Refleksja na temat życia w cieniu wielkich zabytków
Podczas wizyty moich kuzynów, pierwszy raz miałam okazje pełnić tutaj rolę rezydenta, oprowadzają swoich gości po kluczowych zabytkach miasta. Zastanawiałam się zawsze co tubylcy/ mieszkańcy danego miasta myślą o swoich perełkach architektonicznych? Czy Paryżanie często przesiadują pod wieżą Eiffela, Rzymianie pod Koloseum a Londyńczycy w okolicy parlamentu? Jaki jest ich stosunek do obiektów, które przyciągają turystów z drugiej części globu?
Już wiem. Nie byłam świadoma tego jaka jest prawda, a może raczej jako turystka zachwycona obiektami w danym miejscu nie chciałam dopuścić do siebie tej refleksji… Otóż obecnie absolutnie zbrzydł mi londyński parlament, Big Ben oraz Backingam Palace. Myśl o kolejnej wyprawie pod te obiekty przyprawia mnie o mdłość. Chociaż w Londynie spędzam każdy weekend, zabytki te widziałam do tej pory tylko raz podczas mojej pierwszej turystycznej wizyty w tym mieście, w kwietniu zeszłego roku. Od tamtej pory nie bardzo miewam okazje przechodzić pod Big Benem, widuje go czasem z daleka i ta bezpieczna odległość mi wystarczy. Jestem nim jednak poważnie znudzona. Absolutnie uodporniłam się na jego piękno, a w mieście tym szukam raczej mniej oczywistych atrakcji. Myślę, że to przypadłość wszystkich, którzy żyją w cieniu wielkich zabytków, które z czasem tak powszednieją, że albo przestają być zauważalne, albo drażnią na każdym kroku. Chociaż nie dzieje się tak z wszystkimi obiektami.
Alternatywna trasa, która ciągle mnie zachwyca
Zupełnie inny stosunek mam do nowoczesnych atrakcji tego miasta. Są też i takie miejsca, które mimo ogromnej popularności i weekendowego przeludnienia darze obecnie ogromna miłością. Właściwie z uporem maniaka, odwiedzam Tate Modern, spaceruje po moście Milenium, zachwycam się eklektyzmem architektonicznym tego miejsca i z rozmarzeniem wpatruje się w zmącone wody Tamizy, później klucząc uliczkami Bank side w stronę Tower Bridge.
Ta trasa to zdecydowanie ukochana trasa moich zimowych, weekendowych spacerów. Tym razem, miałam towarzysza, było wiec ( jak to zazwyczaj z Krzyśkiem jest) na przemian wesoło i refleksyjnie. Na przemian więc dyskutowaliśmy o sztuce, literaturze, przemianach społecznych i wspominaliśmy głupkowate wybryki z dzieciństwa:D. Wieczór ten bez wątpienia wrzucam do kategorii jednych z najprzyjemniejszych w tym mieście!
Koniecznie polecam taki spacer szczególnie przy zachodzie słońca, by zobaczyć jak słońce odbija się w szklanych wieżowcach, a później móc podziwiać rozświetlone setkami lampek nowoczesne city, które przegląda się w tafli Tamizy.
Jestem ciekawa jakie jest Wasze zdanie? Może żyjecie nieopodal słynnych zabytków, jeśli tak jaki macie do nich stosunek? Czy potraficie się jeszcze nimi zachwycać?
This post has already been read 2821 times!