Część z Was wpada tu dlatego, że wyczekuje, że wrócę do pisania o modzie, a ja… wcale nie zamierzam od tego tematu uciekać. Nie będzie to jednak wywód na temat trendów (do tego mnie nikt nie zmusi!) a raczej wstęp do Wpisów o Kapsułowej szafie, która cieszę się od lat.
Moda Codzienna.
Moje podejście przez ostatnie lata trochę się zmieniło, myślę jednak że tylko na plus i wszyscy czytający tylko na tym skorzystają. Obecnie moda, a właściwie ubrania interesują mnie w ujęciu mody ulicznej i codzienności. Ponieważ nie podążam za trendami, udało mi się wypracować swój styl. Wiem co lubię, wiem, co założę w to lato i przyszłej zimy, to co sugerują sieciówki, fashion week-i modowe blogerki, w znikomy sposób wpływa na to co noszę. Chciałabym Wam dziś pokazać co nosiłam w minionym roku ( używając mojego autorskiego hasztagu #chodzeciaglewtymsamym) oraz podzielić się z Wami refleksjami na temat tego, jak szafarstwo niszczy własny styl.
Jeśli podzielacie moje poglądy, będę zachwycona, jeśli zaczniecie używać hasztagu #Chodzeciaglewtymsamym, jako wyraz myśli slow fashion i racjonalnego konsumpcjonizmu.
Mój Instagram świetnie rejestruje codzienność, bez nadęcia, zbędnych stylizacja, dokładnie to co nosze, co używam i co jest ZDATNE DO CODZIENNEGO UZYTUTKU, a z tym to wcale nie tak łatwo, gdy mówimy o blogowych stylizacjach.
Mój styl w pigułce.
Tak naprawdę podsumowanie dało by się zamknąć w kilku słowach kluczowych dla tego co zakładam: całoroczne skórzane botki, kwieciste sukienki, ramoneski, katany, wzorzyste husty i rozjuszone włosy. Ale do tego kiedyś jeszcze wrócę pod hasłem, bez czego nie wyobrażam sobie szafy. Tym czasem zapraszam na krótki przegląd co w szafie piszczy i moich modowych zasad.
Jak szafarski blog zatrzymał mój rozwój stylu?
Paradoks w prowadzeniu bloga szafarskiego i kreowaniu własnego stylu, polega na tym, że wybieramy rzeczy, które świetnie da się sfotografować, pasują do siebie, dobrze wyglądają wpisują się, w trendy, ale często ni jak mają się do tego co lubimy nosić, o komforcie noszenia nie wspominając. Piękne szpilki, które pokazywałam Wam na blogu, były świetne i naprawdę uwielbiałam NA NIE PATRZEĆ, ale za cholerę, nie dałam rady przechodzić w nich kilku godzin, a w tych, w których dałam rade, na koniec dnia nienawidziłam siebie i całego świata.
Styl oddaje osobowość. Osobowość zaklęta w stylu.
Nosząc te szpile, zawsze czuję dziwny dystans miedzy mną a resztą świata. Nagle jestem ważna, poważna, zdystansowana i wyzuta z uczuć. Nie lubię tego. Lubię moją prace bo nie zmusza mnie do żadnego dress codu. Przypuszczam, że dzień w którym narzucono by mi bankowy-korporacyjny dress code, zakładający smart casual, rajstopy, spódnice ołówkowe i koszule w kant, byłby ostatnim w tej firmie. Niezwykle cenie sobie ten luz i fakt, że tylko na spotkanie z klientem, powinnam przebrać spodnie z dziurami na kolanach, (ale botki nadal mogą zostać). Dzięki temu wszyscy czują się swobodnie pozostajemy na Ty, a klienci (wielkich firm) przyjmują mnie w szarych t-shirtach i jeansach.
Sylwetka kontra ubrania
Warto poznać zasady dotyczące maskowania swoich mankamentów i akcentowania atutów. Nawet szczupła osoba może wyglądać niezgrabnie jeśli założy cos nie wskazanego dla jej sylwetki. Lubię moje ubrania, dlatego, że dobrze się w nich czuje i nawet z nadwagą wyglądałam w nich przyzwoicie.
Buty to świętość.
Odkąd jestem uczciwa wobec siebie, jest mi dużo łatwiej podejmować zakupowe decyzje. Jestem aktywną osoba, która biega, spaceruje, przemieszcza się i buty w moim wykonaniu służą naprawdę do chodzenia. Zasada nadrzędna głosi więc – żadnych butów, w których nie dałoby się chodzić. Nie uświadczysz więc u mnie nic wyższego niż 6 cm, chyba, że posiada platformę. Żadnych ciasnych szpiców, klapek zsuwających się z nóg i przyciasnych zamków.
Jeśli coś jest piękne ale niewygodne to i tak tego nie założę.
To zasada bardzo prosta, po kilku tygodniach zerkania na cos pięknego na stronie Zary lub Mango Online, idę na misje konfrontacji moich wyobrażeń (pięknej siebie w tym pięknym cudzie :P) i okazuje się, że jestem w tym wspaniałą poczwarą, a cud jest cudownie niewygodny, drapie, ściska, bądź zakładanie go to łamigłówka co nie lada. Szybki rachunek sumienia, każe mi przypomnieć sobie takie historie z przeszłości i ostatecznie rezygnuje z onlinowej miłości i odchodzę z niczym.
Nie szufladkuj się,
To co na siebie narzucam można by określić mianem mixu Indiana Johanes z boho księżniczką, która co jakiś czas zderzy się z paryską prostotą. Nie znaczy to jednak, że nie zdarza mi się zakładać innych rzeczy, nie wywieram na siebie presji, by konsekwentnie trzymać się kanonu, który sobie obrałam. To jak wyglądam jest sumą pojedynczych wyborów, każdą z tych rzeczy zwyczajnie chciałam mieć. Nie zamykam się na inspiracje z miejsc, które odwiedzam. Lubię dodatki przywiezione z różnych bazarków, uważam, że to ożywia strój i nadaje mu spersonalizowany charakter.
Konsekwentny dobór kolorów
Jedna zasada, której trzymam się od lat, zakłada kupowanie, rzeczy w określonej tonacji kolorystycznej. Nie jaskrawych, nie zbyt intensywnych, nieco wygaszonych, związanych z odcieniami ziemi. Kolorami, które królują w mojej szafie jest od lat zgniła zieleń, bordo, odcienie rudości, ( z ciepłym zółtym), standardowo czarny, biały i grantowy. Ta zasada, pozwala łączyć wszystkie rzeczy z sobą.
Ignoruj trendy.
Wybierając, rzeczy teraz najmodniejsze, szybko poczujesz znudzenie. Im częściej zobaczysz te trendy na ulicy, tym bardziej staną się one opatrzone. Proponuje wybierać rzeczy proste. Tym sposobem od 5 lat chodzę w tych samych czarnych cygaretkach i wybieram ciągle podobne rzeczy o prostym fasonie.
Dobre Materiały. Niemnąca Żorżeta.
Nienawidzę prasować! I niestety nie zapowiada się na zmiany, udało mi się jednak obejść ten pomiot szatana kilkoma sposobami. Przede wszystkich, wszystko po wypraniu strzepuje i wieszam równiutko, eliminując niechcianą czynność. Kupuje rzeczy z żorżety, to mój sposób na to, żeby nie prasować, wyglądać bardziej elegancko nawet w rzeczach w kwiaty. Koszule, sukienki po wypraniu strzepnięte nie wymagają nawet patrzeć w kierunku żelazka 🙂 Co ważne długa podróż w walizce nie czyni z nich szmat podłogowych.
Skóra.
Łatwym sposobem na to, by wyglądać zawsze z klasa, jest dobra skórzana torebka i skórzane buty, uważam, że ciężko jest znaleźć skóropodobną torebkę, która wyglądałaby przyzwoicie. W tym punkcie uznaje tez zasadę mniej znaczy więcej, osobiście mam 3 torebki, z czego 3-ciej dorobiłam się pod koniec roku.
Brązowa pochodzi z lumpeksu, jest skorzana poręczna i pasuje do miliona stylizacji, Moja elegancka-bojowa sabrina pilewicz, która dodaje szyku, ale równie dobrze wygląda na syberyjskich stepach oraz boho torba przywieziona z Meksyku, która idealnie mieści laptopa i cały wszechświat.
Podsumowując
Podczas mojego modowego milczenia, udało mi się wypracować styl, w którym czuje się przede wszystkim komfortowo, konsekwentnie zakładałam tylko te ubrania, które uwielbiam, w których jest mi wygodnie a ja czuje się szczęśliwa i atrakcyjna.
Jestem szalenie ciekawa, jakie zasady panują w Waszej szafie? Macie jakiś własny dekalog modowy?
Ps. Mimo, że zapierałam się rekami i nogami przed „szafiarstwem” chce mi się od czasu do czasu napisać o modzie, a raczej o codziennych wyborach i poszukiwaniach coraz lepszej jakosci.
pozdrawiam ciepło
Jess
This post has already been read 5442 times!