Zabiorę Was dziś do Słowenii, w maleńkim kraju, w niewielkiej stolicy ( Lublanie), jest pewne szczególne miejsce: Metelkova. Jeśli mam być szczera to wymyśliłam ten cały wypad do Słowenii, tylko po to by się przekonać jaka ona naprawdę jest ? Czy to rzeczywiście drugi Berlin?
O czym mowa? To alternatywne miejsce nie wymieniane w tradycyjnych przewodnikach.
Nudzą mnie standardy, miejsca must see i tym podobne zestawienia. Lubię autentyzm i dlatego największą moją pasją jest poszukiwanie alternatywnych, mniej znanych miejsc. Im bardziej udziwnione, niestandardowe tym lepiej. Metelkova to właśnie taka perełka, przede wszystkim wspaniałe miejsce, dla wszystkich pasjonatów Street artu. Stojąc tam w otoczeniu niemalże wszystkich rodzajów sztuki ulicznej, czułam się jak mała dziewczynka w Luna Parku. Nie sposób było mnie oderwać od ścian pokrytych żywą SZTUKĄ!
Zacznijmy jednak od początku. Czym właściwie jest Metelkowa?
Wyobraźmy sobie miasto, słodkie, z wybrukowanymi uliczkami, pastelowymi kolorami i architekturą skłaniająca nas do refleksji na temat cesarstwa Austro-Wegierskiego i tłumami powoli spacerujących turystów. Metelkova jest dokładnym zaprzeczeniem tego wszystkiego, chociaż znajduje się zaledwie kilkanaście minut drogi od słodkiego centrum stolicy. Gdy oddalimy się o tego co znane i bezpieczne trafimy do dzielnicy, która na pierwszy rzut oka może wzbudzać naszą niechęć i strach. Na terenie starej jednostki wojskowej w pustych barakach urządzono drugie, mniej oczywiste ale bardziej autentyczne kulturalne serce stolicy. Baraki pomalowane są we wszystkich kolorach tęczy. Nie będzie przesady, gdy powiem, że można tu z bliska obserwować niemal wszystkie rodzaje sztuki ulicznej od wlep, przez plakaty, szablony, murale, graffiti a nawet rzeźby, ceramikę i wykorzystanie metali oraz złomu.
Historia Metelkovej
Metelkova Mesto, bo taka jest oficjalna nazwa, zajmuje ponad 12 500 metrów kwadratowych Jak to się stało, że tak spora przestrzeń trafiła w ręce młodych ludzi, którym zezwolono robić w tym miejscu co żywnie im się zapragnie? Obszar ten do 1993 roku stanowił teren bazy jugosłowiańskich wojsk. Po upadku Jugosławii stracił racje bytu. Grupy artystów oraz niezrzeszeni twórcy zaczęli organizować w opuszczonej przestrzeni przedstawienia, wystawy, koncerty mające na celu promocje sztuki niszowej i alternatywnej muzyki. Miasto początku wspierało te inicjatywy, jednak po pewnym czasie, zaczęto bez uzgodnienia ze wspólnotą artystów wyburzać wolno stojące budynki. Władze chciały wykorzystać te tereny, wyburzyć baraki i sprzedać pod inwestycje W nocy z 9 na 10 września 1993 roku młodzi ludzie z artystycznego środowiska postanowili zając cześć Metelkovej i nie odpuszczać nawet po odcięciu wody oraz elektryczności przez władze miejskie. Ten burzliwy początek zaowocował w ponad 200 wydarzeń kulturalnych, koncertów oraz wystaw w ramach cyklu 1001 nocy na Metelkovej. Do dziś sytuacja Metelkovej nie jest w pełni klarowna, status tego miejsca obecnie jest nieco lepszy, miasto dotuje z różnych źródeł działania twórcze, które się tu odbywają, nie daje to jednak stuprocentowego bezpieczeństwa temu miejscu. Myślę, że najlepiej status Metelkovej podsumuje parafraza z Guardianu: Metelkova utrzymuje znakomity balans: nielegalnie zajeta cżęść miasta, będąca stolicą kultury, jednocześnie autonomiczna ale nie anarchistyczna liberalna ale nie bezprawna. Dodam tylko, że wbrew ogólnej opinii nie jest w klasycznym tego słowa znaczeniu squatem. Co czeka to miejsca? Ciezko powiedzieć
Osobiste wrażenia
Mam mieszane odczucia po wizycie w Metelkovej. Mimo, że naczytałam się wiele o Metelkowej i bardzo chciałam ją zobaczyć, a po zarzucie –„Berlin to przeżytek, ruszajmy do Metelkovej” prawie oszalałam, że jest jakieś miejsce w Europie dające się porównać do Alternatywnego Berlina a ja w nim jeszcze nie byłam. Więc z wypiekami na twarzy, gnałam do tych kolorowych baraków i co? Cieszę się, że tu przyjechałam jest to faktycznie ciekawa dobra alternatywa dla słodkiej ( za słodkiej) Lublany, ale zbyt małe i zbyt skromne by przyjeżdżać tutaj tylko dla niego, poczciwy Berlin pozostaje Berlinem, do którego trzeba ciągle wracać! To wbrew pozorom niewielka przestrzeń, która epatuje sztuką uliczną i jest ciekawym stadium to badań street artu, jednak nie wystarczającym by przyjechać tu tylko z jego powodu. Całe szczęście, że podczas tych kilku dni zobaczyliśmy tez masę innych miejsc, m in Piran ( o którym pisałam ostatnio)
W okresie sylwestrowym, było tu dość pusto, liczyłam na zabawę sylwestrowa w murach tego „nie-squotu” jednak wiało pustkami. Nie udało mi się wiec zaznać owianego sławą życia nocnego tego miejsca. Być może pora roku była niesprzyjająca?
Nie mniej jednak nie żałuje i Metlkovą wspominam bardzo ciepło.
Pozdrawiam ciepło
Jess
This post has already been read 5789 times!