Dwa tygodnie temu pisałam Wam o moim – eksperymencie z Sherlokiem Holmesem i tygodniu z Conanem Doyl’em . Nie jestem największą fanką kryminałów, a może po prostu jakoś nie miałam do tej pory okazji. Tydzień temu zmieniłam, jednak częściowo moje podejście do tego gatunku. Cztery części cyklu poprawiłam – dwoma sezonami serialu o słynnym detektywie, a na koniec odwiedziłam muzeum na Baker Street. O tym będę Wam truła w tym tygodniu, jutro opowiem dokładnie co myślę o miłym Arthurze,a pojutrze pokażę Wam kadry, które zmusiły mnie by poświęcić cenne godziny snu i oglądać, oglądać, oglądać, aż nie zobaczę wszystkich dostępnych on-line odcinków… Ale powoli, zacznijmy od końca- czyli od mojej wieńczącej detektywistyczny tydzień wizyty w tym osobliwym muzeum.
Najłatwiej na Baker Street dostać się metrem, gdy wysiądziemy na stacji ( o tej samej nazwie co słynna ulica) od razu znajdziemy się w świecie Sherlocka Holmesa. Płytki na ścianie zdobią z każdej strony różnej wielkości podobizny jego profilu. Zaraz na ulicy – przywita nas pomnik literackiego bohatera, a kawałek dalej znak, że tuż za rogiem „Baker Street 221b”. Ta część Londynu wyraźnie żyje z Holmesa, trzy kolejno ustawione pod rząd knajpki, urządzone w detektywistycznym stylu, zapraszają do środka, używając najrówniejszych nawiązań do fabuły powieści. Z okien lokali można obserwować ciągnącą się kolejkę do Domu Słynnego Detektywa. W rzeczywistości – numer 221b, którego użył Conan Doyle w swej powieści nie istnieje, a muzeum zostało umieszczone pomiędzy numerem 237 a 241.
Zgodnie z literacką fikcją, dom na Baker Street – stał się wspólnym lokum Holmesa i Watsona, podczas ich przypadkowego spotkania, zaaranżowanego w części „Studium w szkarłacie”. Według Conana zamieszkiwali oni razem to miejsce, w latach 1881- 1904, wszystko w ryzach trzymała dzielna i pełna wyrozumiałości gospodyni Pani Hudson. Wchodząc do tego „Domu”, można uwierzyć, że Holmes tu naprawdę żył, co więcej przekraczając próg tego szeregowego domku, wyklucza się zupełnie możliwość, że mógł on nie istnieć, postać fikcyjna? a skąd! Te przedmioty, ten wystrój, ta otwarta książka, ten list, wszystko „poświadcza”, że ten człowiek tu żył. Nawet gazeta odłożona obok fotela, wskakuje na wydarzenia z jego życia, donosząc co nieco o królowej Wiktorii i gospodarce angielskiej z lat 90 XIX wieku. Dla prawdziwych fanów bohatera, to niezwykła gratka. W sklepiku tuz obok wejścia, można zakupić kapelusze stylizowane na te, wykorzystywane w filmach o słynnym detektywie. W Muzeum więc pełno jest turystów noszących te specyficzne nakrycia głowy, jednak ich obecność potęguje, jeszcze tylko wrażenie, że Sherlock, jest tu obecny. No popatrzcie tylko na tego mężczyznę z fotografii powyżej!, Nie mogłam się oprzeć by nie zrobić mu zdjęcia…( no dobra, kilkunastu zdjęć:))
setki podobizn Shetlocka Holmesa, wytłoczonych na ceramicznych płytkach zdobiących stacje metra
knajpeczki naprzeciw muzeum, wszystkie tematycznie nawiązujące do bohatera
Kolejka jest długa jednak posuwa się całkiem szybko
Eksponaty, są naprawdę świetnie dobrane, można chodzić po całym 3- piętrowym domu, dotykać wszystkiego i wszędzie zaglądać, co stanowi wielki plus tego miejsca. Odwiedzając je czujemy się bardziej jak goście niż turyści
Każdy może pożyczyć sobie czapkę leżącą na stole i przez chwile, pozując do zdjęcia poudawać bohatera powieści.
Muzeum Sherlocka Holmesa – Praktycznie
1. Bilet: wstęp jest płatny, bilet dla dorosłych kosztuje 8 gbp, dla dzieci ( do 16 roku życia) 5 gbp
2. Żeby kupić bilet należy wejść do sklepu z pamiątkami, na samym jego końcu, na biurku leżą bilety – wyglądają jak ulotki informacyjne! Dopiero po ich zakupie należy ustawić się w kolejce. ( wiem to oczywiste, ale ten system nie jest logiczny i większość odwiedzających ustawia się w kolejce w nadziej, że wchodząc do muzeum w wejściu zakupi bilet, co nie jest możliwe)
3. Kolejka mimo, że widoczna z daleka, w rzeczywistości szybko posuwa się na przód.
4. Czy warto wydać te 8 gbp? Pytanie trudne, generalnie jeśli jest się pasjonatem tej książki – to koniecznie należy odwiedzić to miejsce, jednak gdy nie jest się wielkim fanem, ani nie interesuje nas XIX wieczna literatura oraz ówczesny wystój, możemy odpuścić sobie ten wydatek. Cenę uważam za mocno wywindowaną, nawet pomimo całej oprawy, która jest naprawdę na najwyższym poziomie.
Ja osobiście nie żałuje, że mnie tam nogi poniosły (zresztą nie mam w zwyczaju żałować czegokolwiek) wizyta tam tyle, co po lekturze najważniejszych powieści Conana Doyla, była świetnym przeżyciem. Każdy leżący w pomieszczeniu artefakt nasuwał skojarzenia z fabułą powieści. To miejsce na swój sposób magiczne, tu fikcja w dosłowny sposób przeplata się z rzeczywistością.
Życzę niezapomnianych wrażeń!
pozdrawiam ciepło
Jess
This post has already been read 26047 times!