Przed wyjazdem na Kubę trochę czytałam, co prawda mniej niż zawsze, bowiem kierunek ciężkości moich zainteresowań oscyluje powyżej 58 równoleżnika 🙂 ewentualnie za naszą wschodnią granicą. Pomijając więc moją wiedzę związaną z kierunkowy wykształceniem (historia i historia sztuki) lista lektur przed podróżą zamknęła się w dwóch pozycjach: przewodniku po Kubie z Bezdrozy oraz książce :Królowa Karaibów i sporej liście blogów oraz aktualnych wpisów. Wiedziałem więc, że będzie ciepło, bezpiecznie i przyjacielsko, po ulicach będą krążyły stare automobile, mamy tu dwie waluty, a jedzenie jest średnie. Mimo wszystko Kuba mnie zaskoczyła. Wszystko o czym czytałam i wiedziałam wcześniej, było tu bardziej wyraziste i mocniejsze niż mógłam się spodziewać. Co zapadło mi w pamięci najbardziej? Przed Wami 14 refleksji.
Piękne zadbane Kubanki
Widziałam na filmach i zdjęciach, piękne Kubanki w kolorowych strojach, wiedziałem więc, że to kraj pięknych ludzi. Ale poziom elegancji, szyku, dbałości o swój wygląd w taki wyważony, wcale nie tandety sposób, niesamowicie mnie zaskoczył. Złota biżuteria, perły, manikire, pedicure, pięknie upiete włosy, kolorowe suknie, ozdobne klapki i zawsze piękny staranny makijaż. Z niesamowitą przyjemnością przyglądał się tym kobietom. Myśląc o mojej zawsze eleganckiej Babci i przyglądając się z pewnym zdziwieniem, jak bardzo moje obtargane szerokie spodnie odostają od tego co reprezentują sobą tu kobiety. Kubanki mają piękne kobiece sylwetki, które podkeslają obcislymi jeansami I sukienkami, nie żadko szortami. Co zwróciło moją uwagę to starannie wydepilowane ciała naoliwione, aż błyszczą. Nawet jeśli starsze panie chodzą w leginsach i tu i ówdzie widać jakieś waleczki tłuszczu, mają zadbane włosy, paznokcie i zrobione makijaże. Przez cały czas nie zobaczyłam tutaj jednej kobiety bez makijażu.
Uprzejmość i otwartość Kubanczykow.
Wszyscy o tym mówią, ale trzeba tu przyjechać by się przekonać, jak bardzo jest to prawdziwe. Poprostu są mili, uprzejmi, a w tej grzecznosci wcale nie nachalni. Gdy pytasz o drogę, autobus, sklep, bankomat nawet jeśli nie mówisz po hiszpańsku zrobią wszystko by się z Tobą dogadać i Ci pomóc. Czasem poprowadzą. Łatwo zawrzeć z nimi znajomość, w autobusie, na przystanku w sklepie, wystarczy kilka chwil i już rozmowa się toczy. Oczywiście naganiacze na taksówki czy restauracje w starej części Hawany tak jak wszędzie bywają irytujący.
Maczyzm w wykonaniu Kubanczyków
Mężczyźni na południu, zawsze bardziej dosadnie reagują na kobiety, bez względu na ich urodę. Poprostu reagują, jeśli jednak kolor włosów i skóry jest jaśniejszy tym reakcja glosniejsza. Hasła na które w Warszawie słyszalne na ulicy, obrocilabym się i popatrzyła z pogardą lub odlfuknęła jegomoscia haslem: dobrze się czujesz? Zatrzymałeś się w latach 90 ze swoimi hasłami. Tu pomija się milczeniem, ewentualnie odpowiadając Ola (cześć). Co wołają Kubańczycy? Nic szczególnego, cmokaja, wykrzykuje Beutyfull lub Ola Beutyfull i tyle. I tutaj bez względu na to, czy są sami, czy z dziewczyną (to najdziwniejsze, ale zdarzyło mi się kilka razy) czy oczywiście w grupie. Nic to nie oznacza, jest tylko przejawem kultury, w której się wychowali. Ten sam facet cmokajacy na ulicy, gdy powiesz mu, że chcesz taksówkę zmieni się w profesjonalnego biznesmena i nie będzie już prawił zadnych zbur. Te zaczepki więc w żaden sposób nie wpływają na poczucie bezpieczeństwa na Kubie.
Stare samochody
Wszyscy kojarzymy, zdjęcia Hawany z przepięknymi kolorowymi samochodami. Przed wyjazdem tu myślałam, że jest ich może z kilkadziesiąt i poprostu pojawiają się na zdjęciach jako dodatkowa atrakcją bardziej niż stały element krajobrazu. Zaskoczyło mnie, że są wszędzie, faktycznie cały czas w użyciu. Chociaż obawiam się, że niedługo mogą zniknąć z ulic Hawany, przynajmniej w takiej ilości jak obecna.
Atomobile to nie chwyt marketingowy na turystów (chociaż dzisiaj poniekąd tak jest) są one wypadkową złożonej historii i relacji Kubansko Amerykańskich. Samochody na początku XX wieku (w latach 30-50) zostały sprowadzone tu z Ameryki,w czasach wpływów Amerykanskich, gdy Fidel Castro przejął władze zakazal importu towarów z Ameryki. Ponieważ przemysł samochodowy nie istniał na Kubie, jedynymi samochodami jakie były w obiegu były amerykańskie auta takie jak: fordy, cheavrolety, playmothy. Później w czasach zbliżenia ze Związkiem Radzieckim zaczęto eksportować na Kubę zdobycze motoryzacji bloku wschodniego, dlatego nie trudno znaleźć tu wariacje Łady, starego Fiata a także malucha Fiata 126p! Ten ostatni jest tu szalenie popularny. Niezwykle często można spotkać te mobile z otwartymi maskami pod którymi nurkują ich właściciele.
Kubańczycy doszli do mistrzowskiej wprawy w naprawianie samochodów, które z pokolenia na pokolenie przekazywali sobie jak największy skarb.
Dziś najbardziej stylowe perełki, służą jako doskonale źródło zarobku dla Kubanczyków obwożąc turystów. Inne stanowią zwykle taksówki.
Miałam okazję przejachac się taką starą taksówką, na dłuższym odcinku, z Playa de Este do Hawany. Te około 20 kilometrów, które pokonaliśmy w mniej niż 30 minut myślę, że skrocilo moje życie o kilka lat. Ilość spalin jakie udało mi się przyjąć w ciągu pół godziny, przekroczyła wieloletnie wdychanie smogu w Warszawie. Na kilka godzin po tej jeździe odbijalo mi się spalinami 🙂
Niestety, mam wrażenie, że to zmierzch kolorowych amerykańskich automobile, które żrą paliwo na potęgę i puszczają spaliny wielkimi kłebami zamieniając Hawanie w prawdziwie okopcone miasto. Jeśli Kubański rząd będzie nadal zmierzał w stronę zachodu, prawdopodobnie zacznie się od zmiany na bardziej ekologiczne samochody. Niestety myślę, że taniej będzie sprowadzić inne modele niż wymienić bebechy w starchy perełkach.
Cygara, które są wszędzie ale nikt ich nie pali.
Cygara kubańskie po za granicami Kuby są drogie, na Kubie dla Kubanczykow również to spory wydatek. Dlatego podczas całego pobytu widziałam tylko dwa razy palących cygara Kubanczykow, jakiegos dziadka w mundrze, który wyglądał jak weterana wojennego, kuśtykającego przy drodze, oraz na plantacji cygar podczas degustacji. I tu kończy się lista. Johue oprowadzając nas po farmie, sam przyznał, że ciężko spotkać palących lokalsow bowiem stawki są dla nich zbyt wysokie. Najtańsze, najsłabsze cygaro kosztuje podobno 1 CUC, ja najtańsze znalazłam za 4 CUC od sztuki. Rodzajów smaków oraz mocy cygar jest wsumie 27 co też było dla mnie zaskoczeniem.
Bezpieczeństwo na Kubie
Każdy przed wyjazdem mówił mi, że to bezpieczny kraj. Gdy ktoś mnie pyta czy gdzieś jest bezpiecznie przeważnie odpowiadam, to zależy (bo zawsze zależy od tego o której i w jakiej dzielnicy, w jakim stanie i w jakim stroju masz zamiar gdzieś przebywać, a także jaki masz kolor skóry). Na Kubie faktycznie, mialam poczucie ogromnego komfortu bezpieczeństwa, ludzie są niezwykle uprzejmi, mili, pomocni, a całe wieki koegzystencji różnych ras i kultur na wyspie sprawiają, że nie ma tu rasizmu związanego z odcieniem skóry, a napewno odczuwanego dla turysty. Głębiej w socjologiczne podwaliny nie wchodziłam, pewnie są jakieś etniczne grupy Kubanczykow zwalczajace czy nie sympatyzujacr z innymi (w końcu to nie raj) ale to standard, w każdym kraju znajdziemy animozje lokalne. Ja opisuje to z perspektywy turysty, w pojedynkę podróżującej kobiety. Czułam się tu bezpiecznie. Podróżował busami z lokalsami, jeździłam sama taxowkami, oraz busem miedzymiastowym. Korzystałam z miejsc przeznaczonych dla Kubanczykow, ich tanie lokale, tanie kawiarnie, ich targ oraz dworzec. Tutaj też spodziewałam się, że to trochę na wyrost z tym bezpieczeństwem. A jednak, nie poczułam się tu niepewnie ani przez chwilę.
Czemu nie przytaczam tu kieszonkowca w autobusie jako człowieka który łypal na moje poczucie bezpieczeństwa chcąc mnie okraść? Po pierwsze, robił to nieudolnie i sam się wystaszyl, gdy tylko się zorientowałam i uciekł z autobusu. Po drugie nawet dopoludnia na Aleji Korfantego (głównym trakcie Katowic) wchodząc do autobusu mężczyzna wsadził mi rękę do torebki. W biały dzień w moim studenckim mieście. To świadczy o tym człowieku nie o całym kraju. Kieszonkowy są wszędzie.
Muzyka i wyczucie rytmu
Muzyka jest wszem obecna, podróżując busami miejskimi za każdym razem trafiłam na ludzi mających swoje własne głośniki i tańczących w rytm własnej muzyki. Inni pasażerowie nie tylko nie protestowali ale nawet śpiewali i coniektorzy ruszali się do rytmu. Tutaj nawet małe dzieci potrafią poruszać się do rytmu tak, że szczęka opada. Myślę, że nawet wieloletnie zajęcia salsy w Polsce nie przybliżą nas do poziomu tych szkrabów z genialnym wyczuciem rytmu. Pozostaje tylko siedzieć i przyglądać i przecierac oczy z niedowierzaniem.
Stara Hawana niczym sceneria filmów.
Każdy z nas naciął się nie raz, na zdjęcia w pinterescie, na instagramie czy w folderach agencji turystycznych. Hawana zawsze przedstawiana tak kolorowo, wydawała mi się niezłym przekrętem turystycznym, przypuszczałam, że jest tu kilka kolorowych ulic, które fotografowanie z różnych stron dają pozór ogromnej przestrzeni pełnej barw. Mylilam się, nawet pinterest się mylił. Hawana jest ogromna i wszędzie równie kolorowa i nierealna. Stara Hawana ciągnie się kolometrami uliczek, po których można chodzić cały dzien, ciągle skrecając w inne miejsce. Jest odrapana i brudna, a jednocześnie kolorowa i wesoła. Zupełnie autentyczna. Włos jezy mi się na głowie na myśl o odgornym pomyślę renowacji starej Hawany, który napewno odbierze jej autentyczność. Narazie jednak warto spieszyć się by zobaczyć, jej jeszcze ciągle stare i bardzo swojskie oblicze.
Jedzenie. Kubanska Kuchnia.
Słyszałam, że jedzenie nie jest najmocniejszą stroną Kuby. Spodziewałam się jednak, że to narzekanie nieco nadwyraz rozkapryszonych turystów z Europy. No cóż. Faktycznie nie przywiozłam z tej podróży zachwytów kulinarnych. Ale starałam się jak mogłam, spróbować wszystkiego co jedzą Kubańczycy i co jest sprzedawane w ich kioskach po wewnętrznej walucie. O tym co można zjeść na Kubie opowiem szeroko w kolejnym poście. Tymczasem muszę przyznać, że zupełnie nie rozumiem dlaczego w tym kraju prawie wcale nie ma warzyw?
Eklektyczna architektura Hawany
Hawana jest niezwykłym miejscem dla miłośników eklektyzmie. Na jej ulicach obok siebie spotkamy kolonialne budowle pamiętając XVI wieczne podbije, późniejsze osiągnięcia epoki kolonialne w postaci baroku i odmian historyzmu, ubarwione przepięknymi villami z okresu amerykańskich wpływów w klimacie secesji i bardziej klasycznej Modern. Na koniec zdobycze architektoniczne z czasów bliskich relacji ze blokiem wschodnim. Nie brakuje więc brutalizmu w budynkach użyteczności publicznej, post-modernizmu i zwyczajnych socialistycznych bloków. Nie byłam jeszcze w mieście, które na jednej ulicy oferowałoby tyle styli, pozwalało na bieg przez epoki bez opuszczania jednej uliczki. Dlatego tak ekscytujące dla mnie były tu spacery bez celu, szczególnie te po willowej kdzielnicy Vedado.
Życie które toczy się na ulicy
W wielu upalnych miastach życie wychodzi na ulicę, w Starej Hawanie wszystko dzieje się na ulicy! Cheblowanie mebli, obieranie owoców, haftowane, wszystko można zrobić siedząc na krześle przed wejściem do lokalu, domu, sklepu. Daje to niesamowite pole manewru dla ulicznych fotografów oraz miłośników wloczenia się bez celu po uliczkach, a także szansę na poznanie Kubanczykow.
Natura na Kubie
Kuba przed wyjazdem kojarzyła mi się głównie z kolorową architektura, salsą i miastami pełnymi barw. Nie myślałam o niej jako o zielonej wyspie. A tu wystarczy 20 minut drogi od dworca w Hawanie, by znaleźć się wśród fluorestwncyjnej bujnej roślinności. Bananowce, rosłe drzewa, monstrualne monstery. Niesamowitym zaskoczeniem i magiczną odskocznią była dla mnie wizyta w dolinie Vinales z wapiennymi Mogotami I zielonymi plantacjami.
Świat offline.
Kuba daje nam szansę pobyć offline, tutaj jeszcze ciągle życie toczy się w Realu. Wspomniane wcześniej ulice pełne ludzi. Dzieci bawiące się na zewnątrz. Ludzie rozmawiając z sobą. Kawiarnie pełne ludzi patrzacych na siebie. To świat, którego u nas już nie ma. Wielką radość sprawiło mi patrzenie na dzieci, które potrafią zająć się sobą. Oczywiście ludzie mają tu telefony i używają internetu, ale tylko w wyznaczonych do tego Hotspot-ach, z wykupionymi wcześniej kartami na godziny. Godzina internetu (wątpliwej jakości) kosztuje 2 CUC czyli 2 dolary. /2 euro. Jest to więc raczej rarytas niż codzienność. A miejsca z internetem rozpoznamy od razu mimo że nie ma żadnych oznaczeń oprócz tych które znajdziemy w aplikacji maps.Me ludzie nagle zmieniają się w zombi, przestają rozmawiać i w ciszy wpatrzeni są w telefony. Na szczęście minuty na internet szybko się kończą, a jego jakość jest też niespecjalnia, szybko więc następuje przebudzenie w świat offline. To dla mnie osobiście było ciekawe doświadczenie. Ten brak łączą czyni z Kuby miejsce cięższe do podróżowania. Bowiem wymaga rozwoju wszystkich umiejętność jakie zaczęliśmy zatracac w obecnych czasach. To taki powrót do lat 90 gdzie by dowiedzieć się gdzie coś jest trzeba to znaleźć na fizycznej mapie, a później zapytać o drogę. Rezerwacje wydrukować wcześniej, a rozkłady jazdy zapisać jeszcze w domu. Trzeba pamiętać przed podróżą by przygotować sobie zrzuty ekranu, dokumenty w pdf i rezerwację najlepiej w wersji papierowej. By nie utkwic w martwym punkcie z powodu braku internetu. To bardzo odswiezajace doświadczenie. Pozwala również przypomnieć sobie co nas cieszy i jak spędzamy czas w świecie bez Netflix, fb I instagrama. Nagle okazało się, że jestem w stanie pisać znacznie więcej, lepiej obrabiac zdjęcia i czytać na potęgę. Szczerze przyznam tak lekkiego umysłu i wielkiej efektywności nie odnotowałam od dawien dawna. Szczerze polecam taki epizod offline.
Świat pełen kombinacji.
Po 7 dniach na wyspie, gdy po raz kolejny musiałam udać się na wyprawę w poszukiwaniu osoby w bramie sprzedajacej bez kolejki internet, później sprawdzić czy hotspot dziś ma wystarczający sygnal żebym mogła wejść na stronę banku, przesłać pieniądze, a później szukać bankomatu, w okolicy bowiem dwa najbliższe tego dnia nie działały, a na koniec ustawić się w kolejce po jedzenie do sklepu, w którym i tak nie dostanę nic czego akurat bym chciala- byłam zmęczona, ale i jednocześnie pozwoliło mi to docenić świat w którym żyje.
Nieskończoną możliwością wyborów jakie daje nam nasz świat. Wyboru życia, miejsca, środka transportu, sposobu płatności, diety-wszystkiego. Gdy wylądowałam w Miami i mogłam w dowolnym miejscu kupić wszystko co chciałam i zapłacić za to kartą zupełnie nierealne wydało mi się, że jeszcze godzinę temu tkwilam w innym świecie, o tak innych zasadach.
Z jednej strony szkoda, że bajeczny archaiczny świat przemija, ale to egoistyczne utyskiwanie turysty, za które powinno być nam wstyd. Bowiem to nie rezerwat z dziką zwierzyną a wyspa pełna uśmiechniętych życzliwych ludzi, którzy mają prawo czerpać z dorobku cywilizacji w równej mierze jak reszta globu.
Niesamowicie cieszę się, że miałam możliwość tego doświadczyć. To była ważna, pouczająca i inspirująca podróż. Żadne miejsce od dawna tak mnie nie zaskoczyło, przede wszystkim swoją wyrazistością.
Pozdrawiam cieplo
Jess
This post has already been read 5121 times!