W niedziele udało mi się wykraść parę godzin dla siebie, cały tydzień był mocno napięty, a kolejny nie zapowiada się lepiej, generalnie, aż do weekendu majowego, czeka mnie ostra jazda bez trzymanki:) Ruszamy z Awangardą, czyli stylowym i nowoczesnym butikiem internetowym, który jednocześnie będzie portalem modowym pełnym inspiracji! Po za tym przygotowania do konferencji, która tuż, tuz… bo 12 kwietnia! Pracuje więc ciągle, niestety z doskoku nad dopieszczeniem mojego artykułu. Oprócz tego, zajęcia, od poniedziałku do piątku i bibliografia, licząca 200 pozycji do magisterki, z którą powoli MUSZĘ się zapoznawać. Oprócz tego to co zawsze : sprzątanie, zakupy, gotowanie. Tak więc życie leci z prędkością światła, nawet nie zdążyłam się zorientować, a już jest prawie kwiecień!
Odkąd pamiętam uwielbiam marzec! Mam tyle energii!! Wszystko mi się chce! Uwielbiam te słoneczne, ale ciągle jeszcze chłodne dni, które łechtają nozdrza ostrym zapachem przedwiośnia, którym można się zaciągać bez końca !
Po mimo chęci i zapału do działania, nie ukrywam, że niezwykłą przyjemność sprawiła mi możliwość zaszycia się w wygodnym fotelu z gorącym kubkiem herbaty w ręce i XIX wiecznym źródeł. Oparłam się wygodnie w fotelu mojego męża, wyciągnęłam nogi na biurko, co jakiś czas spoglądając rozmarzonym okiem , za okno na dobrze znany mi sielski krajobraz i zanurzyłam się w XIX wiecznej historii, doktora medycyny Mariana Łączyńskiego.
Medycyna nie jest obiektem mojego zainteresowania, wspomnienie wenflonu powoduje u u mnie paniczny lęk, a widok krwi doprowadza mnie do omdlenia. Jednak historia ta interesuje mnie jako opowieść o życiu człowieka z XIX wiecznej inteligencji. Dorastającego i kształcącego się w okresie Belle Epoque i rozumującego ciągle jeszcze w ten szlachetny XIX wieczny sposób, który obcy będzie pokoleniom powojennym. Książkę tą kupiłam w nadziei, że odnajdę choćby jedną wzmiankę na temat sposobu postrzegania, burzliwiej na przełomie wieków sprawy gorsetów kobiecych. Niestety Łączyński nie jest zainteresowany, jak zdążyłam zauważyć, tą sprawą. Nie żałuje jednak, że postanowiłam, zapoznać się z życiem owego lekarza, bowiem, dzięki niemu, odbyłam cudowną podróż – po raz kolejny przemierzając wąskie uliczki Petersburga i poznając z perspektywy studenta drożyznę Moskiewską. Zamieszkałam razem z nim w Kijowie i tam poznałam, nieznany mi dotąd świat kresowych lekarzy, działaczy i społeczników. Przejechałam razem z doktorem i jego żoną koleją przecinającą kresy, zaczynając w Kijowie przez Kaukaz, Gruzję, kąpiel w Morzu Kaspijskim i powrót przez Krym i Oddesse. Nastepnie z Odessy, już z samym Marianem, przepłynęłam na handlowym parostatku, z do Konsantynopola, gdzie po raz kolejny ( po Madzi Samozwaniec) mogłam skonfrontować egzotyczny i dziki Konstantynopol, z późniejszym ucywilizowanym, zeuropeizowanym Istambułem, który doktor Marian tak jak i Madzia odwiedza kilkakrotnie, porównując wcześniejsze wizyty. Natepnie popłynęłam z nim do Smyrny i Aten. To niesamowita przyjemność, za kompana podóży mieć człowieka, który tak biegle operuje zajomością antycznej kultury, od filozofi, przez mitologię i historię po historie sztuki i doskonałą znajomośc łaciny klasycznej. Dalej podróz wiedzie do Egiptu, ciagle jeszcze brytyjskiego. W którym, panuje ogromne uzaleznienie od Haszyszu i w związku z tym wzmożone kontrole celne. Łączyński opisuje jak sprawdza swą kondycyjna wytrzymałość wdrapując sie na szczyt piramidy Cheopsa, to pozwala, zauważyć pewne zmiany w turystyce państwa Maghrebu. Dziś konserwatorzy sztuki, tylko w specjalnych sytuacjach wyrażają zgodę na tego typu eskapady. Jego relacja z Aleksandrii i Kairu, warta jest tego by jaą przeczytac, przed własnym wyjazdem w te strony, by móc skonfrontować jak ogromne zmiany zaszły w Egipcie w przeciągu tych stu kilku lat. Gdy podróz dobiegła końca, a mój przyjaciel, (juz zdązyłam się z nim zaprzyjaźnić) na kilka miesięcy osiadł w Kijowie, by skupic się nad pracą, na nieszczęscie powołany został do wojska carskiego, by jako lekarz wojskowy, wyruszyć do Madżurii. Na szczęście udaje mu się pozostać na Kresach. Przytaczane jednak przez niego spostrzerzenia dotyczące organizacji armii i przede wszystkim reakcji społeczeństwa rosyjskiego i mniejszości narodowych na wydarzenia panujące na Dalekim Wschodzie jest bezcenne dla historyka. I niezwykle wbogaciło moją wizje wojny rosyjsko-japońskiej z 1904-5 roku.
Po wojennej wichurze. (Dla mnie to już poniedziałkowy poranek i autobus relacji Jaworzno-Katowice) Ruszamy dalej w podróż, tym razem z żoną, celem jest malownicza Szwajcaria, jednak nim tam dotrze mój doktor podróżnik, odbywa z swą lubą krótką, ale intensywną podróz po najważniejszych włoskich miastach. Zaczynając w Wenecji, przez Florencję, Rzym, Neapol wracając przez Genue i Mediolan dociera wreszcie do Lucerny . I tu też narazie osiadłam razem z nim, czekam z niecierpliwością co przyniesie 100 następnych stron. Niezwykłym ukojeniem i odpreżeniem jest mozliwość odbycia, choć na kartach powieści takiej podrózy! Odwiedzone miasta cągle we mnie żyją, a szum Morza Czerwonego ciągle jeszcze szumi mi w głowie…
Rozmarzyłam się przez chwile.. Niestety nie czas teraz na voyage, na razie trzeba się skupić na robocie:)
Dobrze jednak, ze za dwie godziny muszę wsiąść do autobusu i na znów będę mogła z lubością oddać się podroży z doktorem Łączyńskim.
This post has already been read 2014 times!