly dzień z przypadkowymi pasażerami.
Pragnienie przełamania stereotypów.
Wielokrotnie podczas naszej podróży pociągiem, widziałam w rosyjskich oczach pragnienie usłyszenia, że przybysze widzą coś więcej w Rosji niż tylko pijaństwo, wódkę i białe niedźwiedzie. W pociągu byłam częścią rozmowy w wiekszej grupie, gdzie Rosjanie pytali, za naszym pośrednictwem Islandczyków, czy nie bali się przyjechać do Rosji. A Islandzczcy nie owijali w bawełnę – powiedzili szczerze, że mieszkają blisko Ameryki i ich telewizja pełna jest właśnie takich stereotypów i chcieliby powiedzieć, że w nie nie wierzyli, no ale cóż.. jak wychowujesz się na takich mediach, to jednak wierzysz. Obawiali się przyjazdu do Rosji, ale po każdej kolejnej godzinie spędzonej tu widzą, że stereotypy nie mają nic wspólnego z rzeczywistością – poczucie radości i ulgi jakie odmalowało się na twarzy Edwarda, który zdał do pytanie było bezcenne. Mam nadzieje, że tegoroczny World Cup, pozwoli nieco odczarować wizerunek wschodu.
Czy na Rosyjskich ulicach są białe niedźwiedzie? Rosjanie chleją wódke na umór, a ulice pełne są zataczających się pijaczków?
Jaki jest stan alkoholizacji Rosji nie wiem. Do domów ludziom nie zaglądałam, ale ulice wielkich miast wolne są od zataczających się pijaków, ilość służb mundurowych wyklucza takie możliwości. A wsie? Pokażcie mi wieś w Polsce, w której nie ma lokalnego pijaczka? Ja nie znam, więc na pewno i tu tacy są takie. Ja czuje się tu bezpiecznie, ale za 150 mln-owy naród nie mogę ręczyć. Białych niedźwiedzi niestety nie widziałam ) No cóż może następnym razem:)
pozdrawiam ciepło
Jess
This post has already been read 9479 times!