Blog ma w tytule codzienność i wszystko co może ją upiększyć, wzbogacić, bądź sprawić bardziej radosną, zdobywa moje zainteresowanie. Wracam więc do Was, z tematem duńskiej recepty na upiększenie codzienności. Temat sprowokowała mała lawina książek o duńskim kluczu do szczęścia czyli Hygge ( czytamy Huge). Książek pojawiło się na polskim rynku kilka są do siebie podobne i opowiadają o tym samym, ale troszkę inaczej. Ja na pierwszy o ogień wzięłam książkę Profesora z wydziału badań nad szczęściem Wikinga Meik Hygge. Klucz do szczęścia oraz książkę Mari Tourell Soderberg. Hygge, Duńska Sztuka szczęścia. Brzmi zachwycająco, gotowi? Więc zaczynamy:)
Hygge. – dobrze, że ktoś nazwał to zjawisko
Nie miałam pojęcia, że takie słowo jak Hygge istnieje. Myślę, że każdy z nas ma swoje słodkie Hygge momenty i wspmnienia, szczególnie z okresu świat, bądź deszczowych dni, ale kołacza się one w głowie pod pojęciem, przytulnie, błogo, ciepło na sercu, bezpiecznie, tak naprawdę nie nazywając dosadnie tego zjawiska. W moich wspomnieniach, takie momenty figurowały jako było … „mi tak przytulnie”, „było tak miło”, „było tak spokojnie”, „to był moment, błogiego szczęścia”. Może po prostu „Błogość” ? Ciężko w polskim określić to jednoznacznie. A gdy ciężko coś nazwa to i ciężko do czegoś dążyć. Cieszę się, że to pozytywne słowo trafiło do naszego słownika, a oznacza ono nic innego, jak właśnie poczucie komfortu, radości z prostej chwili.
Prównajmy obie pozycje: Hygge. Klucz do szczęścia. Wikinga Meik kontra Hygge, Duńska Sztuka szczęścia. Mari Tourell Soderberg.Którą warto kupić, która bardziej inspirująca i czy w ogóle należy je porównywać? Na te pytania mam kilka dla Was odpowiedzi.
Książka profesora Wikinga Meik, ma przepiękną okładkę! Wiem, że książki, nie wybiera się w ten sposób, ale od samego patrzenia na nią, robi się człowiekowi dobrze, ów dobroczynny wpływ niezłego designu. Do tej pozycji przekonuje fakt, że autor jest specjalistką, naukowcem z instytutu badań nad szczęściem w Kopenhadze. Podchodzi on bardziej systemowo, do tematu szczęścia, analizuje, etymologie słowa hygge. Porównuje ją, z innymi podobnymi słowami z innych krajów, m in z holenderskim gezelligheid, niemieckim gemutlichkeit czy kanadyjskim hominess . Wykazując gdzie leża różnice i co szczególnego ma w sobie duńskie hygge. Idzie w swych badaniach nawet krok dalej, przedstawiając na wykresach ile świeczek, spala tygodniowo Duńczyk. sięga do historii, rozbija hyggeling na pory roku. Wszystko świetnie, do momentu, w którym nie zaczyna podawać listy rzeczy, które są przydatne w hyggeling, łącznie z podaniem adresów, gdzie można je nabyć. W tym momencie, uruchamia się w czytelniku dusza łowcy, budzi się niepokoju, myśl ” ok, żeby zafundować sobie hygege, muszę kupić, miękki kocyk, najlepiej tu, w stu procentach z wełny, sweter gruby, wełniany, w skandynawski wzór i dużo świeczek, pachnących, firmowych i jeszcze ….” I tak naprawdę urywa się w tym miejscu, dobry nastrój, w który nas pierwotnie wprowadził, poczucie, że radość płynie z prostoty zwykłych momentów. Mimo, że po wylicytowaniu listy przedmiotów, jakby autor ocknął się nieco z letargu influencera, odżegnuje się od potrzeby ich posiadania i przypomina, że najlepsze rzeczy w życiu są za darmo, to mimo to rozbudzony konsumpcjonizm pozostaje.
W tym miejscu, dobrze sięgnąć, po druga pozycje, możliwe, że gdybym nie trzymała jej w ręce, pobiegłabym do TK Maxxa bądź HM Home, szukać pachnących ekskluzywnych świeczek. Oczywiście trochę szydzę, ale z tego co pokazują badania brytyjskiego rynku, tak własnie zadziałała na Wyspach moda na hygge. Wydane u nas 3 pozycje plus czwarta na temat skandynawskiej kuchni, to dopiero wierzchołek góry lodowej. Brytyjczycy, zinterpretowali hyggeling w tej najprostszej wersji, rzucając się w wir zakupów, by stworzyć wokół siebie jak najlepszą atmosferę i być gotowym do hyggeling. Kupując na hura świecę, dekorację, światełka, wełniane skarpety, porcelanę…
Przeglądając książkę, Mari Tourell Soderberg „Duńska Sztuka Szczescia” znajdujemy przede wszystkim spokój, czytanie jej samo w sobie, jest hyggeling. Autorka pokazuje, jak sama, w prosty sposób osiąga radość życia, a także jak robią to inni Duńczycy i obcokrajowcy, żyjący w Danii. Krótka lista hygge momentów autorki, uspokoiła mnie i mój nakręcony wcześniejszą lekturą konsumpcjonizm. Siedziałam przez kilka chwil i zastanawiałam się, co mnie czyni szczęśliwą, które z codziennych momentów są hyggeling? Stworzyłam taką listę i niedługą się nią z Wami podzielę. Okazało się, że faktycznie wszystkie te chwile są za darmo i opierają się o relację z bliskimi mi ludźmi, bądź samotności z wyboru i robieniu czegoś dla siebie.
Hyggeling a skandynawskie wnetrze.
Zgodzę się, że w brudnym, zabałaganionym, pełnym rupieci pomieszczeniu ciężko osiągnąć spokój i zwyczajnie się zrelaksować. Warto upiększać przestrzeń, w której żyjemy. Skandynawski design, to nie jest jakaś nowość, może dzięki, modzie na hygge, dotrze do szerszego grona, jednak nie zapominajmy, że tworzenie wnętrza na wzór, tego, z skandynawskich blogów, katalogów ze szwedzkimi meblami, czy pinteresta, nie da efektu szczęścia jeśli zabraknie w tym nas i tego co kochamy. Będzie ładnie, owszem, wręcz katalogowo, ale nie po naszemu. Warto pamiętać, że przestrzeń, w której żyjemy, jest miejscem, które odzwierciedla nasz sposób życia, nas samych, oraz nasze potrzeby. Warto więc, zastanowić się, czy białe ściany, białe podłogi i minimalizm, który zastąpi ulubione przedmioty, będzie tym czego chcemy. Myślę, że łatwo wpaść w pułapkę. Maria Tourell pisze o tym w rozdziale o wnętrzach, cytując autorkę książki o Skandynawskim wystroju i stylu życia. Pozwolę powtórzyć cytat za autorką, bo jest to mój ulubiony fragment całej książki:
„Hygge ma tę cudowną właściwość, że w każdym domu wygląda inaczej. Często zaskakuje mnie ile rożnych miejsc i stylów wydaje mi się hyggelig. Hygge wiąże się ściśle z poczuciem bezpieczeństwa. Pojawia się wraz z wrażeniem, że osoba, która urządziła dane wnętrze, jest całkowicie pewna swoich wyborów, a równocześnie nie boi się zaufać intuicji i spróbować czegoś nowego (…) Dom urządzony „we właściwy sposób, w którym meble, dekoracje i cała estetyka wynikają ze wzoru czy modelu uznawanego za odpowiedni, rzadko bywa hyggelig(…)”
To własnie takie momenty, w tej książce sprawiają, ze łatwo znaleźć balans, odzyskać poczucie, że nasze życie nie musi być na wzór innego, skandynawskiego, a wręcz nie powinno być, że to nic, że nie jest pinterestowe. Co więcej podane przez autorkę przykłady, są realne, niedoskonałe, bardzo swojskie i przez to napraw pociągające. Warto się inspirować, pozostając jednak wiernym swojemu gustowi i potrzebom. Tego mi zabrakło, w książce Wikinga Meika, tego udowadniania, że normalność i codzienność jest wszystkim co jest nam potrzebne, wystarczy tylko umiejętnie ją organizować i cieszyć się z prostych rzeczy. Wierze w dobre intencje profesora, jednak, ja wybieram, książkę Marii.
Oczywiście, pozycja ta ma swoje minusy, jest króciutka mimo, że wydana na prawie 300 stronach, ma ogromne marginesy, wiele zdjęć i tak naprawdę można by ją zmieścić na 50 stronach tekstu. Jednak chodzi w tym wszystkim o spokój, relaks i powolne odkrywanie, duńskiego prostego życia przyglądając się obrazką, czytając przepisy, po prostu się delektują. Uwaga! Zdecydowanie nie jest to ksiązka, która możemy przekartkować w tramwaju, do niej trzeba atmosfery, spokoju własnego domowego zacisza.
Krytyka Hygge
Zwróciłam uwagę przede wszystkim na fragment, w którym Marii wspomina o krytyce hygge. Politycy, naukowy, sprzeciwiają się hygge, lewicowi, bo widza w tym pochwałę introwertyzmu, zamykanie się na innych, hermetyzowanie swojego środowiska, prawicowi z kolei, kojarzą to z lenistwem i nieróbstwem. Dietetycy z dostrzegą w tym, niezdrowe nawyki żywieniowe, które mogą powodować otyłość.
Myślę, że należy spojrzeć na hygge z większą pobłażliwością. Nie musi ono oznaczać jedynie zamykania się w wąskim gronie, swoich czerech ścianach, palenia świeczek, oglądania telewizji i zajadania upieczonych słodkościami. Myślę, że raczej trzeba dostrzec w hygge sposób na znalezienie równowagi, miedzy pracą, a własnym życiem i umiejętność dostrzegania radości w prostych chwilach. Hygge sprowadzony do znanego nam prostego, życia, slow life’u, myślę staje się bardziej zrozumiały. Trzeba jednak zaznaczyć, że to nie sama afirmacja, prostego życia, a raczej takie magiczne wewnętrzne poczucie spełnienia, takie ciepło rozlewające się na sercu podczas wykonywania jakiejś czynności. Ja od dziecka nazywałam to promykami i powtarzałam cyklicznie by osiągnąć ten moment prostej radosci.
Pochwała codzienności i zwyczajności
Wracając do samej książki, uważam, że zawsze warto próbować się uszczęśliwić. Książka ta bez wątpienia sama w sobie, daje przyjemność i inspiruje do dostrzegania małych, prostych rzeczy w zwykłych chwilach i cieszenia się codziennością. Warto więc w zimowy wieczór zaszyć się z nią i zafundować sobie, chwile refleksji nad tym co dla nas jest hygge.
No, własnie co dla Was jest hygge?
pozdrawiam ciepło
Nancy Irving
This post has already been read 2874 times!