Czasem udajemy się w podróż mimo własnej woli. Podczas lektur traktujących o traumatycznych wydarzeniach, jak wojna, czy holocaust mimo osobistych pragnień odczuwamy na własnej skórze chłód, na najmniejszy szelest reagujemy przyspieszonym tętnem, zaciskającym się żołądkiem i spojrzeniem wylęknionego wariata. Im wyższy nasz współczynnik empatii, tym głębiej, silniej, mocnej zatracamy się w fabule. Literacka fikcja staje się naszym teraźniejszym światem, a my, w niezauważalnym dla nas momencie, dostajemy zadyszki uciekając razem z bohaterem, którym mimo woli staliśmy się miedzy 1, a 10 zdaniem pierwszej strony.
Jestem z gatunku tych szczęściarzy, ( i nieszczęśników zarazem) , którzy bezdennie zatracają się w literackim świecie, często błądząc i nie mogąc powróci przez długie godziny do rzeczywistości.
Ten poziom empatii daje niesamowite wrażenia, życia w wielu wcieleniach, dziesiątkach epok i setkach istnień. Staje się jednak niezaprzeczalnym utrapieniem gdy chcemy przebrnąć przez jakiś tekst, zachowując dystans i rzeczowe, logiczne, niezmącone emocjami spojrzenie.
Z tym kalibrem przyszło mi się mierzyć, mniej więcej rok temu, gdy pochylałam się nad kwerendą wydawanego na Śląsku”Górnika” z lat 1989-1991, gdzie publikowana były listy Ślązaków deportowanych do ZSRR.
Niewiele myśląc dałam się władować do tych bydlęcych wagonów, z bezdechu i głodu, mdlejąc, jechałam razem z więźniami. Zamarzałam na kość i odchodziłam od zmysłów, ciągle jadąc razem z nimi, w nieznana mi stronę, pełna obaw i żalu czując jak opuszczają mnie siły i ostatnie nadzieje. Przelewałam łzy nad listami córek, które utraciły ojców oraz żon, które myślały przez lata, że zostały porzucone, gdy mąż nie dawał znaku życia. Truchlałam nad relacjami tych, którzy przeżyli i zdecydowali się udzielić wywiadu do parsy.
Moim zadaniem było przeanalizowanie sprawy deportacji górników do Związku Radzieckiego w powojennej Polsce. Sprawa niemalże dziewicza. Temat artykuły zlecony prze Instytut Pamięci Narodowej jak dla mnie zupełnie nietypowy. Na co dzień pochylona nad historią kobiecą, kulturą, obyczajowością przełomu XIX i XX wieku oraz modą kobiecą i jej socjologicznym wydźwiękiem, nagle trafiłam w czasy mi obce, a zwiewne fatałaszki zastąpił jednoznaczny pasiak. Wpadłam z tego swego słodkiego dekadenckiego światka, w prl-owską zawieruchę, wprost w ludzkie, najprawdziwsze dramaty.
Czytałam te listy, wspomnienia, wywiady i relacje i truchlałam, przeżywałam ludzkie dramaty silniej niż się tego po sobie spodziewałam. Tym bardziej, że miałam w rekach prawdziwą historię ludzi z własnego śląskiego podwórka żyjących w ostatnich dziesięcioleciach, których tragedia wydarzyła się tuz obok miejsc, w których bywałam w Polsce na co dzień.
W pierwszym odruchu chciałam pisać o emocjach, o cierpieniu i stracie. Musiałam oswoić się z tematem. Przyswoić sobie cierpienie drugiego człowieka. Potraktować je jako fakt i statystyczną daną. Właśnie tej chłodnej kalkulacji i rzeczowej analizy wymagało ode mnie zadanie.
Starałam się jednak mimo, to przemycić ludzki czynnik, nie zabić empatii, bez której tracimy człowieczeństwo, tak niezbędne przy historycznej analizie. Mam nadzieje, że udało mi się wśród statystyk i bezosobowych liczb przemycić historie prawdziwych ludzi.
Zachęcam do lektury, mój artykuł ukazał się własnie w publikacji, wydanej nakładem Instytutu Pamięci Narodowej, pt „Wywózka”, premiera miała miejsce w zeszłym tygodniu. To smutna podróż, ale warta odbycia, zawsze lepiej być świadomym tego co ludzie maja za paznokciami, tym bardziej nasi sąsiedzi.
.
Ps. niewiele rzeczy w życiu daje taką radość, jak widok ( na razie jedynie przez kamerkę na skype) własnego nazwiska wydrukowanego na białym pachnącym papierze, nowiutkiej publikacji!
więcej o książce:
IPN – Wywózka
This post has already been read 2606 times!