Wszystkiego dobrego w Święta! Jakkolwiek je spędzacie! Ja uważam, że każda okazja do świętowania jest dobra;) a każdy powinien robić to co sprawia mu przyjemność. Ja chciałabym opowiedzieć Wam o moich czterech latach genialnych świat, z własną tradycja.
Od czterech lat, odkąd przewróciłam swoje życie do góry nogami i postanowiłam, że teraz ja dyktuje warunki i żyję tak jak mi się podoba, nie zważając na utarte zwyczaje i tradycje, święta Wielkiejnocy traktuje jak najlepsza okazję by oderwać się od codzienności. Nie mieliśmy w domu jakiś szczególnych Wielkanocnych tradycji, nie mam więc zbyt wielu pozytywnych wspomnień z tych świat, raczej był to bardzo nudny czas, siedzenie przy stole, prześciganie się w zawodach kto zje więcej babki i mazurka i tym podobne szaleństwa. Cztery lata temu, gdy zakończyłam relacje z ówczesnym mężem (w wielki piątek) następnego dnia, zamiast pędzić z koszykiem do Kościoła, szusowałam po stoku, z moja Mamą.
Odkryłam wówczas, że moment, w którym robimy to na co mamy ochotę, a nie podążamy za wizją otoczenia i jego oczekiwaniami i jednocześnie nie mamy najmniejszych wyrzutów sumienia, że tak się dzieje, jest najwspanialszym uczuciem. To krystaliczna, piękna wolność! Tak dobrze było mi z tym, że jestem tu gdzie jestem i nie muszę podążać za tradycją której nie czuje i nie lubię, że postanowiłam uczynić z tego moja własna tradycję. Tym sposobem od czterech lat, w Wielkanoc jestem gdzieś w miłym miejscu, daleko od domu, daleko od stołu, umilając sobie czas i ciesząc się życiem. Za każdym razem, te kilka świątecznych dni jest wyjątkowe i daje dużego energetycznego kopa! Zapraszam Was na skrócona relacje z ostatnich czterech Wielkanocy. Pozdrawiam Was z Berlina, gdzie dziś chilluje w moich najukochańszych alternatywnych zakamarkach!
Święta w Oslo
Wspomnienia ze słonecznego Oslo, są jednymi z tych do których wracam regularnie. Karolina, moja Londyńska przyjaciółka, towarzyszka wielu szalonych wypraw, rozbawiała mnie do łez. Zatrzymałyśmy się u Grzegorza, mojego dobrego znajomego ze studiów, wybitnego badacza Norweskich i Islandzkich kultur ( kibicuje mu od wielu lat!). to tylko dzięki niemu nie zbankrutowałyśmy, spiąć w jego pokoju w akademiku i gotując w studenckiej kuchni. Cztery dni intensywnego zwiedzania przeplatane z błogim lenistwem! Coś wspaniałego! 18 stopni Celsjusza, w Oslo! I wylegiwanie się na pomoście w pięknym słońcu, do Londynu wróciłyśmy opalone! Nie zabrakło tez szaleństw, jak wspięcie się na skocznie narciarską Hollmenkollen czy przygotowywanie świątecznego śniadania z polskich produktów, kupionych w polskim sklepie w Anglii, przemyconych na norweska ławę wprost do Akademiku Grzegorza.
więcej znajdziecie w relacjach z Oslo tu: Oslo 1, Oslo 2, Oslo 3, Oslo 4, Oslo 5, Oslo 6,
Szkocka wyprawa
Szkocja, była marzeniem nas wszystkich. Trasa Harrego Pottera była na mojej liście marzeń od pierwszego zobaczenia Potterowskiej Ekranizacji. Przejechanie trasy, którą jechał Hogward Express wydawało mi się czymś bajkowym, niemal nie możliwym do zrealizowania. A jednak okazało się wykonalne. Zaplanowaliśmy trasę i w 10 dni objechaliśmy kawałek Anglii i Szkocje. Do tej pory nie pojawiła sie z tej podróży, żadna relacja. Będę musiała to kiedyś nadrobić. Podróz ta była dla mnie osobiście bardzo ważna, odwiedziłam bowiem, wiele miejsc z mojej listy podróżniczych marzeń, które symbolicznie znaczą dla mnie tyle, że ciągle nie umiem znaleźć wystarczająco dobrych słow by opisać te wizyty… Dom Jane Austen w Bath, Dom Sióstr Bronte w Haworth, Dom Pan Darcy w Derbyshire, a także trase Pottersowską. Oprócz tych podróży do alternatywnych światów nie zabrakło wizyt na starych londyńskich ukochanych szlakach. Zawitalismy do Isle of Skye, czy tez szkockich bajecznych jeziorach, szukalismy potwora z Loch Ness oraz jednego trzeźwego człowieka w wieczornym Glasgow i innych zjaw, przemierzając Itinerary, Inverness, Obam i inne słodkie szkockie miasteczka. Świąteczne śniadanie, zjedliśmy goszczeni jak królowie, w pensjonacie u Szkockiej gospodyni. Było uroczo, towarzyszyli mi moi kochani Marta, Karolą, Jarol oraz Ania.
w temacie: Londyn nieemigracyjny, Chora na Anglię
Ryga, Talinn i Jarmula.
W zeszłym roku, razem z Fahadem pojechaliśmy do krajów nadbałtycki. Mimo, że zarzekałam się, ( po mojej pierwszej wizycie w 2013 roku) w Kownie, że więcej do tego okropnego miasta nie wrócę, przypadkiem, trzeci raz miałam okazje tam trafić.. Nigdy nie mów nigdy. W planie mieliśmy Rygę, Jarmule, Talinn, oraz estońskie plaże. Ostatni dzień spędziliśmy spacerując po Rydze, która jest moją ulubioną stolicą krajów nadbałtyckich. Spacerowaliśmy po starym mieście, podziwialiśmy secesję oraz załapaliśmy się na koncert irlandzkiej muzyki w stylizowanym na średniowieczną karczma pubie! Niedzielne śniadanie jadłam sama, zagryzając słodką bułkę i popijając kawa z automatu, gdy Fahad spał obok mnie na pufach na dworcu głównym w Talinnie. Lubie ten dworzec. Przypomniało mi się od razu, jak 3 lata wcześniej, wracałam sama z naszej nadbałtyckiej objazdówki, i na tych samych fotelach pisałam posta relacjonując jak było (link). Podekscytowana, pierwszą tak długa podróżą na wschód. Prawdziwe świętowanie miało miejsce, w mojej ukochanej naleśnikarni, do której wysyłam wszystkich znajomych i która inspirowała mnie do tego by próbować wszystkich wariantów ryby z naleśnikami. Po raz kolejny skusiłam się na łososia z serkiem wiejskim! Ach! Chyba przygotuje dla Was przepis!
Naleśniki po estońsku – przepis
Berlin
W tym roku, ( ponieważ od 4 miesięcy nie byłam w Berlinie!!!) i bardzo tęsknie postanowiliśmy odwiedzić naszego hiszpańskiego, szalonego znajomegon Frana z którym Fahad będzie szalał po mieście w czasie, gdy ja, będę odwiedzać miejsca z mojej alternatywnej listy.
Warto mieć własne tradycje:)
Raz jeszcze wszystkiego dobrego!
Wypoczywajcie;)
This post has already been read 5468 times!