Jest zimowe styczniowe popołudnie, dzwoni dzwonek a ja w te pędy zarzucan na siebie plecak, zapinam zamek i nieudolnie zawieszam szalik. Śnieg radośnie skrzypi mi pod nogami, a płatki wirują na wietrze i zacinają po twarzy. Mam 8 lat i bardzo spieszę się do domu, gdzie czeka na mnie książka o dzieciach, których dzieciństwo jest podobne do mojego. Co prawda nie mam czerwonego domku z białymi okienkami, ale mój murowany ma w sobie jeszcze więcej ciepła. Moje lato podobnie jak Lisa, Lesse Bosse Ania i Britain oraz Ole spędzam biegając po polach i lasach. Przeżywając nie mniejsze niż oni przygody, w końcu posiadam masę wymyślonych domków na drzewach, na które wdrapuje się niczym mały szympans, ucieram gwiezdny pył i mam w swojej kolekcji znaleziony na pastwisku za domem- ząb mamuta! W domu rzucam poduszkę na podłogę, układam sobie legowisko pod balkonowym oknem, nakrywam się kocem i przepadam. Znów przenoszę się oczyma wyobraźni do tych pachnących pagórki i czerwonych drewnianych domków. Ile ja bym dała, żeby móc zobaczyć ten mały słodki domek Lisy i jej małe białe okienko na poddaszu….
To było jedno z tych marzeń, które dotyczyło drogiego kraju daleko na północy i miejsca, które na pewno w rzeczywistości nie istnieje. Bezpiecznie trzymałam więc te wspomnienia jak słodkie dziecięce marzenie, którego celem ( jak i wymyślonych domków na drzewie) było ubarwić dzieciństwo. Rozkoszowałam się samą radością z obcowania z książką i wyobrażaniem sobie sielskich szwedzkich krajobrazów.
Na szczęcie później dorosłam i szybko zrozumiałam uznałam, że nie ma takich marzeń, których nie dałoby się spełnić, a ja nie chce zostawiać nic na kiedyś. Nie ma nic przykrzejszego niż realizowanie „przeterminowanych marzeń” próbowaliście? Ja tak, to jak jedzenie zwietrzałych płatków mleka.
O Szwecji marzyłam od dawna. Byłam 5 lata wcześniej w Szwecji, jadąc z Nordkapu do Karlskrony wzdłuż większej części kraju, mimo wszystko to nie zaspokoiło moich Skandynawskich żądz. Kilka godzin w Sztokholmie, niewiele czasu na cieszenia się naturą, obserwowanie ludzi i przede wszystkim literackie podróże. Dlatego, gdy Fahad zapytałam mnie gdzie dokładnie chce pojechać na kilka dni w ramach urodzinowego prezentu, odpowiedź miałam już gotową- chce do Szwecji! Do SMALAND !
Bałam się tej podróży. Czy to nie będą takie odgrzewane kotlety? A co jeśli moje wyobrażenie Bullerbyn, piękne dziecięce wspomnienie wyglądają piękniej niż rzeczywistość? A może wcale nie uda mi się odtworzyć tych dziecięcych wyobrażeń i emocji, które towarzyszyły lekturze 20 lat wcześniej? Bałam się, że nie uda mi się przeżyć tej podróży jak trzeba, że nie doświadczę tych wszystkich zachwytów, nie zrozumiem tego obrazu i nie przeżyje wszystkimi zmysłami, miejsca w którym jestem. Postanowiłam wiec, ze przygotuje się do tej podróży.
Przygotowałam więc listę książek o Szwecji ( o niektórych z nich mogliście posłuchać w moim Vlogu – co przeczytać przed wyjazdem do Szwecji). Wśród tych najważniejszych była biografia Astrid Lindgren, dzięki której na nowo mogłam przeżyć przygodę Dzieci z Bullerbyn i Pippi Pończoszanki. Plan na podróż śladem Autorki i jej powieści miałam w głowie gotowy od dawna. Ale lektura tej książki pozwoliła mi zrozumieć te wszystkie miejsca, które zamierzałam zobaczyć. Wszystkie te punkty, nabrały jeszcze więcej kolorytu niż w czasach dzieciństwa. A biografia Astrid Lindgren, autorstwa Margaret Strmstedt, pojechała ze mną do Smalandii.
Skoro już wiecie jak bałam się tej podróży, możecie wyobrazic sobie jakie emocje mną targały, gdy przylecieliśmy do Smalandii, pożyczyliśmy samochód, a ja z aparatem przyklejona do szyby, wykrzykiwałam przez 3 godziny przy każdy czerwonym domku – JAK PIĘKNIE! Tak wyglądają spełniające się marzenia. Z wypiekami na twarzy nie odklejałam się od szyby i widoków. Gdy dojechaliśmy na miejsce było juz ciemno. Zasypiałam z myślą, że jestem jakieś 30 minut drogi od Bullerbyn! O boże! o boże!
Rano zerwałam się na równe nogi i wczesnym porankiem byliśmy na trasie do Sevedstorp czyli prawdziwego Bullerbyn. Gdy zobaczyłam znak „Sevedstorp – Bullerbyn” serce mi zamarło! Tak się bałam, że się rozczaruje. Z każdym zakrętem więcej było we mnie emocji! Gdy wreszcie stanęłam na wprost trzech czerwonych domków – nie mogłam uwierzyć. Fala gorąca i niespodzianej radości zalała mnie od stóp do głów. Gdy nieco doszłam do siebie, zaczęłam skakać jak małe dziecko i krzyczeć – O Boże jesteśmy tutaj!! Marzenie się spełniło!
Gdy trochę ochłonęłam, usiadłam na polanie i wpatrywałam się w trzy PRAWDZIWE domki w Sevedstorp które zainspirowały Astrid do napisania historii o dzieciach, których dzieciństwo niewiele różni się od tego, które sama w tych okolicach odbyła. Opisany środkowy domek, był domem z dzieciństwa jej ojca Samuela, a sama Astrid była tu nie raz, odwiedzając swoich dziadków. Obeszłam całą farmę z każdej strony, zajrzałam do każdej dziury, a później usiadłam na polance naprzeciwko i przeczytałam jeszcze raz rozdział w biografii Astrid opisujące historie jej ojca Samuela Augusta oraz jej wspomnienia z Sevedstorp.
Ciężko było mi się stąd ruszyć. Wylegiwałam się na trawie wypatrując z radością w czerwone domeczki, a błogie ciepło, spełnionego marzenia rozlewało się po sercu. Chwilo trwaj ! Myślałam i cieszyłam się, że miałam szanse to zrobić, że przytrafiło mi się to w tym życiu!
Krótka informacja : Sevedstorp czyli Bullerbyn
Położone jest 18 minut drogi samochodem z centrum Vimmerby. Bullerbyn to tak naprawdę wąska uliczka w małej wiosce, której nie dociera komercjalizacja, a przestrzeń dookoła przypuszczam niewiele zmieniła się przez ostatnie sto lat. Szwedzka prostota i skromność w tym ujęciu zadziwia. W starej stodole zrobiono kawiarnie, a do poszczególnych obiektów przybito zalaminowane kartki z opisem jaką rolę odgrywał w powieści i to tyle.
PS. Napisałam dla Was mini przewodnik po Smalandia śladem Astrid Lindgren i mimo, że obiecałam, że go opublikuje go 2 tygodnie temu, coś mnie blokowało. Juz teraz wiem, czułam, że zbyt mało romantyzmu w tym tekście. Od co pojechałam zanotowałam i jest.. A to nie tak , zupełnie nie tak! To w końcu 20 lat marzeń o tym jednym wyjątkowym momencie! Najpierw muszę opublikować ten tekst pełen sentymentu, romantyzmu, nieco egzaltacji i dziecięcej radości, Bez pożytku dla czytelnika ale pozwalający wyrazić ( mam nadzieje) zaraźliwą radość jaką daje spełnione marzenie.
This post has already been read 18501 times!