KULTURA LIFESTYLE WNĘTRZE

Hygge, czyli ciesz się codziennością.

20 grudnia 2016
Blog ma w tytule codzienność i wszystko co może ją upiększyć, wzbogacić, bądź sprawić bardziej radosną, zdobywa moje zainteresowanie. Wracam więc do Was, z tematem duńskiej recepty na upiększenie codzienności. Temat sprowokowała mała lawina książek o duńskim kluczu do szczęścia czyli Hygge ( czytamy Huge). Książek pojawiło się na polskim rynku kilka są do siebie podobne i opowiadają o tym samym, ale troszkę inaczej. Ja na pierwszy o ogień wzięłam książkę Profesora z wydziału badań nad szczęściem Wikinga Meik  Hygge. Klucz do szczęścia oraz książkę  Mari Tourell Soderberg. Hygge, Duńska Sztuka szczęścia. Brzmi zachwycająco, gotowi? Więc zaczynamy:)
Hygge. – dobrze, że ktoś nazwał to zjawisko 
Nie miałam pojęcia, że takie słowo jak Hygge istnieje. Myślę, że każdy z nas ma swoje słodkie Hygge momenty i wspmnienia, szczególnie z okresu świat, bądź deszczowych dni, ale kołacza się one w głowie pod pojęciem, przytulnie, błogo, ciepło na sercu, bezpiecznie, tak naprawdę nie nazywając dosadnie tego zjawiska. W moich wspomnieniach, takie momenty figurowały jako było … „mi tak przytulnie”, „było tak miło”, „było tak spokojnie”, „to był moment, błogiego szczęścia”. Może po prostu „Błogość” ? Ciężko w polskim określić to jednoznacznie. A gdy ciężko coś nazwa to i ciężko do czegoś dążyć. Cieszę się, że to pozytywne słowo trafiło do naszego słownika, a oznacza ono nic innego, jak właśnie poczucie komfortu, radości z prostej chwili.
Prównajmy obie pozycje: Hygge. Klucz do szczęścia. Wikinga Meik kontra Hygge, Duńska Sztuka szczęścia. Mari Tourell Soderberg.Którą warto kupić, która bardziej inspirująca i czy w ogóle należy je porównywać? Na te pytania mam kilka dla Was odpowiedzi.
Książka profesora Wikinga Meik, ma przepiękną okładkę! Wiem, że książki, nie wybiera się w ten sposób, ale od samego patrzenia na nią, robi się człowiekowi dobrze, ów dobroczynny wpływ niezłego designu. Do tej pozycji przekonuje fakt, że autor jest specjalistką, naukowcem z instytutu badań nad szczęściem w Kopenhadze. Podchodzi on bardziej systemowo, do tematu szczęścia, analizuje, etymologie słowa hygge. Porównuje ją, z innymi podobnymi słowami z innych krajów, m in z holenderskim  gezelligheid, niemieckim gemutlichkeit czy kanadyjskim hominess . Wykazując gdzie leża różnice i co szczególnego ma w sobie duńskie hygge. Idzie w swych badaniach nawet krok dalej, przedstawiając na wykresach ile świeczek, spala tygodniowo Duńczyk. sięga do historii, rozbija hyggeling na pory roku. Wszystko świetnie, do momentu, w którym nie zaczyna podawać listy rzeczy, które są przydatne w hyggeling, łącznie z podaniem adresów, gdzie można je nabyć. W tym momencie, uruchamia się w czytelniku dusza łowcy, budzi się niepokoju, myśl ” ok, żeby zafundować sobie hygege, muszę kupić, miękki kocyk, najlepiej tu, w stu procentach z wełny, sweter gruby, wełniany, w skandynawski wzór i dużo świeczek, pachnących, firmowych i jeszcze ….” I tak naprawdę urywa się w tym miejscu, dobry nastrój, w który nas pierwotnie wprowadził, poczucie, że radość płynie z prostoty zwykłych momentów. Mimo, że po wylicytowaniu listy przedmiotów, jakby autor ocknął się nieco z letargu influencera, odżegnuje się od potrzeby ich posiadania i przypomina, że najlepsze rzeczy w życiu są za darmo, to mimo to rozbudzony konsumpcjonizm pozostaje.
W tym miejscu, dobrze sięgnąć, po druga pozycje, możliwe, że gdybym nie trzymała jej w ręce, pobiegłabym do TK Maxxa bądź HM Home, szukać pachnących ekskluzywnych świeczek. Oczywiście trochę szydzę, ale z tego co pokazują badania brytyjskiego rynku, tak własnie zadziałała na Wyspach moda na hygge. Wydane u nas 3 pozycje plus czwarta na temat skandynawskiej kuchni, to dopiero wierzchołek góry lodowej. Brytyjczycy, zinterpretowali hyggeling w tej najprostszej wersji, rzucając się w wir zakupów, by stworzyć wokół siebie jak najlepszą atmosferę i być gotowym do hyggeling. Kupując na hura świecę, dekorację, światełka, wełniane skarpety, porcelanę…
Przeglądając książkę, Mari Tourell Soderberg „Duńska Sztuka Szczescia” znajdujemy przede wszystkim spokój, czytanie jej samo w sobie, jest hyggeling. Autorka pokazuje, jak sama, w prosty sposób osiąga radość życia, a także jak robią to inni Duńczycy i obcokrajowcy, żyjący w Danii.  Krótka lista hygge momentów autorki, uspokoiła mnie i mój nakręcony wcześniejszą lekturą konsumpcjonizm. Siedziałam przez kilka chwil i zastanawiałam się, co mnie czyni szczęśliwą, które z codziennych momentów są hyggeling? Stworzyłam taką listę i niedługą się nią z Wami podzielę. Okazało się, że faktycznie wszystkie te chwile są za darmo i opierają się o relację z bliskimi mi ludźmi, bądź  samotności z wyboru i robieniu czegoś dla siebie.
Hyggeling a skandynawskie wnetrze.
Zgodzę się, że w brudnym, zabałaganionym, pełnym rupieci pomieszczeniu ciężko osiągnąć spokój i zwyczajnie się zrelaksować. Warto upiększać przestrzeń, w której żyjemy. Skandynawski design, to nie jest jakaś nowość,  może dzięki, modzie na hygge, dotrze do szerszego grona, jednak nie zapominajmy, że tworzenie wnętrza na wzór, tego, z skandynawskich blogów, katalogów ze szwedzkimi meblami, czy pinteresta, nie da efektu szczęścia jeśli zabraknie w tym nas i tego co kochamy. Będzie ładnie, owszem, wręcz katalogowo, ale nie po naszemu. Warto pamiętać, że przestrzeń, w której żyjemy, jest miejscem, które odzwierciedla nasz sposób życia, nas samych, oraz nasze potrzeby. Warto więc, zastanowić się, czy białe ściany, białe podłogi i minimalizm, który zastąpi ulubione przedmioty, będzie tym czego chcemy. Myślę, że łatwo wpaść w pułapkę. Maria Tourell pisze o tym w rozdziale o wnętrzach, cytując autorkę książki o Skandynawskim wystroju i stylu życia. Pozwolę powtórzyć cytat za autorką, bo jest to mój ulubiony fragment całej książki:

„Hygge ma tę cudowną właściwość, że w każdym domu wygląda inaczej. Często zaskakuje mnie ile rożnych miejsc i stylów wydaje mi się hyggelig. Hygge wiąże się ściśle z poczuciem bezpieczeństwa. Pojawia się wraz z  wrażeniem, że osoba, która urządziła dane wnętrze, jest całkowicie pewna swoich wyborów, a równocześnie nie boi się zaufać intuicji i spróbować czegoś nowego (…) Dom urządzony „we właściwy sposób, w którym meble, dekoracje i cała estetyka wynikają ze wzoru czy modelu uznawanego za odpowiedni, rzadko bywa hyggelig(…)”

To własnie takie momenty, w tej książce sprawiają, ze łatwo znaleźć balans, odzyskać poczucie, że nasze życie nie musi być na wzór innego, skandynawskiego, a wręcz nie powinno być, że to nic, że nie jest pinterestowe. Co więcej podane przez autorkę przykłady, są realne, niedoskonałe, bardzo swojskie i przez to napraw pociągające. Warto się inspirować, pozostając jednak wiernym swojemu gustowi i potrzebom.  Tego mi zabrakło, w książce Wikinga Meika, tego udowadniania, że normalność i codzienność jest wszystkim co jest nam potrzebne, wystarczy tylko umiejętnie ją organizować i cieszyć się z prostych rzeczy. Wierze w dobre intencje profesora, jednak, ja wybieram, książkę Marii.
Oczywiście, pozycja ta ma swoje minusy, jest króciutka mimo, że wydana na prawie 300 stronach, ma ogromne marginesy, wiele zdjęć i tak naprawdę można by ją zmieścić na 50 stronach tekstu. Jednak chodzi w tym wszystkim o spokój, relaks i powolne odkrywanie, duńskiego prostego życia przyglądając się obrazką, czytając przepisy, po prostu się delektują. Uwaga! Zdecydowanie nie jest to ksiązka, która możemy przekartkować w tramwaju, do niej trzeba atmosfery, spokoju własnego domowego zacisza.
Krytyka Hygge
Zwróciłam uwagę przede wszystkim na fragment, w którym Marii wspomina o krytyce hygge. Politycy, naukowy, sprzeciwiają się hygge, lewicowi, bo widza w tym pochwałę introwertyzmu, zamykanie się na innych, hermetyzowanie swojego środowiska, prawicowi z kolei, kojarzą to z lenistwem i nieróbstwem. Dietetycy z dostrzegą w tym, niezdrowe nawyki żywieniowe, które mogą powodować otyłość.
Myślę, że należy spojrzeć na hygge z większą pobłażliwością. Nie musi ono oznaczać jedynie zamykania się w wąskim gronie, swoich czerech ścianach, palenia świeczek, oglądania telewizji i zajadania upieczonych słodkościami. Myślę, że raczej trzeba dostrzec w hygge sposób na znalezienie równowagi, miedzy pracą, a własnym życiem i umiejętność dostrzegania radości w prostych chwilach.  Hygge sprowadzony do znanego nam prostego, życia, slow life’u, myślę staje się bardziej zrozumiały. Trzeba jednak zaznaczyć, że to nie sama afirmacja, prostego życia, a raczej takie magiczne wewnętrzne poczucie spełnienia, takie ciepło rozlewające się na sercu podczas wykonywania jakiejś czynności. Ja od dziecka nazywałam to promykami i powtarzałam cyklicznie by osiągnąć ten moment prostej radosci.
Pochwała codzienności i zwyczajności
Wracając do samej książki, uważam, że zawsze warto próbować się uszczęśliwić. Książka ta bez wątpienia sama w sobie, daje przyjemność i inspiruje do dostrzegania małych, prostych rzeczy w zwykłych chwilach i cieszenia się codziennością. Warto więc w zimowy wieczór zaszyć się z nią i zafundować sobie, chwile refleksji nad tym co dla nas jest hygge.
No, własnie co dla Was jest hygge?
pozdrawiam ciepło
Nancy Irving

This post has already been read 2874 times!

You Might Also Like