PODRÓŻE

12 rzeczy, które zaskoczyły mnie w Kambodży

10 maja 2018

Zapraszam Was na pierwszą odsłonę zapisków z podróży, na pierwszy ogień Kambodża, a właściwie Sieam Reap,  jedno z większych zaskoczeń tego wyjazdu. To straszne, ale przyjechałam tu jak głupi biały człowiek z głową pełną podrasowanych opowieści, dającymi mimo woli specyficzny obraz Azji. Po to właśnie się podróżuje, żeby rewidować swoje wyobrażenia usnute na czyiś opowieściach. W Siem Reap zostałam zszokowana wielokrotnie, jeśli chcecie wiedzieć co tak bardzo mnie zaskoczyło, rzućcie okiem na poniższą listę. Przedstawiam moją listę zaskoczeń.

1.Nowoczesne piękne lotnisko w Sieam Reap.

Lotnisko jest po prostu śliczne! Otoczone dokoła egzotyczną zielenią, z wielkimi oknami o kształcie bardziej przypominającym świątynię niż lotnisko, jest naprawdę miłym zaskoczeniem. Mimo niewielkich rozmiarów wszystko przemyślane tu zostało skrupulatnie i z gustem. Wielki plus!

2. Wiza wjazdową do Kambodży i korupcja.

Wizja do Kambodży to niby łatwa sprawa, uzupełniasz jeszcze w samolocie trzy papierki, dajesz im swoje zdjęcie i płacisz 30 dolarów. Później obserwujesz cyrk w postaci 6 urzędników, którzy świetnie się bawią ządając głupie pytania, pokpiwując z turystów i rzucając do siebie paszportami  ( autentyk). Każdy z urzędników ma jakieś błahe zadanie, koniec końców chodzi o sztuczne zapewnianie miejsc pracy. Jeden zadaje pytania i sprawdza czy masz wszystkie dokumenty, drugi przegląda te dokumenty, trzeci przepisuje je do ich systemu czwarty do wizy, piąty? Nie mam pojęcia chyba tylko przesuwa po blacie do ostatniego, który jak na bazarze pokazuje do góry sexy paszportowe zdjęcie i przekręca imiona wykrzykując je na głos. Przed nim zbiera się w nieładzie tłum wypatrujących swojego dokumentu.
Szerzej o samej wizie, koniecznych formalnościach i tym  czym trzeba pamietać. w kolejnym poście.

3. Wifi i smartfony

Wifi jest wszedzie, a Internet jest naprawdę dobry. Większość restauracji, barów i pubów ma Free wifi, a kierowcy tuk-tukow w czasie oczekiwania na klientów leżą w hamakach i serfują po necie na swoich smarfonach. To taki fajny miks lokalnych smaczków  z nowoczesnością.

4. Angielski.

W Tajlandii wcale nie było tak łatwo dogadać się po angielsku, tu nawet sterownik z pływających wiosek mówił co nieco po angielsku. Większość napotkanych ludzi, mówi komunikatywie, a akcent jest nieco łatwiejszy niż tajski.

5. Dolary.

Kambodzańska waluta praktycznie jest nie potrzebna, służy jako drobniaki wydawane zamiast centów. Przelicznik jest super dziwny i mało logiczny : 4000  – to 1 dolar.
Z jednej strony to łatwiejsze niż uczenie się nowej waluty, z drugiej to jednak o wiele bardziej obciąża kieszeń.

6. Kuchnia khmerska

Przygotowywałam się na najgorsze, a okazało się naprawdę smacznie. Masa zup rybnych i słodko kwaśnych oraz prostych dań bazujących na smażonym ryżu i makaronie z warzywami i jajkiem.  Kombinacje na bazie ryb, wołowiny, kurczaka a nawet żab!
Więcej na temat kuchni khmerów w osobnym poście z listą konkretnych potraw do spróbowania.
 

7. Ściąganie budów i czystość.

Sieam Reap i okolica jest naprawdę czysta, kobiety jak i mężczyźni ciągle zamiatają ulicę i okolice swoich straganów, wieczorem polewają wodą. Nie widziałam tu żadnych śmieci na ulicy! Zaskakujące było dla mnie, że świętością absolutną jest ściąganie butów wszędzie! Nawet by wejść na recepcję hostelu trzeba zostawić swoje buty na zewnątrz budynku.  Również sprzedawcy zostawiają swoje buty przed wejściem do swoich sklepików!

8. Tuktuki i jazda pod prąd.

W Bangkoku też jeździliśmy tuktukami, ale dopiero tutaj sprawiało nam to taką frajdę. Kambodżańskie tuktuki to właściwie małe powozy, wyścielane skórą z przestrzenią na nogi i możliwością podziwiania wszystkiego z boku, zaprzężone w motocykl. W Tajlandii są to zaś małe samochodziki z paką w których ciężko się zmieścić i cokolwiek zobaczyć. Jazda tuktukami po SiemReap to przyjemność sama w sobie, o czym pisałam więcej w poście o pływających wioskach (link)
 

9.Stacja paliw.

Większość osób w Kambodży jeździ motorami, zapewne z powodu komfortu, tłoku na ulicy i taniości. Takie motorki oraz tuktuki tankuje się na prowizorycznych stacjach benzynowych połączonych ze straganami. Początkowo nie mieliśmy pojecia co za płyn znajduje sie w tych wielgachmych butlach po ekskluzywnych alkoholach. ( bacardi czy red lebel).

10. Świątynie Angoru.

Wiedziałam, że są wielkie, ale nie byłam w stanie wyobrazić sobie, że są aż tak ogromne! I zajmują takie przestrzenie!!! To bez wątpienia cud świata. Jednocześnie jednak mimo wszystkich zachwytów, muszę dodać (zaznaczam to tylko moja opinia) że jeden dzień jest w zupełności wystarczający. Po kilku godzinach chodzenia ( od 5:30 do 15!), świątynię zaczynają nam się mieszać a zmęczenie bierze nad nami górę. Warto skupić się na tych, które są dla nas najważniejsze. To trochę tak jakby w dwa dni chcieć zobaczyć wszystkie zamki piastowskie na szlaku orlich gniazd i każdym jednym ekscytować się tak samo, tym bardziej gdy zaczyna się od największej perełki. Szczegółowo o tym co i jak najlepiej zobaczyć w Angorze wkrótce w długim poście
 

11.Ludzie.

To raczej nie zaskoczenie, a potwierdzenie moich oczekiwań. Ludzie są mili, otwarci, chętni do rozmowy. Może byliśmy w dobrym miejscu o dobrej porze, ale nam w Kambodży ( za wyjątkiem łapówki na lotnisku) nic dziwnego się nie przytrafiło. W Sieam Reap czułam się naprawdę bezpiecznie o innych miejscach nie mogę się wypowiadać.

12. Knajpy, bary, roof topy i życie nocne

To największe zaskoczenie! Tego w takiej postaci kompletnie się nie spodziewalam.
Sieam Reap jest przygotowane na najazd turystow a Pub Street rozgrzewa lepiej niż Kaohad St. Road w Bangkoku. Uwielbiam takie tętniące życiem miejsca i mimo, że raczej nic nie pije niesamowicie kręci mnie chodzenie po pięknych pubach, przesiadywanie na tarasach i obserwowanie ludzi. Night Market oraz Pub Street- działają codziennie i mogą się poszczycić wielopiętrowymi klubami z najróżniejszymi gatunkami muzyki. Muzyką na żywo oraz tarasami na dachu! Najbardziej przypadł mi do gustu Tample Bar z nowoczesnym wystrojem industrialnym nawiązującym w ciekawy sposób do tytułowej świątyni! Z trzema poziomami, na każdym inny dj z innym gatunkiem muzyki. A na dachu genialny taras, z wielkimi poduchami do leżenia ( darmowym wifi!) Pięknym widokiem na całą Pub Street i świetną muzyką na żywo. O matko Ci ludzie potrafili zaśpiewać nawet Michaela Jacksona! Gdyby ten Sieam Reap był trochę bliżej chętnie bym wpadała na weekendowe szaleństwo;) przykro było opuszczać to miejsce.

Byliście w Kambodzy? Jeśli tak dajcie znać co Was zaskoczyło? A może zaskoczył Was, któryś z moich punktow?
Pozdrawiam ciepło
Jess

This post has already been read 2205 times!

You Might Also Like