Podróżować można na tysiąc sposobów, jednym z preferowanych tutaj ( na tym blogu) jest podróż z kluczem, literackim bądź filmowym szlakiem. Przed wyjazdem na Malte można zobaczyć dziesiątki ekranizacji, które kręcone były na tej małej wysepce, o czym napisze Wam innym razem, uwierzcie jednak, że lista jest naprawdę bardzo długa! Jest wśród tej długaśnej listy jedna pozycja szczególna, z kilku względu. Po pierwsze dla tego, że to komiks był inspiracją do nakręcenia filmu, po drugie dlatego, że specjalnie, by móc go tu nakręcić wybudowano kompletną wioskę! Po trzecie dlatego, że ta filmowa, bajeczna wioska istnieje do dziś!
Poszukiwanie alternatywnych światów to misja do, której się poczuwam. Stąd Disneyland, Dolina Muminków, HarryPotter Studio czy Kraina Astrid Lingren przemawiają do mnie silniej niż do niejednego 10 latka!
Przestępując przez próg kolorowego domku, w którym mieści się kasa, w tej samej chwili trafiasz do równoległej rzeczywistości. O ile lunaparki w stylu Disneylandu czy Universal Studia, sprawiają swym ogromem i miłością do plastiku czasem nieco przytłaczające wrażenie. Tutaj mamy do czynienia, z kameralną wioską w całości zbudowaną z drewna, mieszczącą się w malej zatoczce o intensywnym lazurowym kolorze zaczerpniętym z obrazów ekspresjonistów.
Każdy z drewnianych domków, dostępny jest dla odwiedzających. Można więc chodzi po wiosce, odwiedzając kolejne kolorowe chatki odkrywając świat Papaya.
Kim jest Papay?
Nawet jeśli część z Was nie wie i nigdy nie oglądała Papaya, wizyta w tym miejscu sprawi, Wam przyjemność. W jednym z domków, znajduje się mini salka kinowa, w której, można zobaczyć dokumentalny materiał o tym, jak kręcono w latach 70 Papaya z Robinem Wiliamsem w Roli głównej. Dowiadujemy się o szczegółach i ciekawostkach, a także poznajemy fragmenty fabuły. W innym domku, znajduje się muzeum, z wszystkimi dostępnymi kolekcjami dotyczącymi bohaterów komiksu. Mamy więc gry planszowe, karty, figurki porcelanę, zabawki oraz okładki kolejnych komiksowych wydań.
Inne domy, to sceneria dla ekranizacji. Mamy więc kuchnie sypialnie, gabinet, możemy wejść wszędzie i zobaczyć wszystko z bliska, a nawet rozsiąść się wygodnie w kuchni bohaterów. Odwiedzić gabinet i z bliska przyjrzeć się pucharom.
Wychodzenie z strefy komfortu czyli wciel się w postać z kreskówki o Papayu.
Jedną z Atrakcji, jest możliwość zagrania w amatorskiej produkcji o Papayu. Co to znaczy? Też nie wiedziałam, ale mój Chłopak jest fanem wszelkich performansów i bardzo chciał się w ten sposób zabawić. Dla mnie odgrywanie najprostszej czynności w kalamburach jest katorgą na miarę wyrywania 8ki.. Mimo, że gadam całymi daniami z klientami, prowadzę wyjazdy, opowiadam różne rzeczy, przedstawianie czegokolwiek improwizując jest sztuką ponad moje siły. Żeby nie robić mu przykrości postanowiłam wyjść z własnej strefy komfortu i spróbować się przełamać.
Na czym to polegało? Mężczyzna przebrany za Papaya, przyszedł do nas i rozdzielił nam role. Ty będziesz piratem, ty kobietą sprzedająca ryby, a Wy praczkami… Boze .. pomyślałam, co ja tu robie? czy mogę już uciec?. Ale chwile później gdy dostaliśmy,po jednym elemencie stroju, który zamiast nas przebrać dodawał tylko humorystyczny akcent, na przykład czepek, albo przepaska w pasie, zaczęło mi się podobać ( przebieranki – wiadomo!) . Papay włączył muzykę, wyskoczył z amatorką kamerą i szybko objaśnił, wy teraz krzyczycie, – Ryby ryby, swierze ryby. I 3 kobiety zaczęły obok mnie krzyczeć, nie wiele myśląc, ja też zaczęłam. W jednej chwili przestałam myśleć, co inni o mnie pomyślą, jakie to głupie i że na pewno sama jestem pokraczna w tej roli sprzedawczyni ryb i po prostu bawiłam się tą gra. Sprawiło mi to masę frajdy. Odgrywaliśmy epizod o Papayu, z uproszczeniem wątków, ponad godzinę, integrując się z całą grupą obcych ludzi, z różnych stron świata. Płakałam ze śmiechu widząc Straszego dziadka udającego Papaya, który wczuł się w swoja role, czy tez, sprzedawczynie ziemniaków okładające go workami. Na koniec całość mieliśmy zobaczyć podczas przedstawienia, w małej salce, a następnie miała zostać nagrana dla uczestników na DVD. Szczerze przyznam, że nie mogłam się doczekać. Gdy jednak scenarzysta-reżyser w stroju Papaya włożył kasetkę z kamery do odtwarzacza, zamiast copy wcisnął delate… Nie wiem jak to mogło się stać, ale usunął cały materiał na który czekaliśmy.
Moje rozczarowanie w tym momencie nie znało granic. Tak bardzo chciałam zobaczyć jak to wyszło, w końcu się przełamała, wyszłam ze swojej strefy komfortu, a całość była jednym z lepszych przeżyć. Było mi niewyobrażalnie przykro, później gdy wracaliśmy, pomyślałam, że może to i dobrze? Może gdybym zobaczyła swoją pokraczna grę, miałabym w głowie, że nigdy więcej nie powinnam tego robić? A tak, nie wiem jak to wypadło i mam to gdzieś, pamiętam, że było świetnie, zapamiętałam to doświadczenie wspólnego odgrywania, jako cos fantastycznego do czego będę wracać przez wiele lat. Czasem jak widać warto wyjść z swoje strefy komfortu. Może nawet następny raz odtworzę coś w kalamburach?:)
Wracając do Alternatywnej Atrakcji jaką jest Papay Village, bez względu na to, czy jest się fanem komiksu ( ja nie byłam) czy zna się film ( ja nie znałam, tylko bajkę z wczesnego dzieciństwa) warto odwiedzić to miejsce, by oderwać się od rzeczywistości i poczuć jak w jakiejś bajecznej kolorowej idylli.
Jeśli szukacie alternatywnych światów, to to miejsce jest dla Was.
pozdrawiam ciepło
This post has already been read 3974 times!