Berlin nie przyjął nas zbyt pogodnie. Dopiero przedostatniego dnia pojawiło się słońce, które z czasem stało się równie uciążliwe jak kilkudniowe ulewy. Zmagaliśmy się więc z przemakającymi butami, odparzonymi stopami i sporą odległością hostelu od stacji metra.
Jednak podróż ta nie była rozczarowaniem, była zupełnie nowym doświadczeniem, które z perspektywy czasu okazało się bardzo cenne. Przede wszystkim należy powiedzieć to od razu, bez owijania w bawełnę i zbędnych ceregieli – Berlin nie jest ładny! Jest ogromny, imponujący, czasami zadziwiający i w tym wszystkim bardzo interesujący. Jednak na pewno nie jest ładny. Nie porusza zmysłów estetycznych (oczywiście ma swoje estetycznie lepsze momenty,) ale mam wrażenie, że w tym mieście zupełnie nie o to chodzi. To miasto nowe, po przejściach, pozbawione jakiegokolwiek starego miasta, starych kamieniczek, stylowej architektury XVII-XVIII a nawet XIX wiecznej. Pałac Charlottenborg jest jednym z nielicznych przykładów XVIII wiecznej architektury, tego miasta, całość została zniszczona, podczas II wojny światowej. Większa część miasta została niemalże zrównana z ziemią. Jego główną atrakcją są pamiątki historyczne ostatnich 70 lat. To miasto do dziś jest symbolem podziału, a jego dwudzielność widać niemalże na każdym kroku – i być może właśnie to tak w nim fascynuje odwiedzających.
This post has already been read 1899 times!