Ono przemawia do nas, dziś głośniej niż kiedykolwiek… Od połowy XIX wieku, sztuka zaczęła „wychodzić” do ludzi. Stawać na ich drodze, by mimo chodem nawet najbiedniejsi podążając zmordowani do manufaktury mogli „rzucić na nią okiem”. To był pierwszy raz w historii, gdy za sprawa plakatów pozwolono sztuce wypłynąć z galerii i stać się częścią ulicznego krajobrazu. Niesamowite plakaty Julsa Chereta, Henriego de Toulouse-Lautrec’a, Theophil’a Stenlena czy Kolo Moser’a zdobiły aleje europejskich miast, pozawalają nacieszyć się wysoką sztuką nie tyko klasie próżniaczej, mającej czas na drogie i czasochłonne wyprawy do muzeum, ale przede wszystkim biednym mieszkańcom miasta, którzy stanowili jego większość.
Dzisiejsze miasta postąpiły krok dalej, oprócz cudownych teatralnych plakatów i często bardzo dobrych kinowych posterów, zdobiących miejską przestrzeń, prześcigają się nawzajem w upowszechnianiu sztuki ulicznej z korzyścią dla wszystkich. Na tego typu wyścigach korzystają nie tylko artyści, którzy nareszcie zostają docenieni, nie tylko miasto, które zyskuje nowy charakter, ozdobione street artowymi dziełami zyskuje nieoczekiwaną głębię, ale przede wszystkim przechodzień. Zwykły mieszkaniec miasta, wychodząc po bułki jak co rano,nie spodziewanie napotyka wielki mural i ni stąd ni zowąd budzi się w nim jakaś refleksja, podziw bądź odraza, wrażenia estetyczne, a czasem nawet głębsza refleksja… To niezwykłe ile można zyskać za sprawą z pozoru tak mało istotnej kwestii.
Biegnąc w czwartek na zajęcia, mimo 2 godzin snu i obrzydliwie ciężkiej torby postanowiłam wziąć z sobą aparat by uwiecznić te murale, które widuje ciągle na swej drodze, na które czekam i często wydłużam swa trasę tylko po to by móc koło nich przejść.
Odkąd pamiętam graffiti celowało w moje poczucie estetyki, jednak dopiero Street Art zawładną moim poczuciem piękna bezwzględnie. Czuje się kobietą tych czasów i uważam, że ta sztuka wyraża naszą epokę, a więc w jakiś sposób wyraża też i moje odczucia. Bluźni ten, kto uważa, ze nie ma dziś wielkich artystów… Spójrzmy na Banksye’go i jego ostatnie „świateczne” dzieło poświęcone sprawą kościoła, kardynał o rozmazanej twarzy.. Jakie to wymowne, jakie wręcz dosłowne. Jednym słowem doskonałe!
Katowice zyskały niezwykle wiele, za sprawą „festiwalu street artowego” zorganizowanego wiosną zeszłego roku. Artyści z rożnych stron Polski, ale i zagraniczni wyrazili swe emocje i refleksje tworząc wielobarwne murale, które ozdobiły szare przedmieścia śląskiej stolicy.
This post has already been read 1549 times!