Historia ubioru: suknie ogonowe – czyli, któtkie wspomnienie trenów
W nawiązaniu do stroju jaki mam na sobie, czyli asymetrycznej sukienki tzw. „ogonowej” chciałam przybliżyć Wam kilka kwestii dotyczących historii ubioru kobiecego, a w szczególności trenu, z którego się wywodzą i którego są subtelnym wspomnieniem.
VILA (OLD): DRESS/SUKIENKA, ATMOSPHERE: SHOES/BUTY, NEW YORKER: BLOUSE/BLUZKA, MONASHE: BRACELET, VINTAGE: CHAINS ON HAND/ ŁANCUSZKI NA REKĘ: , H&M: NECKLACE/ NASZYJNIK, ALEX BAGS &PURSES: CLUTCH/KOPERTÓWKA
Tren – zwany niegdyś mniej ładnie ogonem, jest to najprościej rzecz ujmując przedłużenie tylniej dolnej części sukni kobiecej ciągnące się za nią po ziemi. Tren miał wiele zalet, dodawał szyku i elegancji, przez swą czesto nadmiernie wydłużoną formę wymagał powolnego chodu, co dodawało mimo woli posiadaczce ogona gracji i ceremonialności. Uwysmuklał i jednoczesnie podwyższał postać. Z założenia jego forma wykluczała możliwość poruszania się po ulicy ( w pewien sposób poświadczał więc uprzywilejowaną pozycję społeczną) jednak jak historia pokazuje, kobiety nie bacząc na niewygody nagminnie zamiatały „powłóczystymi ogonami” ulice.
Moda na tren pojawia się i znika, na kartach historii kobiecych strojów. Niektórzy badacze łączą pojawianie się trenu ze wzrostem znaczenia i uznania kobiety bądź kobiet w życiu publicznym, za przykład podając Anne Sorel (żyjącą w XV wieku), która jako pierwsza w historii stała się oficjalną kochanką króla. Wówczas tren stał się nieodłącznym elementem ceremoniału, a długość jego była ściśle dostosowana do pozycji zajmowanej przez jego właścicielkę.Tren pojawił sie w modzie reprezentacyjnej juz wcześniej, sięgając swą historia II połowy XII wieku, stanowiąc ostateczne wykończenie wczesnośredniowiecznego modelu stroju (rycersko-mnisiego płaszcza).Utrzymał on swą pozycje w ubiorze uroczystym aż do schyłku średniowiecza idelanie wpisując sie w wizerunek średniowiecznej damy. W czasach renesansu, gdy moda męska strojnością dorównywała kobiecej, jakby dla odróznienia płci pięknej suknia kobieca zaopatrzona została w powłóczysty tren. Pozostaje on przy sukni kobiecej również za czasów Ludwika XIII i XVI. Co ciekawe jak wskazują ryciny Callota, nawet suknie nieartysokratycznych dam były zaopatrzone w owe ogony. Przepisy w modzie kobiecyj, niegdyś skrupulatnie określane – nie frywolne i dowolne jak dziś, wyznaczały u schyłku panowania Ludwika XIV dokładne wytyczne co do obowiazującej długości trenu. Przykładowo królowa, miała nieodzowne prawo do noszenia trenu najdłuższego sięgającego 13 metrów, u księżnej krwi natomiast mógł wynosić zaledwie (o bagatela) 5 metrów! Po tych bajecznych szaleństwach, tren znikął na dłuższy czas z dramatu mody (około 1715 roku). Wypływając na scenę tylko przy szeczólnych okazjach, stajac się elementem stroju ceremonialnego i balowego. Rokoko odrzuciło powłóczystą, wydłużoną formę kobiecego stroju – antyk, natomiast, który pojawił się u progu XIX wieku, przyjął zapomnianego staruszka z otwartymi ramiona, mydląc kobietą oczy, iż powraca jako forma, trenu antykizującego!
Mimo powolnej, ale zauważalnej tendencji kierowania się mody XIX- wiecznej w stronę praktycyzmu , tren powraca w przeciągu tego wieku kilkakrotnie. Będąc nieodłącznym elementem pierwszej i drugiej turniury, konieczny by dopełnić całości w spiętrzeniu sukni z tyłu, od bioder do ziemi. W okresie secesji u schyłku XIX i początku XX wieku tren przeżył okres niebiańskiej świetności, będąc niezaprzeczalną częścią stylizacji kobiecej, mającej nawiązywać swym kształtem do powabnej w swej miękkiej i plastycznej lini sylwetki łabędzia bądź pawia. Zakończonej powłóczystym trenem, piętrzących się niczym morze spienionych falban po bruku. Niewątpliwie dodając kobietą gracji, ale i unieszczęśliwiając je niemiłosiernie. Na potwierdzenie mych słów, zostawiam Was z cytatem Joanny, którą znamy doskonale z „Ludzi Bezdomnych” Stanisława Żeromskiego:
Ach to ubranie do ziemi! Jest ono zapewne miłe,
doskonałe, piękne, ale dla pań, które nigdy nie chodzą, po zabłoconych ulicach,
tylko jeżdżą w karetach. Dla nas, co musimy grasować po bagnach dzielnic
ubogich – jest to prawdziwa katusza . Obrzydłe jest podkasać suknie wyżej
(zresztą niemożliwe, bo wnet dziesięciu
panów zacznie się przyglądać) a ręce kostnieją trzymać ją, dbać o nią – albo
zachlapać i nosić na sobie kupy brudu. W jednej ręce niosę parasol , książki,
kajety, drugą musze wiecznie piastować
swój ogon i w tym kształcie upędzać się po trotuarach. Skromność pozwala
dekoltować się , odsłaniać nagie ramiona i piersi, ale zakazuje demonstrowania
światu nogi powyżej kostki, w grubej pończosze i trzewiku . Ciekawam czy też w
chwili, gdy moda, każe nam przyczepić sobie z
tyłu ogon kangura, będziemy wykonywały jej polecenia z takim samym pietyzmem
jak teraz , gdy dźwigamy ogony sukienne
Nie myślcie moi mili, że to ta moda taka okropna uciemiężyła kobiety! Oj nie! Ileż było odczytów higienistów, pouczeń lekarzy, wystąpień redaktorek gazet i zestawień kosztów, na jakie narażają się miłe panie hołdując trenom. Nic nie pomagało w tej miłości zawziętej, pięknej lecz uciążliwej. Powstawały nawet specjalne stowarzyszenia anty ogonowe, zakładane przez lekarzy i higienistów. Nie przyniosły one żadnych rezulatów, dopiero wyrok najwyższej modowej instancji – Paryskich projektantów, którym powłóczysty tren odwidział się po prostu, spowodował zmianę w stylizacji kobiecej.
Dziś na szczęście nie mamy tego problemu, z trenu pozostała nam jedynie namiastka, pozostawiając to co najlepsze, powab, romantyzm, uwysmuklenie sylwetki, dodając pewnej ceromonialności i urokliwej elegancji. Pamiętajmy jednak, zakładając latem nasze zwiewne, asymetryczne, tiulowe spódniczki, jaką historię pozostawiły za sobą. I cieszmy się z lekkości i swobodą jaką daje nam dzisiejsza moda.
This post has already been read 2648 times!